Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. Kiedy robi mu siê smutno, idzie i zabija kogoœ. Czasem jednego cz³owieka, czasem wiêcej. – ¯a³ujê, ¿e nie widzia³em jego szturmu na bogów w pierwszym miesi¹cu wojny. S¹dz¹c z twojej relacji, rzeŸ musia³a byæ okrutna. – To prawda. Te wspomnienia s¹ tak wstrz¹saj¹ce, ¿e zablokowa³em sobie losowy dostêp do zawieraj¹cych je obszarów pamiêci. – Myœla³em jeszcze o jednej rzeczy u Prousta. – Wyl¹dowali na górnej powierzchni kad³uba Ziemiostatku. Orphu wczepi³ siê mikrozadziorami w grub¹ pow³okê maskuj¹c¹. – My mo¿emy odwo³aæ siê do pamiêci nieorganicznej, kiedy nasze naturalne wspomnienia za wodz¹. A ludzie maj¹ do dyspozycji tylko tê przypadkow¹, chemicznie sterowan¹ masê zasobów neuronowych, subiektywnych i ska¿onych emocjami. Jak oni w ogóle mog¹ zaufaæ swoim wspomnieniom? – Nie wiem. Ale je¿eli Hockenberry poleci z nami na Ziemiê, mo¿e dowiemy siê czegoœ o funkcjonowaniu jego mózgu. – Nie bêdziemy mieli zbyt du¿o czasu, ¿eby pogadaæ z nim na osobnoœci. Ruszymy z du¿ym przeci¹¿eniem, wyhamujemy z jeszcze wiêkszym, a na pok³adzie zapowiada siê t³ok. Wybiera siê z nami co najmniej z tuzin morawców z Piêciu Ksiê¿yców i setka ska³owieckich ¿o³nierzy. – Tym razem bêdziemy przygotowani na wszystko, co? – W¹tpiê. Chocia¿ na statku jest doœæ broni, ¿eby z Ziemi zosta³y zgliszcza. K³opot w tym, ¿e na razie tylko planujemy, a rozwój wydarzeñ i tak ci¹gle nas zaskakuje. Mahnmut poczu³ siê nieswojo. Zna³ to uczucie od czasu, gdy dowiedzia³ siê, ¿e ich Marstatek zosta³ potajemnie uzbrojony. – Op³akujesz czasem Korosa i Ri Po w taki sposób, jak narrator op³akuje swoich zmar³ych? – zapyta³. Antena radaru bliskiego zasiêgu na korpusie Orphu obróci³a siê lekko w stronê Mahnmuta, jakby ioñski morawiec próbowa³ coœ wyczytaæ z wyrazu jego twarzy. Ale twarz Mahnmuta by³a, naturalnie, pozbawiona wyrazu. – Nie. Poznaliœmy ich dopiero tu¿ przed startem i nawet nie podró¿owaliœmy w jednym pomieszczeniu, a potem Zeus nas dopad³. Dla mnie pozostali g³osami na kanale radiowym. Ale czasami próbujê sobie przypomnieæ, jak wygl¹dali... Chyba chcê w ten sposób uczciæ ich pamiêæ. – Rozumiem – powiedzia³ Mahnmut. Sam te¿ tak robi³. – Wiesz, co Proust powiedzia³ o rozmowie? Mahnmut powstrzyma³ siê od ciê¿kiego westchnienia. – Nie. Co? – Powiedzia³: „Uczestnicy rozmowy to nie prawdziwi my... Stara my siê upodobniæ do naszych rozmówców, a nie podkreœlaæ nasz¹ odrêbnoœæ”. – Czyli kiedy z tob¹ rozmawiam, upodabniam siê do szeœciotonowego kraba w poobt³ukiwanej skorupie, z mnóstwem odnó¿y, ale za to bez oczu, tak? – Pomarzyæ piêkna rzecz – zadudni³ Orphu z Io. – Ale mierz si³y na zamiary. 