Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Czy naprawdę sądzi pan, że będziemy musieli sprzedać Keys Shipping? — zapytała Catriona. Edgar ciężko westchnął. — Chciałbym powiedzieć, że nie, ale uczciwość nie pozwala mi na to. — I uważa pan, że George Welterman byłby najwłaściwszym kupcem? — Przynajmniej nie rozbiłby wszystkiego w puch. — Co myślał o nim ojciec? — Twój ojciec nie lubił go; pragnę jednak zauważyć, że George Welterman nie jest szczególnie miły w obejściu. Ale powszechnie uważa się, że jest on obecnie w Ameryce najważniejszą postacią w przemyśle okrętowym. — Ale jak możemy rozważać sprzedaż Keys Shipping człowiekowi, którego mój ojciec osobiście nie lubił? — Przykro mi, ale w interesach często musimy rozmawiać z ludźmi, których nie darzymy sympatią — odparł Edgar. — Musi być jakiś inny sposób na zdobycie pieniędzy — powiedziała Catriona. — Nie mogę znieść myśli, że sprzedamy to, co przez tak wiele lat było treścią życia mojego ojca, i to teraz, u progu wielkiego sukcesu… — Musisz rozważyć to w trochę szerszym aspekcie — zauważył Edgar. — Od Keys Shipping zależą losy wielu rodzin w Liverpoolu. Uważam, że najważniejszą sprawą w tym trudnym momencie jest spłacanie wszystkich naszych należności oraz utrzymanie kompanii w całości. Z pewnością twój ojciec chciał czegoś więcej, jednak po jego śmierci nasze pole manewru naprawdę jest bardzo mocno ograniczone. — Mam nadzieję, że przynajmniej nie będę musiała spotkać się z tym George’em Weltermanem — powiedziała Catriona. — Obawiam się, że nie masz wyboru. Popłyniesz „Arcadią” w dziewiczą podróż, a pan Welterman również będzie na statku. — Co? Mam nią popłynąć? — Oczywiście. A któż inny mógłby teraz reprezentować rodzinę Keysów? Twoja matka nie jest w stanie wziąć udziału w tej podróży, a przecież ktoś na statku musi być miły i uśmiechać się do tych wszystkich naszych bankierów, zaopatrzeniowców i agentów. — Twój ojciec od dawna mówił nam, że zamierza zabrać cię w tę podróż — powiedział Percy Fearson z uśmiechem. — Chciał, abyś była swego rodzaju magnesem dla młodych podróżników. Zdawał sobie sprawę, że jeżeli raz spodoba się im na „Arcadii”, pozostaną jej wierni przez długie lata. — Ale ja przecież zupełnie nie pasuję do tej roli! — Ojciec planował ogłosić cię Królową Atlantyku — mówił Percy. — Miałaś przez całą podróż nosić najlepsze paryskie kreacje. Zamierzał kupić ci na podróż mnóstwo biżuterii, futer i w ogóle wszystko, co tylko by ci się podobało. Na biurku w jego gabinecie leży już zresztą całkiem pokaźna lista tych zakupów. — Nic mi o tym nie powiedział. Ostatni raz, kiedy się widzieliśmy, okropnie się pokłóciliśmy. — Bardzo się bał, że nie zgodzisz się na tę podróż — powiedział Percy. — Bał się? — Catriona zmarszczyła czoło. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić strachu swego ojca. — Pragnął, abyś była gwiazdą tej podróży. Bardzo cię kochał. Myślę, że kiedy podejmował decyzję o budowie „Arcadii’’, robił to dla ciebie. Isabelle popatrzyła na Catrionę z zazdrością, której nie potrafiła ukryć. Catriona nagle poczuła, że kręci się jej w głowie; stół jakby odpływał od niej. Przyzwyczajona była do mocnych koktajli, które pijała z Nigelem, jednak nie do Chateau Mouton Rotschild z piwniczki ojca. A może to nie była sprawka wina? Może to dlatego, że w ciągu jednego dnia jej życie odmieniło się tak niespodziewanie? Przez wiele lat zdawało się jej, że jest tylko luźno związana z ojcem, a już wcale z interesami, które prowadził. Teraz odkrywała, że jej wolność była tylko pozorna. — Panie Deacon — powiedziała. — Naprawdę nie wiem, co o tym sądzić. Musi pan dać czas na podjęcie decyzji. — Nie ma go wiele, moja droga — odezwał się Fearson. — „Arcadia” nieodwołanie musi wypłynąć w morze we wtorek. — Czy nie można tego opóźnić przynajmniej do czasu, gdy zostanie pochowany mój ojciec? Edgar potrząsnął przecząco głową. — Koszty nawet dwudziestoczterogodzinnego opóźnienia byłyby tak duże, że nie wytrzymalibyśmy ich. A poza tym „Arcadia” musi rozpocząć swą aktywną egzystencję z opinią punktualnego, rzetelnego transatlantyku. Catriona przez chwilę siedziała w milczeniu. Nagle poczuła, że po jej policzkach ciekną łzy. — Przykro mi, panno Keys — powiedział Edgar. — Za nic w świecie nie chciałem w takim dniu sprawić ci bólu. ROZDZIAŁ CZWARTY — Zawsze byłem anglofilem — powiedział Mark Beeney. — Lubię wasz klimat, uwielbiam wasze kobiety, doskonale smakuje mi wasza baranina. Ale, na miły Bóg, nigdy nie rozumiałem waszego krykieta. Philip Carter–Helm ściągnął na chwilę z głowy kapelusz i wytarł chusteczką wilgoć z jego skórzanego ronda. — Dopóki nie zrozumiesz Anglików i naszego zamiłowania do próżniactwa, nie zrozumiesz zasad gry w krykieta — powiedział. — Nigdy nie słuchaj ludzi, którzy próbowaliby ci je wyjaśnić. W krykiecie liczy się tylko podejście do tej gry. Anglicy lubią próżniactwo, jednak w przeciwieństwie do Amerykanów, nie potrzebują wymówek, aby oddawać się lenistwu. Najlepszym tego przykładem jest właśnie krykiet. Było późne popołudnie i Mark razem z Philipem powoli spacerowali po Hyde Parku. Kilku nastoletnich chłopców grało w krykieta pomiędzy drzewami. Ich głośne okrzyki podczas gry przypominały nawoływania młodych ptaszków. W powietrzu unosił się zapach świeżej trawy i wczesnego londyńskiego wieczoru. — Jesteś cynikiem, prawda, Philipie? — zapytał Mark. — Och, jak wszyscy Anglicy. Cynizm ochrania nas przed nadmiernym sentymentalizmem. Mark pochylił się, aby podnieść długą, cienką gałązkę. Spacerując, co chwilę przecinał nią powietrze. — Czy chciałbyś porozmawiać o „Arcadii”? — zwrócił się do Philipa. Philip Carter–Helm był wysokim, dobrze zbudowanym młodzieńcem o szczerym, otwartym spojrzeniu, które charakteryzowało absolwentów szkół publicznych, szczególnie na fotografiach pojawiających się w szkolnych magazynach po ich śmierci pod Omdurmanem albo Killa Khazi. Miał włosy koloru orzechowego, szare oczy i nos uszkodzony w czasach, kiedy uprawiał boks