Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Być może mógłby pokonać człowieka, którego potrafił zrozumieć — przebranego, złowieszczego konspiratora o niezwykle ponurej osobowości. Ale ten roześmiany lunatyk… Que diablos*. To niemożliwe… Wówczas na zewnątrz rozległ się wiercący, przenikliwy, metaliczny grzechot, który mógł pochodzić tylko z jednego źródła na świecie. — Szybko! — rzekł Święty. — Przebiegnij za Mister Shannetem, Lilla, i wyciągnij mu tego gnata z kieszeni. Tak, dobrze… Czy mogłabyś ich trochę popilnować, podczas gdy ja przywołam odwody? Strzelaj do każdego, kto się ruszy. Dziewczyna trzymała pistolet Shanneta tak, jakby stanowił przedłużenie jej dłoni. Święty skinął z zadowoleniem i podszedł do okna. Ford Kelly’ego zatrzymał się na dziedzińcu, a zarówno Kelly, jak i Sheridan też tam byli. Kelly właśnie pozbył się strażnika, który miał czelność wątpić w jego prawo parkowania w tym miejscu. — Wejdźcie, chłopcy — zawołał do nich wesoło Święty. — Przybyliście na czas, by być świadkami abdykacji rządu. — Czy nie widziałeś Lilli? — spytał oszalały z niepokoju Sheridan. Święty uśmiechnął się. — Jest tutaj, bezpieczna, synu. Za plecami rozległ się wystrzał z pistoletu, który skłonił go do gwałtownego obrotu. Gdy Święty odwrócił się tyłem, a jego zwycięstwo stało się faktem, Shannet postawił wszystko na jedną kartę, nie wierząc w opanowanie i determinację dziewczyny, która przez chwilę trzymała ich los w swoich małych dłoniach. Podczas gdy uwaga Lilli McAndrew była nieco rozproszona z powodu niepohamowanej chęci usłyszenia Archiego, on podsunął się bliżej, skoczył, by ją złapać i… przeliczył się. Święty zatrzymał się nad nieruchomą postacią i szybko ją zbadał, potem wyprostował się wzruszając ramionami i ponownie wziął pistolety, gdy pierwszy strażnik wpadł do pokoju. — Spokojnie, amigos — rozkazał. Oni zaś, zobaczywszy nagłą śmierć w jego dłoniach, zatrzymali się. Po chwili tłum znowu zafalował, ustępując przed oszalałym Archiem Sheridanem, który usłyszał strzał w trakcie wbiegania po schodach. Tuż za nim podążał Kelly, przebijając się jak byk, a jego ognista głowa górowała nad strażnikami. — Wszystko w porządku, Archie! — zawołał Święty. — To Shannet oberwał. Ale Lilla McAndrew już znajdowała się w ramionach Archiego Sheridana. — Tutaj, Kelly — rzucił Święty. — Skończmy z tym. Zabierz broń i zrób porządek ze strażą, a ja pozbędę się rządu. Kelly odebrał rewolwery, a Święty podniósł szpadę z podłogi. Podszedł do prezydenta i de Villegi, którzy stali jak sparaliżowani obok stołu. — Czy już napisaliście? — spytał uprzejmie. De Villega podał mu kartkę papieru. Święty przeczytał ją i zwrócił. — Zapomniał pan wyznaczyć waszych następców — zwrócił uwagę. — To będzie se?or Kelly i ludzie przez niego powołani. Napisz raz jeszcze. — Chwileczkę — rzucił Kelly, z oczami utkwionymi w niespokojnych strażników. — Nie mam ochoty zostać prezydentem, to zbyt ryzykowne. Wolę być ministrem spraw wewnętrznych. Prezydent może pozostać, jeśli zachowa się odpowiednio. Prezydent skłonił się. — Jestem zaszczycony, se?or — zgodził się natychmiast. — Więc to napisz — rozkazał Święty, co też zostało zrealizowane. Święty wziął do ręki dokument i zwrócił się do straży. — Na mocy tego aktu — powiedział — prezydent zwalnia z obowiązków se?ora Manuela Concepcion de Villega, ministra spraw wewnętrznych, oraz cały gabinet, a na jego stanowisko mianuje se?ora Kelly. Aby to uczynić, se?or Kelly w ciągu kilku dni ogłosi zniesienie licznych podatków, które was tak bardzo gnębiły. Teraz weźcie ten dokument i wydajcie go w odezwie do wolnych obywateli Republiki Pasala. Dzień jutrzejszy zostanie ustanowiony świętem państwowym, również dlatego, że nie mamy wojny z Maduro. Była to plotka rozpuszczona przez osoby, które miały w tym swój osobisty cel. Dopilnuję, aby do Estados Unidos został wysłany radiógrafo, który wyjaśni, że mogą już odwołać swój okręt wojenny. A teraz możecie się rozejść, amigos. Przez chwilę panowała cisza: Kiedy zaś pełne znaczenie przemowy Świętego do nich dotarło, w pokoju rozległy się nie milknące okrzyki: Viva! Kiedy Kelly wyprosił wiwatujących strażników na korytarz i zamknął im drzwi przed nosem, Święty przypomniał sobie o czymś, otworzył drzwi i posłał po komendanta więzienia. Sprowadzono go szybko. — Se?or — rzekł Święty. — Proszę przyjąć przeprosiny za sposób, w jaki przed chwilą pana potraktowałem