Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
W końcu wszystkie jego oszczędności się wyczerpały, a on sam był tak zmęczony, że musiał spotkać znowu normalnych ludzi. Napisał więc do Liv, która zawsze darzyła go przyjaźnią, i zapytał, czy może przyjechać w odwiedziny. Odpowiedziała natychmiast, oczywiście z zaproszeniem. Dopiero w Grastensholm okazało się, jak bardzo jest wyczerpany. Przez kilka pierwszych dni siedział po prostu w fotelu, a Liv pozwalała mu wypoczywać. Był rozgoryczony, że nie okazał się godny ich zaufania. - Posłuchaj - powiedziała w końcu Liv rzeczowo. - Mój mąż, Dag, którego tak podziwiasz, kiedyś, w latach swojej młodości, walczył tak samo jak ty. Zabiegał o poprawę warunków pracy robotników tartacznych i przeżył gorzkie rozczarowanie. Wtedy musiał dać za wygraną, bo był młody i niedoświadczony. Jak więc widzisz, nie spotyka to tylko ciebie. Kaleb nie odpowiedział, tylko z wdzięcznością skinął głową. Zrobił się masywny, rysy jego twarzy pod jasną grzywką odznaczały się niemal brutalną wyrazistością. Oczy lśniły błękitem jak dawniej, lecz szczerość, ta jakaś ożywiająca je iskra i zapał do pracy, wygasły. Zostały badawczo przymrużone, wąskie szparki. Nikt nie staje się szczęśliwy, jeśli wciąż napotyka opór. Taki był Kaleb, kiedy Mattias wrócił do domu. Młodemu lekarzowi sprawiało ból, że przyjaciel stał się sceptykiem, pozbawionym wiary w ludzi. Mattias zbadał chorego i dał mu wzmacniające lekarstwo. Niewiele więcej mógł zrobić; stary organizm był po prostu wyniszczony. Chory czegoś jeszcze chciał. - Mój drogi chłopcze - wykrztusił po chwili. - Czy ty, który masz takie dobre oczy, mógłbyś zrobić coś dla mojej wnuczki? Głos Mattiasa był zawsze przyjazny, dźwięczała w nim radość życia i miłość do każdej żywej istoty. - Co się stało? - Mała Eli... ona jest na służbie u tej baby Nygard... i myślę, że nie jest jej tam dobrze. Jest taka chuda i blada i nie była w domu już dawno, a zawsze mnie odwiedzała. - Wstąpię tam w drodze powrotnej. - Niech cię Bóg błogosławi - szepnął stary z ulgą. Mattias znał gospodynię z Nygard jeszcze z czasów dzieciństwa. Była to niewiarygodnie skąpa baba, która zgarniała wszystko, co jej wpadło w ręce, nie płacąc za nic. Wykorzystywała wszystkich jak mogła. Mattias wątpił, by małej Eli, której nie znał, wiodło się tam szczególnie dobrze. Jego obawy się potwierdziły, ale nie przypuszczał, że jest aż tak źle... Gospodyni była wdową, a jej własne dzieci wyprowadziły się z domu. Gdy Mattias wszedł do izby, doleciał go cichy jęk od strony łóżka, chociaż kiedy wjeżdżał na podwórze, widział kobiecą postać w oknie. - O, o, - jęk nie ustawał. - O, ja biedna kobieta Podszedł do łóżka, w którym leżała gospodyni sprawiająca wrażenie umierającej. Tyle że spod okrycia wyglądały czubki butów. - Co wam się stało, matko? - O, jakie to szczęście, że dobry doktor przyjechał! Leżę tu, biedna sierota, chora i bezradna, żadnego pożytku nie mam z tej leniwej sługi, która nawet nie wstanie, żeby mi pomóc! O, tak mnie boli, tak boli! - Gdzie boli najbardziej? - zapytał Mattias, rozglądając się po izbie. Drzwi do komórki za kuchnią stały otworem i zobaczył tam łóżko, w którym najwyraźniej ktoś leżał. Nie dochodził stamtąd żaden dźwięk. - O, kłuje tu, w boku, i... - Mogę zobaczyć? - Nie, nie! - zawołała kobieta przestraszona, bo przypomniała sobie, że jest kompletnie ubrana. - Nie, najgorsza jest głowa. Huczy w niej tak i dudni, a boli, że mało nie oszaleję! W nocy nawet oka nie zmrużyłam i... - Dam wam na to proszek, ale jest dosyć drogi - powiedział Mattias złośliwie. - Nie, nie mogę marnować doktorowi takiego drogiego lekarstwa! Może jest inne, za darmo? Tylko mały łyczek...? - Teraz nie mam. Baba westchnęła. - Nie? Ale może chociaż wesprze biedną, samotną kobietę i znajdzie nową służącą, nie taką samolubną i leniwą jak ta, którą mam. Będę bardzo wdzięczna. Objada biedną wdowę, chciałaby jeść parę razy na dzień... - To właśnie ją przyjechałem zobaczyć. Przysłał mnie jej dziadek. Mattias wstał i choć baba jeszcze wzmogła swoje jeremiady, poszedł do komórki. Gospodyni wrzeszczała za nim: - Nie wierz jej, ona tylko kłamie! W łóżku, czy raczej na stosie szmat, leżała mała dziewczynka. Ogromnymi oczyma wpatrywała się w przybysza, ale nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku. Była tak mała i wychudzona, że nie byłby w stanie powiedzieć, ile ma lat. Włosy, nieokreślonego koloru, rzadkie i potargane, opadały na twarz, w której widział się tylko te oczy... Jak u cielątka, które dopiero co przyszło na świat i nic jeszcze nie rozumie. - To ty jesteś Eli? - zapytał. - Tak - szepnęła ledwo dosłyszalnie. - Boli cię coś? Dziewczynka potrząsnęła głową. Mattias przyjrzał się jej rękom. Były czerwone i popękane od pracy i mrozu, a skórę miały tak twardą jak pięści drwala. Wyglądała po prostu na mocno niedożywioną. - Chodź - powiedział Mattias. Wziął ją na ręce i stwierdził, że jest leciutka jak piórko. Ponieważ miała na sobie tylko koszulę, zabrał także nędzne ubranie. - Co doktor robi? - wrzeszczała baba. Zapomniała się i wyskoczyła z łóżka w kompletnym ubraniu. - Zabieram dziewczynkę, nie zostanie tu ani chwili dłużej - odparł Mattias łagodnie. Potem dodał: - A wy, matko, powinniście wstać. Nie przystoi zdrowym ludziom leżeć w łóżku i udawać chorobę. Wyszedł wraz z Eli, ułożył ją na saniach i starannie otulił derką. Zawrócił i raz jeszcze wstąpił do dziadka dziewczynki. - Zabieram Eli do Grastensholm - powiedział. - Zostanie tam, dopóki nie dojdzie do siebie. I nie posyłajcie jej z powrotem do Nygard, pracowała tam naprawdę zbyt ciężko! - Niech cię Bóg błogosławi - powtórzył stary. ROZDZIAŁ X Eli została ułożona w wielkim łożu, w białej pościeli, pod lekką puchową kołdrą. Drobne ciało niemal utonęło w tych wspaniałościach. Jej oczy stały się, jeżeli to możliwe, jeszcze większe. Przedtem jednak Liv wykąpała ją i starannie wymyła jej rzadkie włosy ostro pachnącym środkiem, by - jak powiedziała - dziewczynka mogła być w łóżku sama