Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
W przestrzeni tau, czy te¿ w jakiejœ innej zwariowanej przestrzeni, przez któr¹ lata³y statki Heechów, czy pod któr¹ nurkowa³y lub okr¹¿a³y, nie by³o nic. Ostatni raz Lurvy znajdowa³a siê w takiej pustce w czasie swoich misji z Gateway. Nie wspomina³a tego mi³o. Ten statek by³ znacznie wiêkszy ni¿ wszystkie, jakie dotychczas widzia³a. Najwiêksze statki na Gateway przeznaczone by³y dla piêciu osób. W tym zmieœci³oby siê dwadzieœcia, jeœli nie wiêcej. Sk³ada³ siê z oœmiu oddzielnych pomieszczeñ. Trzy przeznaczone na ³adunki, jak im wyjaœnia³ Wan, automatycznie nape³nia³y siê produktami Fabryki Po¿ywienia podczas dokowania statku. Dwa wygl¹da³y jak luksusowe kabiny, lecz nie dla ludzi. Jeœli „koje", które wystawa³y ze œciany, faktycznie by³y kojami, to i tak nie mog³y pomieœciæ doros³ego cz³owieka. Jedno pomieszczenie Wan traktowa³ jako swoje - zaprosi³ Janine, by z nim zamieszka³a. Kiedy sprzeciwi³a siê temu Lurvy, zmartwi³ siê, ale nie nalega³ dalej. Towarzystwo siê rozdzieli³o - mê¿czyŸni zamieszkali oddzielnie, kobiety oddzielnie. Najwiêksze pomieszczenie, znajduj¹ce siê w matematycznym œrodku statku, mia³o kszta³t cylindra ze spiczastymi koñcami. Nie mia³o ani pod³ogi, ani sufitu - nic za wyj¹tkiem trzech siedzeñ przymocowanych do powierzchni przed pulpitem sterowniczym. Poniewa¿ powierzchnia ta by³a zakrzywiona, siedzenia zbli¿a³y siê do siebie. Mia³y bardzo prosty kszta³t, do którego Lurvy zd¹¿y³a siê przyzwyczaiæ w czasie wielomiesiêcznej podró¿y. - W statkach z Gateway rozci¹gamy nad nimi siatkê - zauwa¿y³a. - Co to jest „siatka"? - spyta³ Wan, a gdy mu wyjaœnili, stwierdzi³: - Œwietny pomys³. Zrobiê to w czasie nastêpnej podró¿y. Mogê ukraœæ trochê materia³ów od Starców. Tak jak we wszystkich statkach Heechów pulpit sterowniczy by³ prawie automatyczny. W rzêdzie znajdowa³o siê kilkanaœcie karbowanych kó³, a przy ka¿dym widnia³y kolorowe œwiat³a. Gdy pokrêcono ko³ami (co nie znaczy, ¿e ktokolwiek móg³by je przekrêciæ podczas lotu - to uwa¿ano jednoznacznie za samobójstwo), œwiat³a zmienia³y kolor oraz intensywnoœæ, i pojawia³y siê jaskrawe i ciemne pasma niczym linie widma. Oznacza³y ustawienie kursu. Nawet Wan nie potrafi³ ich odczytaæ, a tym bardziej Lurvy i pozostali. Ale od czasu pobytu Lurvy na Gateway wielkie mózgi, czêsto za cenê ¿ycia poszukiwaczy, zgromadzi³y pokaŸn¹ porcjê informacji. Niektóre kolory oznacza³y szansê na coœ, o co warto by³o siê pokusiæ. Inne odnosi³y siê do d³ugoœci podró¿y przy danym kursie. Inne jeszcze - a by³o ich sporo - okreœlano negatywnie, gdy¿ ¿aden statek, który z takimi ustawieniami wystartowa³ w przestrzeñ szybsz¹ od œwiat³a, nie powróci³. Przynajmniej nie na Gateway. Z przyzwyczajenia, a tak¿e dlatego, ¿e takie by³y instrukcje, Lurvy fotografowa³a ka¿d¹ fluktuacjê œwiate³ kontrolnych i wizjera, nawet jeœli ekran nie pokazywa³ niczego, co uzna³a by za warte sfotografowania. W godzinê po opuszczeniu Fabryki Po¿ywienia gwiaŸdziste wzory zaczê³y siê kurczyæ do migoc¹cego jaskrawego punkcika œwiat³a. Osi¹gnêli prêdkoœæ œwiat³a. A potem nawet i on znikn¹³. Ekran ukazywa³ jakby szare b³oto rozbryzgane kroplami deszczu i taki obraz ju¿ pozosta³. Dla Wana statek by³ po prostu dobrze znanym autobusem szkolnym, z którego korzysta³, by jeŸdziæ w tê i z powrotem od chwili, kiedy by³ na tyle du¿y, by móc nacisn¹æ guzik startu. Paul nigdy przedtem nie by³ w prawdziwym statku