Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Z górnej krawędzi pyska kapała mu krew. Powoli, nie spuszczając jej z oczu, zanurzył się pod wodę. - Doskonale, Panthasileo - pochwalił ją McWhirter, odrobinę bledszy niż zazwyczaj. - Świetne hologramy, najlepsze na świecie - pisnął radośnie S. J. - I również najkosztowniejsze. Czujnik w mieczu wie, czy przeciął część projekcji i daje znać komputerowi. Wąż jest projekcją animowaną przez komputer, więc... Opuścił wzrok, bo zobaczył czubek miecza Acacii na cal przed swoim nosem. - Słuchaj S. J. - syknęła Acacia - może ciebie bawi analizowanie marzeń, ale ja chcę się bawić i chcę, żeby Tony miał szansę bawić się ze mną. Zrozumiałeś? S. J. wyszczerzył zęby i powiedział: - Wąż, z tyłu za tobą. Acacia błyskawicznie odwróciła się unosząc miecz, a Waters roześmiał się. Wąż tymczasem zagrażał łodzi, w której byli Gwen i Ollie. Oboje wiosłowali jak szaleni. Ich pasażer. Opiekun, nazwiskiem Garret, rozłożył ręce i zaintonował głośno: - Usłyszcie mnie, o Bogowie! Jego sztuczna, ruda broda łopotała na wietrze. Otoczyła go znajoma, zielona poświata. Wtedy zawołał: - Obronny krąg, Ojcze! Pasmo słabego, białego światła otoczyło ponton. Wąż wynurzył się z wody i uderzył nosem w niewidzialną przeszkodę. W czasie, gdy zastanawiał się jak zaatakować, Bowan Czarny podpłynął swoją łodzią z tyłu. - Ogień! - zawołał. Łuk płomieni wystrzelił z jego dłoni i uderzył potwora tuż u nasady głowy. Wąż syknął z bólu i rzucił się na Bowana. - Przerwijcie krąg! - krzyknął Ollie. Pierścień światła zniknął. Ollie stanął obnażony do pasa, z bohatersko wciągniętym brzuchem. Oczy płonęły mu dziko. W jednej ręce trzymał miecz, a w drugiej sztylet. Zajodłował swój okrzyk wojenny i rzucił się na potwora. Wąż uskoczył przed pocałunkiem stali. Także drugi cios Olliego przeciął tylko powietrze. Ollie spróbował nadrobić to gwałtownym zamachem. Łódź skoczyła w przeciwnym kierunku i Ollie wypadł za burtę. Wypłynął po chwili prychając i rozgarniając wodę lewą ręką. Przeszkadzał mu w tym sztylet, więc schował go i popłynął do potwora. Olbrzymi wąż uniósł się nad powierzchnię wody i oplótł go swoim cielskiem. Ollie krzyczał nie poddając się i wymachiwał na oślep mieczem. Wkrótce ciało węża pokryły głębokie rany. Bowan Czarny miotał płomienie z obu rąk. Górna część ciała węża stanęła w płomieniach i potwór wypuścił Olliego, próbując uciec pod wodę. Wtedy Ollie wykonał szybki obrót i ugodził bestię prosto między oczy. Śmiertelnie zraniona, przewróciła żałośnie ogromnymi ślepiami i zdechła, znikając w głębinie. Tylko plama krwi na wodzie zdradzała miejsce, w którym jeszcze przed chwilą była. Nie wiedząc, jak to się stało, Tony odkrył, że stoi na równych nogach krzycząc jak wariat. Ollie podpłynął do nich dużymi, niezgrabnymi pociągnięciami rąk. Gwen pomogła mu wejść przez burtę i ucałowała go z całych sił. Acacia trąciła Toniego: - Jak myślisz, będą dziś w nocy świętować? Tony stał jeszcze przez chwilę z otwartymi ustami, wpatrując się w znikającą plamę krwi. - Och, Cas, nie mogę w to uwierzyć. - Lepiej byś zrobił, gdybyś uwierzył, jeśli coś podobnego przydarzy się tobie, bo inaczej wypadniesz z gry zanim zdążysz zamknąć usta. Przeciągnęła wierzchem dłoni po jego brodzie zamykając mu usta i powiedziała: - Chodźmy stąd, mały. Lepiej wyjdźmy na brzeg, zanim Lopez wymyśli coś nowego. - Och, tego by chyba nie zrobił... - przerwał, zastanowił się nad tym i dokończył: - Masz rację. Opuśćmy to jezioro. Rozdział 7 Droga Cargo W chwili, gdy ostatnia tratwa przybiła do brzegu, DC-3 zniknął pod wodą. Tony założył plecak i poprawił nylonowe paski. - Spoczywaj w spokoju, kapitanie Stimac - mruknął - Czy to punkt dla Lopeza? Acacia potrząsnęła głową. - Ten pilot był aktorem. Nie należał do naszej ekspedycji. Był poza wpływem Chestera. Pomóż mi umocować ten śpiwór, dobrze? Mistrz Wiedzy pomagał Ginie spakować się. Poza śpiworem i plecakiem ruda piękność miała jeszcze niebezpiecznie wyglądający sztylet i czarodziejską laskę - najważniejszy przedmiot magiczny. Sam Henderson niósł tylko śpiwór i plecak oraz dodatkowo małe, czarne pudełko przymocowane do pasa na lewym biodrze. Chester zwrócił się do Maibanga. - Czy jest tu dużo węży? Maibang wzniósł dłonie w błagalnym geście. - Kto wie, jakie zło uczyniono od czasu mojego wyjazdu? - Przewodnik wytarł kroplę wody ze swojego szerokiego nosa i spojrzał w dal. - Myślę, że powinniśmy iść... tak, tędy, na północ, w stronę gór. - Jesteś pewien? - w głosie Chestera brzmiało rozdrażnienie. - Niemal absolutnie. Jak rozumiem, macie swoje własne, magiczne sposoby znajdowania podobnych potrzebnych wam informacji. Może zechcielibyście spróbować? - Zbyt duży wydatek energii i za wcześnie. Ten stwór bardzo wyczerpał dwóch moich graczy... Spojrzenie Chestera omiotło migoczące w oddali szczyty gór i gęste zarośla lasu zaczynającego się kilkadziesiąt kroków dalej. Przewodnik mógł udawać, że nic nie wie, ale nie mógł kłamać... Mistrz Wiedzy odezwał się tak głośno, aby usłyszała go cała grupa: - Idziemy na północ. Eames, ty i Leigh idziecie z przodu ze mną. Martha i Acacia, będziecie pilnować tyłów. Nie rozciągać szyku. Piętnastu graczy i Maibang utworzyło szereg z Eamesem na czele i zaczęło przedzierać się przez zarośla