Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

I padły na mieszkańców Jeruzalem smutek i trwoga. Wielu z nich próbowało uciec po ciemku z miasta i znaleźć schronienie w skałach gór Judei. W owym czasie król Nabuchodonozor wszedł do miasta, gdzie wciąż jeszcze trwały grabieże i mord. Król Judei Zedekiasz został wraz z rodziną wzięty do niewoli. Przywiązano ich do podnóżka babilońskiego tronu polowego. Zedekiasza zmuszono, by patrzył na kaźń swoich dzieci. Potem wyłupiono mu sztyletem oczy i przykuto na łańcuchu do kolumny. Ukazały się tłumy Judejczyków, pędzonych w niewolę biczami i włóczniami. W tłumie znajdował się pewien rzemieślnik, którego sklepik, położony w wąskiej uliczce u podnóża góry Moriah, został dopiero co rozgrabiony przez żołnierzy babilońskich; zwał się ów rzemieślnik Kor-Bejt, co po hebrajsku oznacza „chłodny dom”. Nagle ujrzał swojego króla w łańcuchach, wyjącego dziko z niepowstrzymanego bólu. Kor-Bejt nie mógł znieść takiego poniżenia. Wiem, że ów Kor-Bejt był moim przodkiem, mruczał Stanley. Widzę to wszystko jak na filmie, nakręconym dwadzieścia pięć wieków temu. Widywałem już tego Kor-Bejta, a może jakiegoś innego, za każdym razem, kiedy dawano mi morfinę. Widziałem, jak wyciąga skóry z piwnicy swojego „chłodnego domu” i robi z nich ochronne kamizelki i wysokie buty. I oto teraz, gdy modlę się przed operacją, która ma być przeprowadzona na moich organach płciowych, widzę, jak Kor-Bejt wyskakuje z tłumu, wyciąga strażnikowi miecz z pochwy i próbuje przebić króla Zedekiasza, żeby uwolnić go od cierpień. Widzę, jak babilońscy żołnierze odciągają go i wloką do nóg Nabuchodonozora, siedzącego na polowym tronie na zhańbionym tarasie naszej świątyni, w splamionej krwią Zedekiasza i jego dzieci opończy. „Chciałeś pozbawić go czucia?” - spytał Kor-Bejta Nabuchodonozor i mój przodek niezwykle grzecznie odpowiedział: „Yes, ńr”. Król był w mrocznym nastroju w ów dzień triumfu nad Judea. Znał się dobrze na astronomii i miał mniej lub bardziej osobiste związki z Astarte. Na podstawie układu gwiazd wiedział, że bogini nie aprobuje tej krwawej łaźni, ale wiedział także, że nie ma wyboru. Problem ostatecznego znieczulenia nie dawał mu spokoju. Spytał Kor-Bejta, co woli, czucie czy całkowity spokój. „Czucie” - odparł Kor-Bejt, prawdziwy żydowski rzemieślnik. „Rzekłeś” - skinął głową Nabuchodonozor i nakazał, by z jego skóry wycięto porządny bat i batem tym wymierzono mu pięćdziesiąt porządnych uderzeń, nie oszczędzając żadnych części ciała. Moja katolicka siostro Elizabeth, co siostra sądzi o tej judejskiej historii? Zdaje mi się, że widzę niebo nad Jeruzalem, niedościgłą przejrzystość sklepienia i dwie gwiazdy, zmierzające, zdawałoby się, ku nam, ku mnie i ku niemu, mojemu przodkowi, pełznącemu wśród stosów trupów do swojego „chłodnego domu”. Przeżył, siostro, i uchronił jaja, inaczej nie nie musiałaby się siostra modlić teraz za tego jebanego grzesznika Stanleya Korbacha. Wył całą noc, a potem jeszcze cały miesiąc, ale czasami w majakach między ścianą pełnego bólu a ścianą pełnego znieczulenia pojawiał się przed nim obraz klucza ptaków, przemieszczającego się w błękicie powietrza z taką synchronicznością, jakby był jedną istotą. Tak mamrotał, a czasami ryczał Stanley Korbach to wszystko, albo mniej niż to wszystko, albo więcej niż to wszystko, dopóki nie otworzyły się drzwi i do sali nie wszedł doktor Hertz, jego własny Nabuchodonozor. Za nim postępował tłum młodych lekarzy, pielęgniarek i studentów. Taka praktyka obowiązywała przy porannym obchodzie i dla bogatych pacjentów nie robiono wyjątków, nawet jeśli mogli bez mrugnięcia okiem kupić cały ten katolicki szpital. - Cześć, Stanley! - zawołał doktor Hertz w stylu uniwersyteckiego klubu sportowego. Wybitny urolog, wyglądem przypominał lekkoatletę-czempiona. - Fantastycznie dziś wyglądasz! - Zawsze starał się traktować swoich pacjentów, przynajmniej w czasie porannego obchodu tak, jakby odnieśli błahy sportowy uraz. Problemy „Wielkiego Korbie” - jak czasami nazywali go za plecami partnerzy; nie cierpiał tego! - wzięły się niemal w dosłownym sensie z błękitnego nieba (angielski idiom na oznaczenie czegoś nieoczekiwanego). Pewnego razu, gdy wracał samolotem z Paryża, odkrył u siebie pewną dziwną anomalię, która może się wydać wręcz śmieszna w kontekście rynku papierów wartościowych i kapitałowych inwestycji, zaprzątających mu głowę przez cały ubiegły tydzień. Nie mógł siusiać, chociaż pęcherz moczowy pękał mu od nadmiaru dostarczanych przez nerki substancji. Na trzy godziny lotu z prędkością ponaddźwiękową dwie spędził w toalecie, usiłując wydusić z siebie chociaż pół szklanki płynu, który niegdyś opuszczał jego ciało potężnym, lekko podzwaniającym strumieniem. Pasażerowie concorde byli zdziwieni, odkrywszy, że jedno z dwóch ustronnych miejsc w tyle samolotu jest stale zajęte. Okazało się, że cierpi na hipertrofię męskiego gruczołu - prostaty, która normalnie siedzi sobie pod pęcherzem moczowym i spokojnie produkuje spermę, jednak gdy zwiększy objętość, co zdarza się w „trzecim wieku”, może hamować wypływ moczu