9 Pentesileja wjecha³a do Ilionu godzinê po œwicie. Towarzyszy³o jej dwanaœcie najlepszych sióstr wojowniczek, jad¹cych w parach za jej plecami. Mimo wczesnej pory i zimnego wiatru tysi¹ce Trojan wysz³y na mury i stanê³y przy trakcie wiod¹cym przez Bramê Skajsk¹ do tymczasowego pa³acu Priama. Cieszyli siê, jakby królowa Amazonek przyprowadzi³a ca³e tysi¹ce ¿o³nierzy, a nie trzynastoosobow¹ stra¿ przyboczn¹; powiewali chusteczkami, uderzali w³óczniami o skórzane tarcze, p³akali, wiwatowali i rzucali kwiaty pod nogi koni. Pentesileja przyjmowa³a wiwaty jak nale¿ny jej ho³d. Deifobos, syn Priama, brat Hektora i nie¿yj¹cego Parysa, cz³owiek, o którym ca³y œwiat wiedzia³, ¿e bêdzie nowym mê¿em Heleny, wyszed³ Amazonkom na spotkanie pod mury nowej rezydencji królewskiej. Korpulentny, odziany w b³yszcz¹c¹ zbrojê i czerwony p³aszcz, w he³mie ze z³otym, sztywnym pióropuszem, sta³ z za³o¿onymi na piersi ramionami. Kiedy Amazonki siê zbli¿y³y, wyci¹gn¹³ jedn¹ rêkê w powitalnym geœcie. Za nim sta³o na bacznoœæ piêtnastu gwardzistów Priama. – Witaj, Pentesilejo, córko Aresa i królowo Amazonek! – zawo³a³. – Witam ciebie i twoich dwanaœcie wojowniczek. Ca³y Ilion dziêkuje wam dziœ i oddaje czeœæ za to, ¿e przybywacie jako sojuszniczki w wojnie z bogami Olimpu. WejdŸcie, wyk¹pcie siê, przyjmijcie nasze dary i poznajcie prawdziw¹ goœcinnoœæ Trojan. Hektor, najszlachetniejszy z naszych bohaterów, przywita³by was osobiœcie, ale uda³ siê na spoczynek po ca³onocnym czuwaniu przy stosie pogrzebowym brata. Pentesileja zeskoczy³a lekko z grzbietu olbrzymiego rumaka. Mimo masywnego pancerza i ciê¿kiego he³mu porusza³a siê z ogromnym wdziêkiem. Obur¹cz chwyci³a Deifobosa za przedramiê, witaj¹c siê z nim jak z towarzyszem broni. – Dziêkujê ci, Deifobosie, synu Priama, bohaterze tysiêcy pojedynków. Ja i moje towarzyszki dziêkujemy ci i sk³adamy wyrazy ubolewania tobie, twojemu ojcu i wszystkim podw³adnym Priama, których zasmuci³a œmieræ Parysa. Wieœæ o niej dotar³a do nas przed dwoma dniami. Przyjmujemy tw¹ hojn¹ ofertê goœcinnoœci. Zanim jednak wejdê do domu Parysa, który sta³ siê pa³acem Priama, muszê ciê uprzedziæ, ¿e nie przyby³am po to, by walczyæ u waszego boku, lecz by raz na zawsze zakoñczyæ tê wojnê z bogami. Deifobos, którego natura obdarzy³a lekko wy³upiastymi oczami, przez chwilê wygl¹da³ tak, jakby oczy dos³ownie mia³y mu wyjœæ z orbit. – Jak chcesz tego dokonaæ, królowo Pentesilejo? – Najpierw wszystko wyjaœniê, potem wykonam swój plan. ProwadŸ, Deifobosie, mój druhu. Muszê siê spotkaæ z twoim ojcem. Deifobos wyjaœni³ królowej Amazonek i wojowniczkom w jej stra¿y przybocznej, ¿e Priam zaj¹³ dawn¹ rezydencjê Parysa po tym, jak bogowie w pierwszym dniu wojny zburzyli jego pa³ac, zabijaj¹c przy tym jego ¿onê i królow¹ miasta, Hekubê. – Jeszcze raz przyjmij nasze kondolencje, Deifobosie – odpar³a Pentesileja