Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

..? Skinął głową. — Och, Nathanie, wcale o tym nie wiedziałam! — krzyknęła. — Jesteśmy zatem bogaci? - Nie. — Dlaczego nie? — zapytała zdziwiona. Nathan poinformował ją o utworzeniu towarzystwa i wyjaśnił, dlaczego sam działa tylko jako cichy wspólnik. Powiedział jej też o swojej nadziei na uzbieranie w ciągu dziesięciu — dwunastu miesięcy sumy, która Pozwoliłaby wyprowadzić towarzystwo na czyste wody. — Skąd wiesz, że w ciągu jednego roku zdobędziesz tyle pieniędzy? — Umowa, którą podpisałem... — zaczął. — Zawarłeś więc umowę, która zapewnia ci wystarczające środki? - Nie. Westchnęła ciężko. — Czy mógłbyś mi to bliżej wytłumaczyć? Nathan zignorował jej prośbę. Wielki Boże, jak trudno oś z niego wydobyć! — pomyślała. — Bardzo bym się cieszyła, gdybym mogła ci pomóc powiedziała niepewnie. Roześmiał się. Zrobiło jej się przykro, ale mimo to z naciskiem powtórzyła: Na co? — Mogłabym pomóc ci w prowadzeniu ksiąg, potrafię bardzo dobrze liczyć... Nie? — spytała, kiedy potrząsnął przecząco głową. — Chętnie jednak uczyniłabym coś dla ciebie. Nathan przyjrzał jej się uważnie. Boże, wygląda dziś rzeczywiście czarująco, pomyślał obserwując, jak usiłuje związać swoje niesforne loki. Porywisty wiatr czynił to przedsięwzięcie prawie niemożliwym. Policzki Sary były zarumienione, .a usta płonęły czerwienią. Zanim Nathan zdołał się powstrzymać, objął ją ramieniem i przyciągnął do piersi. Drugą rękę wsunął pod jej loki na karku, chwycił jedwabiste pasma włosów i odciągnął głowę Sary do tyłu. — Każde z nas na swój sposób przyczyni się do sukcesu towarzystwa — wyjaśnił, zbliżając jednocześnie coraz bardziej swoje usta do jej ust. — Moim obowiązkiem jest zatroszczenie się o to, żebyś zaszła w ciążę, a twoim urodzenie mi syna. — Jego usta dotknęły jej warg dokładnie w momencie, kiedy Sara nerwowo zaczerpnęła powietrza. Była tak oburzona, że nie potrafiła zdobyć się na jakiekolwiek działanie. Ale jego usta były tak twarde i gorące... Kiedy język Nathana wsunął się między jej zęby i zaczął okrążać jej język, ugięły się pod nią kolana. By nie upaść, objęła go za szyję i przywarła do niego. Nie zauważyła nawet, że oddała mu pocałunek I że cichy jęk, który usłyszała, był jej jękiem. Nathan stał się delikatniejszy dopiero wtedy, gdy zauważył, że Sara już się przed nim nie broni. Bardzo pragnął zbliżyć się do niej jeszcze i jeszcze... Jego ręka ześliznęła się po plecach Sary i objęła jej pośladek. Cały czas pieścił przy tym wargami jej usta i poczuł niemal niepohamowane pragnienie wzięcia jej. Wiedział, że jest bliski zapomnienia się. Do jego świadomości zaczęły docierać gwizdy i śmiechy. Najwyraźniej jego załoga bawiła się widowiskiem, które jej zapewnił. Usiłował uwolnić się od Sary, ona jednak nie puszczała go. Zagłębiła ręce w jego włosach i przyciągnęła go mocniej do siebie, by ponownie mógł ją całować. Mruknięciem skwitował jej nieme wyzwanie, a potem zaczął się rozkoszować zmysłowymi pieszczotami. Kiedy jednak jej język zaczął ocierać się o jego język, oprzytomniał i wypuścił dziewczynę z ramion. Oboje nie mogli złapać tchu, kiedy się rozdzielili. Sara ciężko opadła na reling i cicho pojękując przycisnęła jedną rękę do falujących piersi. Skoro tylko kapitan puścił swoją oblubienicę, marynarze wrócili do swoich zajęć. Nathan popatrzył za nimi ponurym wzrokiem i ponownie zwrócił się do Sary. Nieprzytomny wyraz jej twarzy ucieszył go wyraźnie i najchętniej znowu zacząłby ją całować. Był wstrząśnięty swoim brakiem opanowania. Odwrócił się do steru i przerażony zauważył, że trzęsą mu się ręce. Pocałunek najwyraźniej bardziej go oszołomił, niż mógłby się tego spodziewać. Sara potrzebowała znacznie więcej czasu, by wrócić do równowagi. Drżała na całym ciele. Nie miała pojęcia, że pocałunek może być taką wspaniałą rzeczą! Ale dla niego te pieszczoty z pewnością nic nie znaczyły, pomyślała, kiedy ujrzała jego obojętną minę. Omal nie zalała się łzami i nie wiedziała nawet, co ją tak zasmuciło. Ale zaraz potem przypomniała sobie niestosowną uwagę Nathana o jej obowiązkach. — Nie jestem klaczą rozpłodową — wyszeptała gniewnie. — Nie jestem też nawet w najmniejszym stopniu zainteresowana twoimi pieszczotami... nie podobają mi się. Nathan spojrzał na nią przez ramię i odpowiedział: — Nie oszukasz mnie. Sposób, w jaki mnie całowałaś... Uważam pocałunki za wstrętne. - Kłamczyni. Była to obraza, ale Nathan wypowiedział to słowo tak, że zabrzmiało pieszczotliwie. To wszystko nie miało w ogóle sensu. Czyżby już teraz tak rozpaczliwie tęskniła za tym, by ten wiking uprzejmie ją traktował, że nawet jego impertynencje odbierała jako komplementy? Sara poczuła, że jej policzki zalewa rumieniec