Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Yirginia znalaz- Sl) miejsce po przeciwległej stronie ulicy i zaparkowała tam h^aru pod kapiącym drzewem. Gdy zamykała drzwi, przed w ^elem zatrzymała się taksówka. Wysiadł z niej mężczyzna brochowcu i tweedowym kapeluszu. Zapłacił kierowcy 28^ i z nika w dłoni wszedł po schodach, które wiodły z chod- ^obrotowych drzwi. Znikł. Yirginia przepuściła auta, """* u przebiegła jezdnie i weszła za nim do środka. 2 Pr)arnska toaleta była w przeciwległej części foyer, a męż- czyzna zatrzymał się przy recepcji. Zdjął kapelusz i strząsał f niego krople deszczu. _ Recepcjonistka była pochmurną dziewczyną o pełnych różowych ustach i kędzierzawych włosach koloru słomy. _ Dobry wieczór. Mam tu zarezerwowany pokój. Dzwo- niłem z Londynu jakiś tydzień temu. Amerykanin. Głos ochrypły, ale ton nieco podwyższony. Coś w tym głosie przyciągnęło uwagę Yirginii, jak gdyby jakaś dłoń szarpnęła ją za rękaw. W pół drogi do foyer przy- stanęła, by spojrzeć na mężczyznę. Ujrzała od tyłu wysoką, barczystą postać, ciemne włosy przyprószone siwizną. — Przepraszam, jakie nazwisko pan wymienił? — Nie wymieniłem, ale nazywam się Conrad Tucker. — A, tak. Zechce pan tu podpisać... — Conrad — powiedziała Yirginia. Zaskoczony, odwrócił się do niej. Patrzyli na siebie z dzielącej ich odległości. Conrad Tucker. Starszy, siwiejący. Ale Conrad. Te same ciężkie okulary w rogowych opraw- kach, ta sama trwała opalenizna. Przez moment jego twarz pozostawała bez wyrazu, potem powoli zaczął się na niej zjawiać pełen niedowierzania uśmiech. — Yirginia. — Nie do wiary... — No nie. Coś takiego. — Rozpoznałam twój głos. ~ Co ty tu robisz? Ponura dziewczyna nie była zbyt zadowolona. — \!rZepraSZarn' sir' czy zechce pan podpisać? Mieszkam tu niedaleko. — Nie wiedziałem —- A ty? r-jak — Zatrzymałem się... nura. płacił? — odezwała się znowu po- Kartą kredytową czy czekiem? 285 — Wiesz co — powiedział Conrad do Yirginii — to be nadziejne. Daj mi pięć minut i spotkajmy się w barze napijemy się czegoś. Możesz? Masz chwilę czasu? — Tak, mam czas. — Ja zajmę pokój, umyję się i zejdę do ciebie. Może bvr tak? y — Za pięć minut. — Nie później. Toaleta, luksusowo urządzona, była na szczęście pusta Yirginia otrzepała z wody swój stary Barbour, weszła do ubikacji, a teraz stała przed lustrem oglądając swe odbicie, niesłychanie zbita z tropu tym zdumiewającym, nieoczeki- wanym spotkaniem z Conradem. Conrad Tucker, którego nie widziała i od którego nie miała żadnych wieści przez dwa- naście lat. Tu, w Relkirk. Przyjechał z Londynu, ale po co, tego nie potrafiła sobie wyobrazić. Wiedziała tylko, że nigdy jeszcze tak jej nie ucieszyło spotkanie znajomej twarzy, bo nareszcie miała z kim porozmawiać. Nie była ubrana na towarzyskie okazje, wyglądała pro- wokacyjnie w dżinsach, starym kaszmirowym swetrze i z chustką wokół szyi. Reszta też nie lepsza. Włosy w strączkach od deszczu, twarz bez makijażu. Widziała zmarszczki na czole i w kącikach ust i ciemne sińce pod oczami, skutek bezsennej nocy. Sięgnęła po torebkę, wyjęła grzebień, poprawiła