Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Widzisz? Stoi. Teraz mogę powtórzyć wszystko od po- czątku. Widziałaś to? P at r zy z ta k im n ap i ęc i em , ja k by n ap r aw d ę by ł o d la n ie g o t a ki e ważne, czy widziała to wszystko dokładnie, piasek na arenie, torreadora powiewającego czerwoną płachtą i czarnego byka, prowadzonego prawie niedostrzegalnie samym tylko ruchem tej czerwieni, tuż przy walczącym z nim człowieku, byka zwiedzionego manewrem, a tak niebezpiecznego: Widzia- łam. – Chciałbym, żebyś zobaczyła kiedyś molinete! Nikt by nie pomyślał, że jest właśnie taki: Pablo Estravados! – Corrida jest strasznie średniowieczna – mówi Martha. – Lubisz Spartakusa? Co za pytanie! – Spartakusa? – Kiedy byłem chłopcem, był moim ulubionym bohaterem. Wyobraź sobie, powstanie gla- diatorów! Czy można sobie wyobrazić coś wspanialszego? – To było powstanie niewolników – mówi Martha – wszystkich niewolników. – Ale zaczęli je gladiatorzy! I gdybyś wiedziała, jak mnie fascynowały walki gladiatorów! Ich reguły, ich historia, rola, jaką w nich miała zręczność, rola, jaką w nich miała siła! Czy zauważyłaś, że w klasycznej walce – jeden z mieczem, drugi z siatką – rozum zrównano z bronią, determinację z potęgą, zręczność z siłą, ciężarem, grozą? Kazano walczyć ze sobą dwóm ludziom, z których jeden był ogromny i potężny, drugi – mały i słaby, jeden miał świetny miecz, drugi – drewnianą zabawkę; ale dano słabemu jeszcze jedno: sieć. Sieć, w którą może złowić przeciwnika. Jakiego przeciwnika! Co za zadanie! Pomyśl, wyobraź sobie: wielki spektakl, przez arenę defilują gladiatorzy z tym swoim: „Ave, Caesar, morituri te sa- lutant!”; kiedyś były to dla mnie najpiękniejsze słowa... Potem walka. Olbrzym, cały w mu- skułach, w zbroi, z mieczem – i młodziutki chłopak, nagi, odsłonięty na każdy cios, wobec każdego bezbronny... Jeden wymierza ciosy, drugi przed nimi ucieka. Któregoś nie uniknął, jest ranny. Uskakuje. W pewnej chwili ruch siatką. O mało nie narzucił jej na wroga. Wróg się cofa. Co widzimy? Taniec. Siła umyka przed siatką, chłopiec wyśpiewuje to swoje „Non te peto, piscem peto, czemu zmykasz, Gallu?” Sama brawura, prawda? Płaci za nią: druga rana. Pomyśl, Martha, to walka o życie! I co widzimy? Taniec, uskakiwanie i atak, jak dla zabawy, wymachiwanie siatką, jak przy łowieniu motyli, i głupiutką piosenkę. Potem nagły ruch. Siatka zarzucona! Bezbronny schwytał siłacza! Teraz odrzuca swoją drewnianą zabaw- kę, ma prawo wziąć jego miecz. Zabija. – Tak – mówi Martha – ale tu siły są wyrównane, siły psychiczne, walczy człowiek z człowiekiem, nie lubię corridy, bo walczy się tam ze zwierzęciem, siły psychiczne są nierów- ne, to ohydne, to pastwienie się nad zwierzęciem! – Brytyjka! Oczywiście, że jest w tym element – tylko jeden, Martha – element nie fair: byk nie zna reguł gry, uczy się ich w trakcie, żaden byk nie bierze dwukrotnie udziału w cor- ridzie, bo przy drugim razie jego zwycięstwo byłoby pewne i gra przestałaby być grą. Ale 28 ------------------------------------------------------------- page 29 jednak dla mnie jest w tym wszystkim coś pięknego... gdybym miał więcej czasu, gdybym miał czas na zajęcie się filozofią... zawsze myślałem o napisaniu książki o etyce walki, wiel- kiej książki! Od walk gladiatorów po corridę. Pojedynek. Zasada równych szans i to, w jaki sposób była interpretowana w ciągu tysiącleci, co uznawano za równe szansę, to jest fanta- styczne! Ale kiedy miałbym to zrobić? Nie sądzę, żebym dożył starości, a na razie... Martha patrzy na niego. – Dlaczego tu przyjechałeś? Jego twarz. – Dlaczego przyjechałem? – Dlaczego tak ryzykujesz? Wiesz, ile daliby za twoją śmierć... jak można? Przecież wiesz, że mogą cię zabić! Nawet w tej chwili, nawet w tej chwili wcale bym się nie zdziwiła, gdyby wyważyli drzwi albo strzelili przez okno... Jak mogłeś przyjechać? Estravados wyjmuje cygaro. – Bo to jest ważniejsze. – Od życia? Ale nie od twojego! – Nie przeceniaj mnie. – Jak gdyby można było cię przecenić! Gdyby coś ci się stało, kto by kierował tymi wszystkimi... Słuchaj, jak gdyby zjednoczenie paru partii i ugrupowań było ważniejsze... – Miałem ci pokazać molinete. – Powiedz, chciałbyś dojść do władzy? Ale powiedz szczerze! – Chciałbym. Jakie to niskie, prawda? – Dlaczego chciałbyś dojść do władzy? – Bo to byłoby daniem im w twarz. Oportunistom. Tym, którzy mówią o donkiszoterii! Wiesz, czasem właśnie ten motyw jest najsilniejszy. Idiotyczny m o t y w , m o t y w m a ł e g o chłopca, którego obrazili na podwórku, ale nic bardziej nie dodaje sił. Czasem myślę, że może właśnie mściwość i urażona ambicja pchają świat naprzód... Myślę: oni pożałują! Myślę: przekonają się, zobaczą, dostaną po gębie, ja im udowodnię, ja im pokażę! To aż śmieszne; ten sam motyw w najmniejszych sprawach – i w największych. Miałem ci pokazać molinete. – Ale... – Chcę, żebyś wiedziała, jak wygląda molinete! Znów staje na środku pokoju, z niewidzialną muletą w ręku; muleta prawie dotyka rogów byka. Ruch ręki. Obrót. Pełny obrót, patrz. Patrz na ruch mulety. Robię pełny obrót, spójrz na stopy, widzisz? A widzisz byka? Co robi byk? Zastanów się. Spójrz, co się dzieje z muletą. Widzisz to? – Muleta... – Owija się wokół mnie, prawda? A byk? – Byk... idzie za muletą... – Obrót skończony, widzisz? Muleta owinęła się wokół ciała. A byk? Byk dokonał obrotu w miejscu, całkowitego! Przez cały czas szedł za końcem mulety, aż do chwili, kiedy koniec całkowicie się nawinął..