Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. podczas ćwiczeń – rozległ się uradowany głos Nica. – Nic... nam nie będzie. John, z twarzą przyciśniętą do blatu stołu, wytrzeszczył oczy, słysząc to optymistyczne stwierdzenie, a po chwili gdzieś z wnętrza statku dobiegł ich głos Fransa: – Brav’ scugnizz’, Nico! Carlo też zdawał się nie tracić pogody ducha. – Panowie – zawołał, wiedząc, że wszyscy go słyszą – sądzę... że „Giordano Bruno” musiał uderzyć w mikrometeoryt. Skoro... nie zostaliśmy zredukowani do... pyłu minerałów i mgiełki organicznych... molekuł, można zakładać, że w cokolwiek uderzyliśmy... było bardzo małe. Poruszamy się jednak... z wielką szybkością, która wywołała... taki skutek. – Zaczął odnajdywać własny rytm i teraz oddychał już łatwiej. – Ach! Widzisz to, Sandoz? – zapytał, poruszając oczami w swojej unieruchomionej głowie. – Próżnia wysysa brud z... tuby Wolvertona... przez szczelinę... wyrwaną przez meteoryt. O, już się zaczopowała. Głośny syk ucichł, a tornado szalejące wewnątrz przezroczystego cylindra ustąpiło miejsca zwartej masie ziemi, która przywarła do ścianki, podobnie jak Sandoz i Carlo do wewnętrznych ścian wspólnego pomieszczenia. Tocząc dziko oczami, John dostrzegał Carla gdzieś na skraju swojego pola widzenia. – Więc teraz... dzieli nas od... przestrzeni kosmicznej... tylko brud? – wyrzucił z siebie chrapliwym głosem. – Brud i... miłość Boga – rozległ się w interkomie napięty głos Seana. Carlowi udało się roześmiać. – Może jest wśród pasażerów ktoś... kto ma ochotę... pomodlić się za duszę Jamesa... Lovella, patrona pechowych kosmonautów? On... na pewno obserwuje nas tego ranka, drodzy przyjaciele. Słuchajcie! – krzyknął, gdy system fotoniczny nagle się uruchomił i zresetował. – Przygotujcie się na upadek. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, inercyjny system kierujący... zacznie zaraz odpalać rakiety kierunkowe... Rozległy się krótkie modlitwy i przekleństwa – i jedne, i drugie składające się wyłącznie z imienia Jezus – a potem okrzyki strachu, zaskoczenia i bólu, kiedy system kierujący zaczął odpalać silniki rakietowe i dokonywać korekty kąta nachylenia statku, gwałtownie nim wstrząsając i obracając. W pomieszczeniu wspólnym zawirowały w powietrzu kuleczki soku pomarańczowego, kawałki jajecznicy i pył; widelec Emilia obracał się jak szalony tuż obok latającego talerza. W kabinach wszystko, co nie było przytwierdzone – laptopy, maszynki do golenia, skarpetki, pościel, różańce – tańczyło wokół ciał ludzi zgodnie z chaotycznymi siłami ruchu statku, który zmieniał się co chwila. Po chwili do ogólnego chaosu dołączyły pigułki śliny, wymiocin i łez – na krótko uformowane przez napięcie powierzchniowe – roztrzaskujące się o płaszczyzny, wpadające na siebie albo rozbijane gorączkowymi ruchami ludzkich rąk i nóg szukających punktu oparcia. W ciągu kilku minut, które wydawały się wiecznością, obrót ustabilizował się i wszystkich pociągnęło ku peryferiom statku, ale już ze znacznie mniejszą siłą. – Czujesz to, don Gianni? – zawołał Nico, najwyraźniej zaniepokojony lękiem, który usłyszał w głosie Johna Candottiego. – Czujesz? Zaczyna puszczać... – W porządku – powiedział Carlo, spokojny jak zawsze. – Kiedy siła odśrodkowa zmaleje, zacznijcie przesuwać się w stronę