Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Było zimno. W nocy zerwał się wiatr z północy, a w ciągu dnia wzmagał się stale; kraj wkoło był szary i posępny. Faramir i Eowina mieli na sobie ciepłe ubrania i grube płaszcze; księżniczka narzuciła na ramiona suty płaszcz, szafirowy jak niebo w noc letnią, z gwiazdami wyhaftowanymi srebrem na rąbku szyi. Faramirowi wydała się piękna i majestatyczna w tych szatach. Specjalnie dla niej sprowadził do Domu Uzdrowień ten płaszcz i sam go narzucił na jej ramiona; płaszcz ten utkano niegdyś dla jego matki, Finduilasy z Amrothu, zmarłej przedwcześnie; był więc dla Namiestnika pamiątką po szczęściu dzieciństwa i pierwszym w jego życiu smutku i zdawał mu się strojem najstosowniejszym dla uroczej i smutnej księżniczki. Lecz mimo gwiaździstego płaszcza Eowina zadrżała patrząc ponad szarymi polami pod wiatr ku północy, gdzie nad widnokręgiem niebo jaśniało czyste i surowe. - Co tam widzisz, Eowino? - spytał Faramir. - Tam, na wprost, jest Czarna Brama, prawda? - odpowiedziała. - Już pewnie do niej dotarł. Tydzień upłynął, odkąd wyruszył. - Tydzień - potwierdził Faramir. - Nie myśl o mnie źle, jeśli ci powiem, że ten tydzień przyniósł mi zarazem radość i ból, jakich dotychczas nie znałem. Radość, że cię widzę; ból - ponieważ lęk i zwątpienie tych dni zaciążyły mi na sercu tym dotkliwiej. Eowino, nie chciałbym, żeby świat się skończył, nie chciałbym tak prędko utracić tego, co dopiero teraz znalazłem. - Utracić, co znalezłeś? - spytała. Spojrzała mu w oczy poważnie i łagodnie. - Nie wiem, co mógłbyś w tych dniach znaleźć i co obawiasz się stracić. Nie, nie mówmy o tym, przyjacielu. Nie mówmy o niczym! Stoję na jakiejś okropnej krawędzi, ciemności nieprzeniknione wypełniają otchłań u moich stóp, i nie wiem, czy za mną jest jakieś światło. Nie mogę się jeszcze odwrócić. czekam na dopełnienie się losu. - Wszyscy na to czekamy - rzekł Faramir. Nie rozmawiali już więcej; wydało im się, gdy tak stali na murach, że wiatr ustał, dzień zmierzchł, słońce zbladło, a wszystkie głosy w grodzie i na polach dokoła ścichły. Nie słyszeli ani szumu wiatru, ani szelestu liści, ani głosów ludzkich, ani świergotu ptaków, nawet bicia własnych serc. Czas się zatrzymał. Ręce ich się spotkały i objęły, ale oni jakby o tym nie wiedzieli. Zastygli w oczekiwaniu, sami nie rozumiejąc, na co czekają. W pewnej chwili wydało im się, że nad łańcuchem odległych gór wzbiła się inna góra, olbrzymia góra ciemności, wzbierająca niby fala, która gotuje się zalać świat, roziskrzona od błyskawic. Potem drżenie przebiegło ziemię, aż wzdrygnęły się mury grodu. Jak gdyby kraj cały dokoła westchnął, im zaś serca znów zabiły żywiej. - To przypomina mi Numenor - rzekł Faramir i ze zdziwieniem usłyszał własny głos wypowiadający te słowa. - Numenor? - spytała Eowina. - Tak, zaginiony kraj Westernesse i wielką czarną falę, która podniosła się nad zielone pola i ponad góry, wszystko zatapiając nieuchronnie w Ciemnościach. Często śnię o tym. - A więc myślisz, że zbliżają się Ciemności? Nieuchronne Ciemności? - I mówiąc to przytuliła się bliżej do niego. - Nie - odparł Faramir patrząc jej w oczy. - To tylko obraz, który się zjawił w mojej wyobraźni. Nie wiem, co się dzieje. Trzeźwy rozum