włosy, zaczesała je do tyłu i oplotła frotką. Conrad Tucker. Dwanaście lat. Miała wtedy dwadzieścia jeden. To było tak dawno i tyle się od tego czasu zdarzyło, że z pewnym trudem przypominała sobie szczegóły tego wyjątkowego lata. Poznali się w klubie w Leesport. Conrad był prawnikiem, prowadził interes w Nowym Jorku ze swym wujem. Miał mieszkanie gdzieś przy Wschodnich Pięćdziesiątych, ale do jego ojca należał stary dom w Southampton i Conrad przy jechał stamtąd do Leesport grać w jakichś zawodach teni- sowych. To pamięta. Jak grał? To już przepadło w odmętach cza- su. Yirginia pamiętała tylko, że oglądała mecz i kibicowała 286 dowi a potem on ją dostrzegł i zaprosił na drinka, Conu!.ło dokładnie to, o co jej chodziło. tn KVło dokładnie to ' n mnie szukała w torebce szminki, ale znalazła perfu- my i skorzystała z nich. Xo było przyjemne lato. Conrad zjawiał się w Leesport rawie co weekend, a na plaży Fire Island o północy od- bywały się pikniki z pieczeniem wołu. Grali dużo w tenisa, żelowali starą łodzią dziadka po błękitnych wodach Zatoki. Pamiętała sobotnie wieczory w klubie, taniec z Conradem na rozległym tarasie z niebem pełnym gwiazd nad głową, gdy zespół grał „Twarze miłości". Kiedyś, w środku tygodnia, ona i babcia pojechały do miasta, zamieszkały w Golony Club, zrobiły zakupy i poszły na show. Conrad zadzwonił, zabrał ją na kolację do Les Ple- iades, a potem poszli do Cafe Carlyle i do późna w noc słuchali Bobby Shorta. Dwanaście lat. Całe lata świetlne temu. Wzięła torebkę i płaszcz, wyszła z toalety i schodami skierowała się w górę do baru. Conrad jeszcze się nie pojawił. Zamówiła sobie whisky and soda, kupiła papierosy i zaniosła drinka na pusty stolik w rogu sali. Wypiła jednym haustem połowę drinka, poczuła od razu ciepło, błogość i trochę więcej sił. Dzień jeszcze się nie skończył, ale przynajmniej daje jej chwilę wytchnienia i nie jest już sama. Conrad — powiedziała — ty zaczynaj. — Czemu ja? Bo zanim powiem choć słowo, muszę wiedzieć, co ty b - ,sz-,Co cie Przyniosło do Szkocji, do Relkirk? Musi wyc Jakieś togiczne wyjaśnienie, ale nie potrafię go sobie ~ W zasadzie — uśmiechnął się — to nic nie robię. długie wakacje. Niezupełnie urlop, raczej dłuższą prze- rwę. Jesteś prawnikiem w Nowym Jorku? 287 Pucujesz u wuja? le- Jestem teraz na wierzchołku. — No, proszę. I co? — No więc... wyjechałem około sześć tygodni temu p dróżuję po Anglii, mieszkam u różnych znajomych. Som set, Berkshire, Londyn. Potem pojechałem na północ i Da dni byłem w Kelso u pewnej dalekiej kuzynki mojej matk' Wspaniałe miejsce. Ile ryb! Wyjechałem dziś po południu Przyjechałem tu pociągiem. — Na długo zostajesz w Relkirk? — Tylko dziś. Jutro rano wynajmuję auto i jadę na pói- noc. Biorę udział w jakimś przyjęciu. — A gdzie ono jest? — W miejscu zwanym Corriehill. Ale będę mieszkat w innym domu, w Croy. U... — Wiem — przerwała Yirginia. — U Archie'ego i Isobel Balmerino. — Skąd wiesz? — Bo to nasi najlepsi przyjaciele. Mieszkamy w tej samej wiosce, Strathcroy. I... ty znasz Kąty Steynton, prawda? — Poznałem ją w Londynie