Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

.. Czyżeś nie zauważył, że Krystyna jest zupełnie odmieniona, odkąd wróciła z Oslo, że chodzi jak opętana? Czyż nie pojmujesz? Kocha tak bardzo tego człowieka, że może się zdarzyć nieszczęście, jeśli nie przyzwolisz. – Co masz na myśli? – spytał Lavrans i spojrzał na nią badawczo. – Niejeden człowiek pozdrawia swego zięcia nie wiedząc o tym – rzekła Ragnfrida. Zdawało się, że Lavrans zdrętwiał. Powoli twarz jego zbielała zupełnie. – Ty, jej matka! – rzekł ochryple. – Czy może... Czyś widziała może tak pewne oznaki, że ośmielasz się oskarżać o to własną córkę? – Nie, nie – odparła szybko Ragnfrida. – Nie to mam na myśli. Ale nikt nie może wiedzieć, co się stało albo co się stać może. O niczym innym ona teraz nie myśli, tylko że kocha tego człowieka, i pewnego dnia mogłaby nam pokazać, że go przenosi nad cześć albo nad życie! Lavrans zerwał się na równe nogi. – Czyś zgłupiała! Jak możesz nawet tak myśleć o naszym pięknym, dobrym dziecku! Wszak niedaleko mogła zajść tam, gdzie była – u za konnic. Przecież nie jest, o ile wiem, jakąś dziewką, która się oddaje pod płotem. Musisz zrozumieć, że nie mogła się ani często widzieć, ani też często mówić z tym człowiekiem. Już to się jakoś ułoży; to tylko za chcianka młodej dziewczyny. Bóg widzi, że mi ciężko patrzeć, jak ona się gryzie, ale możesz mi wierzyć: to przejdzie z czasem. Życie, powiedziałaś, i cześć. Tu, w domu, na moim dworze, mogę chyba czuwać nad własną córką i nie wierzę, by dziewica z dobrego rodu, wychowana w chrześcijańskiej wierze i cnocie, mogła tak łatwo wyrzec się swego dobrego imienia albo życia. Ech, o czymś takim ludzie śpiewają tylko, ale ja tak sobie myślę: gdy na męża albo na dziewczynę spadnie pokusa uczynić coś takiego, wtedy układają piosenkę i tym sobie pomagają i tak to mija. Ty sama przecież – rzekł stojąc przed żoną – wolałaś innego w owym czasie, gdyśmy zostali poślubieni. Jak sądzisz, czy dobrze by ci się powiodło, gdyby twój ojciec postąpił wówczas tak, jak chciałaś? Teraz Ragnfrida zbladła śmiertelnie. – Jezus, Maryja! Kto ci powiedział? – Sigurd z Lopt bąkał coś o tym zaraz po naszym przeprowadzeniu się w dolinę. Ale odpowiedz mi na moje pytanie: czy sądzisz, że byłabyś szczęśliwa, gdyby cię Ivar oddał tamtemu mężowi? – Ów człowiek – rzekła ledwie dosłyszalnie – nie chciał mnie. – Wstrząs przebiegł jej ciało, zaciśnięta pięść uderzyła w powietrze. Wówczas Lavrans położył ostrożnie ręce na jej ramionach. – Więc dlatego – pytał złamany, a w głosie jego brzmiał smutek i głębokie zdumienie – więc to było to... w ciągu tych wszystkich lat... przez niego smuciłaś się, Ragnfrido? Drżała na całym ciele, ale nic nie odpowiedziała. – Ragnfrido? – pytał jak poprzednio. – Ale potem... gdy Björgulf umarł... i potem... kiedy ty... gdyś chciała... bym dla ciebie był taki... jaki być nie mogłem... czyś wtedy też myślała o nim? – szeptał pełen lęku, zmieszany i zbolały. – Jak możesz nawet myśleć o czymś podobnym? – szepnęła bliska płaczu. Lavrans przywarł czołem do jej twarzy i kołysał głową tam i z powrotem. – Nie wiem. Jesteś taka dziwna i dziwne wszystko, co dziś wieczór mówiłaś... Przeraziłem się, Ragnfrido. Nie rozumiem się widocznie na kobiecych uczuciach. Ragnfrida uśmiechnęła się blado i objęła go za szyję. – Bogu tylko jednemu wiadomo, Lavransie. Żebrałam u ciebie, gdyż miłowałam cię bardziej, niż wytrzymać może ludzkie serce. A tamtego nienawidziłam tak, że czułam, jak się diabeł raduje! – Kochałem cię, moja żono, z całej duszy – rzekł Lavrans cicho i ucałował ją. – Chyba wiesz o tym? Zdawało mi się, że dobrze nam było razem, Ragnfrido. Byłeś najlepszym mężem – rzekła łkając i przytuliła się do niegoUścisnął ją gwałtownie. – Chętnie spałbym z tobą dzisiaj, Ragnfrido. A gdybyś chciała być dla mnie taką jak w dawnych czasach, nie byłbym już takim głupcem. Ragnfrida zesztywniała w jego ramionach, wysunęła się z nich. – Teraz czas postu – rzekła cicho, dziwnie twardo. – To prawda – roześmiał się. – Ty i ja, Ragnfrido, zachowywaliśmy wszystkie posty i staraliśmy się zawsze żyć według Bożych przykazań. Ale zdaje mi się nieomal, że bylibyśmy może weselsi, gdybyśmy teraz mieli czego żałować. – Nie mów tak – błagała zrozpaczona kobieta przyciskając chude ręce do skroni. – Wiesz przecież, że ja nie chcę, byś robił co innego niż to, co uważasz za słuszne. Przyciągnął ją do siebie raz jeszcze z głośnym jękiem. – Oby Bóg jej dopomógł! Oby nam wszystkim Bóg dopomógł, Ragn frido. Zmęczony jestem – rzekł i puścił ją. – Ty też chyba chcesz już udać się na spoczynek? W drzwiach zatrzymał się i zaczekał, aż zgasiła ogień na palenisku, zdmuchnęła małą żelazną lampkę przy krosnach i zgniotła żarzący się knot. W deszczu poszli oboje do mieszkalnego domostwa. Lavrans postawił już nogę na stopniu, ale raz jeszcze odwrócił się do żony stojącej w drzwiach przedsionka. W ciemności gwałtownie przyciągnął ją do siebie i ucałował. Potem przeżegnał ją znakiem krzyża i poszedł na górę. Ragnfrida zrzuciła odzież i weszła do łoża. Przez jakiś czas leżała i nasłuchiwała kroków męża na poddaszu – potem zaskrzypiało łoże na górze i zapanowała cisza. Ragnfrida skrzyżowała wychudłe ramiona nad zwiędłą piersią. Myślała o tym, jaką była żoną, jaką matką. Wkrótce będzie stara. A wciąż jest taka sama. Nie żebrała już jak wówczas, gdy oboje byli młodzi, gdy zdobywała tego męża i garnęła się do niego, a on zamykał się w sobie, zawstydzony i nieśmiały, zimny, kiedy chciała mu ofiarować więcej, niż wymagało jego mężowskie prawo. Tak było – i tak poczynała swe dzieci, za każdym razem upokorzona i wściekła ze wstydu, gdyż nie mogła się zadowolić jego chłodną mężowską miłością. Potem, kiedy oczekiwała dziecka i potrzebowała dobroci i wyrozumienia, wówczas miał tyle do dawania. Gdy była chora i umęczona, jego niestrudzona, łagodna opieka padała na jej łaknące serce niby rosa