Heechów, wiêc przez wiele dni czu³ siê nieswojo. Dla Janine te¿ by³ to pierwszy lot, ale takie niezwyk³e wydarzenia sta³y siê ju¿ czymœ powszednim w jej czternastoletnim ¿yciu. Inaczej odbiera³a to Lurvy. Ten pojazd by³ powiêkszon¹ wersj¹ statków, w których zdoby³a swoje bransolety podró¿ne i dlatego by³a pe³na obaw. Nie potrafi³a przezwyciê¿yæ tego strachu. Nie mog³a przekonaæ samej siebie, ¿e ta podró¿ to prawie to samo, co regularny rejs promu. Nadmiar strachu pozosta³ w niej od czasów, kiedy par³a w nieznane jako poszukiwacz z Gateway. Miota³a siê po obszernym - wzglêdnie obszernym wnêtrzu (prawie sto piêædziesi¹t metrów szeœciennych) i zamartwia³a siê. Jej uwagê przyci¹ga³ tylko zabryzgany b³otem obraz w wizjerze. By³ te¿ b³yszcz¹cy z³oty romb wiêkszy od cz³owieka, który, jak uwa¿ano, zawiera³ ponadœwietlne silniki. Wiedziano tylko, ¿e eksploduje w przypadku prób otwarcia. By³a te¿ krystaliczna, szklana spirala, która od czasu do czasu siê nagrzewa³a (nikt nie wiedzia³ dlaczego) i rozb³yskiwa³a malutkimi, gor¹cymi plamkami promieniowania na pocz¹tku i na koñcu ka¿dej podró¿y, a tak¿e w innych wa¿nych momentach. Takiego w³aœnie momentu wyczekiwa³a. I kiedy, dok³adnie dwadzieœcia cztery dni, piêæ godzin i piêædziesi¹t szeœæ minut od chwili wyruszenia z Fabryki Po¿ywienia z³ota spirala zamigota³a i zaczê³a siê rozœwietlaæ, wyrwa³o siê jej g³êbokie westchnienie ulgi. - Co siê dzieje? - zapiszcza³ podejrzliwie Wan. - Jesteœmy w po³owie drogi - powiedzia³a odnotowuj¹c czas w dzienniku pok³adowym. - To punkt obrotu. Na statkach z Gateway wszyscy czekaj¹ na ten moment. Jeœli za³oga docieraj¹c do po³owy drogi zu¿yje æwieræ zapasów, wie, ¿e niczego jej nie zabraknie i ¿e nie umrze z g³odu w drodze powrotnej. - Nie ufasz mi - obruszy³ siê Wan. - My nie umrzemy z g³odu. - Cz³owiek ma lepsze samopoczucie, kiedy wie coœ takiego na pewno - uœmiechnê³a siê, ale potem uœmiech znik³ z jej twarzy, bo pomyœla³a o tym, co te¿ ich mo¿e czekaæ pod koniec podró¿y. Starali siê wiêc jakoœ ¿yæ, najlepiej jak tylko mogli, choæ dzia³ali sobie wzajemnie na nerwy tysi¹c razy na dzieñ. Paul nauczy³ Wana graæ w szachy, ¿eby odci¹gaæ jego myœli od Janine. Wan cierpliwie - a póŸniej z coraz wiêksz¹ niecierpliwoœci¹ - powtarza³ ci¹gle od nowa wszystko, co potrafi³ im powiedzieæ o Niebie Heechów i jego mieszkañcach. Spali, ile siê da³o. M³odzieñcza krew Wana, który spa³ w siatce zabezpieczaj¹cej obok Paula, wrza³a. Rzuca³ siê i przewraca³ w trakcie przypadkowych, niewielkich przyœpieszeñ statku, marz¹c o chwili, gdy znajdzie siê sam i bêdzie móg³ robiæ te rzeczy, których, jak siê zorientowa³, nie wolno robiæ, kiedy siê nie jest samemu, albo marz¹c o tym, ¿eby nie byæ sam, ale z Janine i ¿eby móc robiæ te fajne rzeczy, które opisywa³ mu Ma³y Jim i Henrietta. Wiele razy pyta³ Henriettê, jaka jest rola kobiety w spó³kowaniu. Na to zawsze odpowiada³a, nawet jeœli nie chcia³a rozmawiaæ na inne tematy, ale nigdy w sposób, który by Wana satysfakcjonowa³. Choæby nawet zaczyna³a spokojnie, koñczy³o siê zawsze na ³zach i gadaniu o obrzydliwych zdradach jej mê¿a z t¹ kurw¹, Doris. Nawet nie wiedzia³, czym kobieta ró¿ni siê fizycznie od mê¿czyzny. Nie pomaga³y mu w tym obrazki czy s³owa. Pod koniec podró¿y ciekawoœæ zwyciê¿y³a i b³aga³ Janine czy Lurvy, ¿eby choæ jedna z nich pozwoli³a mu to sprawdziæ na w³asne oczy, nawet bez dotykania. - Po co, ty sproœniaczku? - brzmia³a diagnoza Janine. Nie by³a z³a