Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Noc¹ chwyta³ lekki przymrozek, tak ¿e ka³u¿e u brzegów œcina³y siê lodem, a na trawie le¿a³ szron. Gudridur z Dalir wesz³a na górê do Œnaefridur i powiedzia³a, ¿e jakiœ stary cz³owiek stoi na dworze i mówi, ¿e chce rozmawiaæ z pani¹ domu; pochodzi z zachodniego' kraju, z gminy koœcielnej Thverar. — Ach, droga Gudridur, nie chcê s³yszeæ o ¿adnych w³óczêgach. Jeœli ci zbywa trochê mas³a lub sera, daj mu. Ja pragnê spokoju. Okaza³o siê, ¿e mê¿czyzna nie prosi³ o ja³mu¿nê, lecz wêdruj¹c do Skalholt zaszed³ z wa¿n¹ spraw¹ do pani na Braedratunga; powiedzia³, ¿e rozpozna go ona, jeœli przed ni¹ stanie. Wprowadzono go do jej izby. Stan¹³ w drzwiach i zdejmuj¹c czapkê z w³óczki pozdrowi³ j¹ jak ktoœ znajomy. By³ to cz³owiek podesz³ych ju¿ lat; brwi mia³ jeszcze czarne, ale w³osy posiwia³e. Spojrza³a nañ, krótko odwzajemni³a jego powitanie i spyta³a, czego chce. — Nie poznaje mnie jaœnie pani, có¿, nic dziwnego. — Nie — powiedzia³a. — By³eœ mo¿e kiedy u mojego ojca? — Tak jakby. Nieszczêœliwym trafem pewnej wiosny podszed³em do niego trochê za blisko z moj¹ g³ow¹. — Jak siê nazywasz? — Jon Hreggvidsson. Nie zna³a tego cz³owieka. Dalej wpatrywa³ siê w ni¹ i szczerzy³ zêby. Oczy mia³ czarne, a kiedy œwiat³o na nie pad³o — czerwone. •— To ja uda³em siê do Holandii — powiedzia³. — Do Holandii? •— Od dawna winien by³em bitego talara. Wsadzi³ rêkê pod kaftan i ze skórzanego woreczka wyci¹gn¹³ kawa³ek kuczbai, w który by³o owiniête kilka srebrnych monet. — Ach — powiedzia³a. — To ty, Jonie Hreggvids-sonie. Zdaje mi siê, i¿ przypominam sobie, ¿e by³eœ czarny. —• Postarza³em siê. — Schowaj swego bitego talara, drogi Jonie, si¹dŸ na skrzyni i opowiedz, co nowego. Gdzie¿ to siê podzie-wa³eœ? — Po staremu, jestem ezynszownikiem Chrystusa. Moja zagroda nazywa siê Rein. Zawsze dobrze ¿y³em z moim panem, bo nigdy jeden nie by³ nic winien drugiemu. Tylko za d³ugo zwleka³em ze zwrotem tego bitego talara. — Chcesz kwaœnej serwatki czy mleka? •— Och, ja pijê wszystko —• powiedzia³ Jon Hreggvidsson. — Wszystko, co tylko jest p³ynne. Ale tego bitego talara chcê oddaæ. Gdybym, Bo¿e uchowaj, musia³ raz jeszcze ruszyæ na wêdrówkê, wolê nie mieæ d³ugu u waszej ³askawoœci, ¿ebym znowu móg³ przyjœæ po pomoc. — Jonie Hreggvidssonie, ty nigdy nie przyszed³eœ do mnie. To ja przysz³am do ciebie. Chcia³am popatrzeæ na cz³owieka, który ma byæ stracony. Twoja matka przywêdrowa³a z zachodniego kraju a¿ do Skalholt. Wtedy by³eœ czarny. Dziœ w³os ci siwieje. 15 Dzwon Islandii — Wszystko siê zmienia, nie zmienia siê tylko jasna panienka. — Nie b³aznuj! Od piêtnastu lat jestem zamê¿na. — Jasna panienka pozostaje. — Pozostaje? — Tak —• powiedzia³. — Jasna panienka pozostaje jasn¹ panienk¹. Patrzy³a w okno. — Czy nie powioz³eœ poselstwa ode mnie? — zapyta³a. — Dorêczy³em pierœcieñ. — Dlaczego nigdy nie przyszed³eœ do mnie z odpowiedzi¹? — Kazano mi milczeæ. I nie by³o odpowiedzi. Ale... nie œciêto mnie... wówczas. Usta mia³a ta kobieta na piersiach. On odda³ mi pierœcieñ. Jakby z wielkiej dali spojrza³a na goœcia. — Czego chcesz ode mnie? — Och, nawet nie wiem — powiedzia³. —• Proszê wybaczyæ staremu prostakowi. — Czy chcesz siê zaraz czegoœ napiæ? —• Pijê, jeœli mi tylko co dadz¹. Wszystko, co siê leje, jest Bo¿ym darem. Kiedy by³em w Bessastadir, mia³em wodê w dzbanie. I topór. Ostry topór jest przyjemnym narzêdziem. Ale nigdy nie znosi³em szubienicy, zw³aszcza od czasu kiedy musia³em walczyæ z wisielcem. Wci¹¿ patrzy³a na niego z tej niezg³êbionej dali, która kry³a siê w b³êkicie jej oczu. Jej wargi milcza³y. W koñcu wsta³a, zawo³a³a s³u¿ebn¹ i kaza³a przynieœæ ch³opu coœ do picia. — Tak, zawsze to dobra rzecz ugasiæ pragnienie — powiedzia³ —• choæ moi starzy przyjaciele z .Kopenhagi uznaliby ten napój za cienkusz. — Tak mi dziêkujesz? — Stary ch³op ze Skagi nigdy nie zapomni piwa, któ- rego mi z dzbana nala³ wielmo¿ny pan, kiedy przyby³em z Gluckstadt w królewskich butach. — O czym ty mówisz? — O tym, do którego mnie jaœnie wielmo¿na pani pos³a³a i do którego mam siê znowu udaæ. — Dok¹d zamierzasz iœæ? Znowu wsadzi³ rêkê do skórzanego woreczka, wyj¹³ zeñ pomiêty list ze z³aman¹ pieczêci¹ i poda³ go pani. List pisany by³ piêknym pismem skryby. Przeczyta³a najpierw wstêpne s³owa skierowane do prostego cz³owieka z ludu: „B¹dŸ pozdrowiony, Jonie Hreggvids- sonie...", a potem spojrza³a na podpis: Arnas Amaeus, skreœlony szybkim, mocnym poci¹gniêciem szeroko przyciêtego, miêkkiego pióra; jego pismo mia³o jakieœ pokrewieñstwo z jego g³osem, wprost s³ysza³o siê go przy czytaniu. Poblad³a. Przeczytanie tego krótkiego listu zajê³o jej nies³ychanie wiele czasu, czu³a, ¿e mg³a powlek³a jej oczy. W koñcu przecie¿ go zrozumia³a. Jak wynika³o z podanej daty, list