mówi mi, że stało się coś bardzo złego i że doszliśmy do kresu naszych dni. Ale serce temu zaprzecza, czuję się lekki, ogarnia mnie radość i nadzieja, których rozum nie może zwyciężyć. Eowino, biała księżniczko Rohanu, w tej chwili nie wierzę, by Ciemności mogły zatryumfować. I schylając się ucałował jej czoło. Stali na murach grodu i znów wiatr dmuchnął potężnie, a krucze i złote włosy rozwiane podmuchem splątały się z sobą w powietrzu. Cień zniknął, słońce wyjrzało na niebo, jasne światło zalało świat; wody Anduiny zalśniły srebrem, we wszystkich domach ludzie zaczęli śpiewać z radości, która z nieodgadnionych źródeł spłynęła do ich serc. Ledwie słońce minęło zenit, gdy od wschodu nadleciał olbrzymi orzeł niosąc od wodzów armii Gondoru wieści ponad wszelkie spodziewanie pomyślne. Śpiewajcie, ludzie z Wieży Anora, Bo już skruszona moc Saurona I w proch upadła Czarna Wieża. Śpiewajcie, ludzie ze Strażnicy, Bo niedaremna wasza straż, Pękła żelazna Czarna Brama, Przekroczył ją zwycięski król. Śpiewajcie, wolnych krajów dzieci Bo wkrótce wróci do was król I będzie mieszkał w swej stolicy Odtąd na zawsze już, Drzewo, co zwiędło, znów rozkwitnie, Królewską ręką zasadzone, A gród szczęśliwe pozna dni. Śpiewajcie wszyscy radość waszą! Śpiew rozbrzmiał na wszystkich ulicach grodu. N astały potem dni złote, wiosna połączyła się z latem i umaiła pola Gondoru. Gońcy na ścigłych koniach przybyli z Kair Andros z nowinami, miasto zakipiało od przygotowań na przyjęcie króla. Meriadoka wyprawiono z wozami pełnymi prowiantu do Kair Andros, skąd statki miały je powieźć do Osgiliath. Faramir został w Minas Tirith, bo, już uzdrowiony zupełnie, objął urząd Namiestnika, jakkolwiek na krótki czas, żeby w porządku przekazać powiernictwo prawemu władcy. Została też Eowina, mimo że brat wzywał ją na pola Kormallen. Jej decyzja zdziwiła Faramira. Zajęty doniosłymi obowiązkami, rzadko ją w tych dniach widywał; księżniczka przebywała nadal w Domach Uzdrowień, samotnie przechadzając się po ogrodzie, i znów przybladła. W całym mieście ona jedna zdawała się cierpiąca i smutna. Kiedy ją Faramir odwiedził, wyszli raz jeszcze we dwoje na mury. - Eowino, dlaczego zostałaś tutaj i nie pospieszyłaś na radosne uroczystości do obozu za Kair Andros, gdzie oczekuje cię brat? - spytał. - Czy nie wiesz, dlaczego? - odparła. - Mogą być dwie przyczyny, nie wiem, która jest prawdziwa. - Nie chcę się bawić w zagadki, Faramirze. Mów jaśniej. - Skoro każesz, księżniczko, powiem, co myślę. Nie pospieszyłaś na pola Kormallen, bo tylko brat cię wezwał, a widok tryumfującego Aragorna, spadkobiercy Elendila, nie sprawiłby ci radości. Albo dlatego, że ja tam nie jadę, a pragniesz być bliżej mnie. A może dla obu tych powodów naraz i sama nie wiesz, który jest dla ciebie ważniejszy. Czy nie kochasz mnie, czy nie chcesz mnie pokochać, Eowino? - Chciałam być kochana przez kogoś innego - odparła. - Ale od nikogo nie pragnę litości. - Wiem. Chciałaś zdobyć miłość króla Aragorna. Ponieważ był wspaniały i potężny, a ty pragnęłaś sławy i chwały, i wyniesienia ponad wszelkie nędzne, pełzające po ziemi i nikczemne robactwo. Olśniewał cię, jak wielki wódz młodego żołnierza. Jest bowiem naprawdę władcą wśród ludzi, największym dziś na ziemi