podłogi. – Rozumiesz, don Gianni? – zapytał z troską Nico, bez śladu ironii. – Statek zaraz nas puści... – Kiedy uruchomią się wszystkie silniki – ostrzegł ich Carlo – odzyskamy pełną moc i... Oznaczało to pełną, normalną grawitację. Podłogi nagle znalazły się tam, gdzie być powinny, a każdy, kto nie potłukł się wcześniej, kiedy system kierowania spowolnił i zatrzymał obrót, mógł teraz skorzystać z szansy zarobienia kilku siniaków. – No i po wszystkim! – zawołał wesoło Carlo, tryskając werwą i owym prawie magicznym samozadowoleniem, charakterystycznym dla przystojnych Włochów w średnim wieku. – Wszystko poszło tak gładko, jak tylko można było sobie życzyć. Proszę wszystkich o zameldowanie się w mesie. Okazało się, że mimo wszystko nikt poważnie nie ucierpiał. Kiedy automatyczny pilot pootwierał wszystkie drzwi, wyszli z kabin i zjawiali się jeden po drugim w mesie, nadzy lub w szortach. Frans, dzięki swym obfitym pokładom tłuszczu i wrodzonej flegmatyczności, nie zarobił nawet siniaka, a Nico w ogóle nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, uważając to, przez co przeszli, za rodzaj dość zabawnego ćwiczenia. Joseba milczał i oddychał ciężko, ale poza tym nic mu się nie stało. Sean był widocznie wstrząśnięty, natomiast Danny Żelazny Koń skupiony i czujny. Sam Carlo wiedział dokładnie, które z Newtonowskich praw podziałało na poszczególne części jego ciała, ale zachował pełną sprawność fizyczną. John też twierdził, że nic mu nie jest i natychmiast zabrał się do pracy: odnalazł w kuchni uszkodzoną pompę wodną, odciął dopływ wody i zabierał się do załatania przecieku razem z Nikiem. Sandoz był spokojny, bo nawet awaria nie była w stanie wzbudzić w nim żadnych emocji. Stwierdził tylko: – Popsuła mi się jedna proteza, ale chyba da się naprawić. Poza drobnymi rozcięciami i siniakami nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń, może dlatego, że w momencie zderzenia prawie wszyscy byli w łóżkach. Nie dając im czasu na poddanie się pourazowej panice, Carlo przydzielił każdemu zadanie, wydając krótkie polecenia suchym, rzeczowym głosem: – Chcę, żeby wszyscy nałożyli skafandry i chodzili w nich, aż uzyskamy pewność, że statek jest całkowicie ustabilizowany.; Nico, jak się ubierzesz, zabierz się do sprzątania. Zacznij od kuchni. Zrób don Gianniemu listę uszkodzeń. Sean, pomóż Sandozowi nałożyć skafander, a potem sam się ubierz... – W skafandrze nie będę mógł władać rękami – zaoponował Sandoz. – Nie mogę... – Tylko do czasu, kiedy się upewnimy, że wszystko jest w porządku. – Sandoz wzruszył ramionami, zrezygnowany lub obojętny. – Frans, jak tylko będziesz gotowy, weź Sandoza i idźcie do sterowni. Sandoz, pomożesz mu w sprawdzeniu wszystkich systemów. Sprawdźcie dokładnie stan statku, system po systemie. Wszystkie komendy można wydawać głosem, a jak tylko minie zagrożenie, pozbędziemy się skafandrów. Candotti, zostaw zmywanie podłogi Nicowi, a sam sprawdź, czy nie ma przecieków na innych poziomach. Mogą być jakieś inne uszkodzenia, a chyba nie chcemy, żeby coś nam wyciekło. Sean! Obudź się! Pomóż Sandozowi założyć skafander. Kiedy reszta wyszła, Carlo przemówił do Joseby i Danny’ego. – Kiedy się upewnimy, że statek jest cały i sprawny, najważniejsze będzie reaktywowanie napowietrzania biologicznego i systemów oczyszczających