Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Co pomyśli, kiedy zastanie cały dom cichy, prócz miarowego odgłosu szorowania dobiegającego z małżeńskiej sypialni? Waha się nasłuchując, nim zapuka. Wykrzykuję w przestrachu, przez masywne drzwi Annę dochodzi mój przytłumiony głos: - Nie, dzisiaj nie! Anno, to ty? Dzisiaj nie... przyjdź jutro. A teraz proszę, idź już. - Odchodzi. Stojąc z uchem przy szparze, słyszę, jak zamykają się za nią tylne drzwi, a później, choć powinna już być poza zasięgiem słuchu, szybki tupot jej stóp po żwirze. Czyżby wywęszyła krew? Czy pobiegła donieść? 33. Kobieta leży na boku, z kolanami podciągniętymi pod brodę. Jeżeli się nie pospieszę, stężeje w tej pozycji. Włosy opadają jej na twarz, podobne do lepkiego ciemnoczerwonego skrzydła. Mimo że ostatnim ruchem uchylała się od straszliwej siekiery, zaciskając powieki, zaciskając zęby, teraz twarz jej się odprężyła. Natomiast mężczyzna, tak przywiązany do życia, przesunął się. Jego ostatnie doznania z pewnością nie należały do przyjemnych - to szukanie na oślep, wiotczejącymi mięśniami, złudnej strefy bezpieczeństwa. Leży z głową i ramionami zwieszonymi przez krawędź łóżka, czarny od zgęstniałej krwi. Byłoby dla niego lepiej, gdyby oddał łagodnego ducha, podążając za nim jak najdalej w wędrówce z ciała, unosząc pod powiekami obraz jaskółki, która pikuje, wzbija się w niebo, szybuje wysoko. 34. Co za szczęście, że w takich chwilach istnieje tylko jeden problem, problem czystości. Dopóki nie znikną te krwawe resztki porodowe, nie ma dla mnie nowego życia. Pościel cała nasiąkła, trzeba będzie ją spalić. Trzeba też spalić materac, ale już nie dzisiaj. Na podłodze grzęzawisko krwi; kiedy poruszę ciała, tej krwi przybędzie. Co z ciałami? Można je spalić albo pogrzebać, albo zatopić. Żeby je grzebać lub topić, muszę opuścić dom. Jeżeli zakopać, to tylko tam, gdzie ziemia jest miękka, czyli w korycie rzeki. Jednakże zwłoki pogrzebane w korycie rzeki woda wypłucze przy najbliższym - czy też drugim z kolei - przyborze i wrócą do świata objęte zgniłymi ramionami, trącając leniwie ogrodzenie, tam gdzie przecina ono rzekę. Jeśliby je obciążyć i zatopić w zbiorniku, zatrują wodę, a podczas najbliższej suszy pojawią się znowu, skute łańcuchem szkielety szczerzące zęby w stronę nieba. Czy jednak zostaną pogrzebane, czy zatopione, trzeba je ruszyć z miejsca, bądź w całości taczkami, bądź w paczkach. Jak jasno pracuje mój umysł, zupełnie jak u maszyny. Czy mam dość siły, żeby bez niczyjej pomocy przewieźć trupa na taczkach, czy też muszę go pociąć na poręczne kawałki? Czy zdołam unieść choćby jeden nie podzielony tułów? Czy można taki rozebrać na części bez popadania w sprośność? Powinnam była zwracać baczniejszą uwagę na sztukę rzeźniczą. A jak przykuć ciało do kamienia, nie wiercąc dziur? I czym drążyć? Świdrem? Korbą z wiertłem? A może, wybierając inne wyjście, porzucić zwłoki na mrowisku lub też ukryć w grocie gdzieś w odległym zakątku farmy? Może stos pogrzebowy na kuchennym podwórzu? Może podpalić dom, aż nam wszystkim się zawali na głowę? Czy dam radę tego dokonać? 35. Oczywiście, prawdę rzekłszy, dam radę zrobić wszystko, jedynie onieśmiela mnie ta swoboda; takie zadania wymagają tylko cierpliwości i skrupulatności, których, podobnie jak mrówka, mam w nadmiarze, mam też niewrażliwy żołądek. Jeśli wybiorę się na wzgórza, z pewnością dostatecznie prędko znajdę głazy z dziurami na wylot, wydrążonymi przez krople wody w minionej erze lodowcowej albo wykutymi podczas wulkanicznego kataklizmu. W szopie na pewno są całe metry opatrznościowego łańcucha, dotychczas niewidoczne, teraz nagle rzucające się w oczy, a także baryłki prochu i wiązki drewna sandałowego. Ale właśnie zaczynam się zastanawiać, czy już nie czas znaleźć silnego, muskularnego wspólnika, który o nic nie pytając, zarzuci sobie zwłoki na plecy i ruszy żwawo, żeby się ich pozbyć w jakiś szybki, skuteczny sposób, na przykład wepchnie ciała do wyschniętej studni i przykryje ją potężnym głazem. Bo przyjdzie taki dzień, kiedy nie będę mogła się obejść bez drugiego człowieka, kiedy będę musiała słyszeć inny głos, nawet obrzucający mnie wyłącznie obelgami