Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Dobre pytanie - przysiągłby, że szczur delikatnie się uśmiechnął. - I do właściwej osoby. Jako najinteligentniejsza istota w tym pomieszczeniu faktycznie wiem o sytuacji najwięcej. - A bez metafor? - Musimy przeżyć. To najważniejsze. Więc jeśli pozostanę miły i komunikatywny, wszystko łatwiej pójdzie. Chodzi o słój. Przemiany, których dokonał są bardzo złożone. Najpierw pewnie musiał zebrać dane. Zmatrycował wszystkich. Potem, mając wzorzec ewolucyjny transformował ślimaka. Na próbę, albo po prostu było najszybciej. - Jesteś Bazyl? - przerwała mu Joanna, odzywając się po raz pierwszy od długiego czasu. - Nie do końca - szczur sięgnął po karton z kleikiem i na chwilę zanurzył w nim pysk. - Jestem czymś więcej, wywindowanym ewolucyjnie tworem, mieszanką dziedzictwa zawartą w tym pomieszczeniu, że tak nieskromnie powiem. Nie ukrywam, że mam spory zasób wiedzy i na pewno więcej inteligencji od was. Joanna pokręciła głową. - Uprzedzając pytania o cel, odpowiem szybko. Nie wiem. Ale absolutnie wykluczam wasz pomysł z eksperymentem. To prosty, abstrakcyjny model rzeczywistości, który zapewne pozwolił wam przetrwać tak długo. Narzucony przez kobietę, która miała już podobne przejścia w dzieciństwie. Gratuluję. Niestety, sądzę, że wciąż znajdujemy się na wraku stacji badawczej „Europa” i możemy liczyć tylko na słój. Jeśli stać go na tyle, stać go na pewno na więcej. Dlaczego tak sądzę? On zapewne także chce przetrwać. Joanna podeszła do blatu chwiejnym krokiem. - Skąd masz tę wiedzę? - Mówiłem już. Jestem zlepkiem wszystkiego, co miał do dyspozycji w tym pomieszczeniu. Tworzy to wszystko, by wreszcie ktoś znalazł sposób na przetrwanie. Coraz inteligentniejsze istoty. Czy teraz było jaśniej? Ból w ramieniu uniemożliwiał Remigiuszowi koncentrację. Joanna przechadzała się w tę i z powrotem, zeskubując zaschniętą krew z policzków. Nagle parsknęła. Wspierając się o blat zaniosła się śmiechem tak mocnym, aż wycisnął jej łzy. Spoważniała w jednej chwili - Wiesz co to znaczy, Remiku? - Trudno gorzej trafić. Ktoś, kto chce przetrwać za wszelką cenę bez mrugnięcia wyje ci wątrobę, jeśli zajdzie taka konieczność. A najchętniej pewnie ustawi cię tak, żebyś sama mu ją oddała. Szczur zmierzył go groźnym spojrzeniem, ale Joanna nie mogła tego widzieć. - Któreś z nas będzie następne, kochanie. - Do tego właśnie zmierzałem - powiedział Bazyl na powrót przywdziewając maskę entuzjazmu. - I musimy się na to przygotować. *** Remigiusz nie wierzył własnym oczom. Joanna krzątała się, jakby wstąpiły w nią nowe siły. Wypieki na twarzy, rozbiegane spojrzenie i dziwna gorliwość, z którą wykonywała polecenia Bazyla - coś było niepokojącego w tym teatrze, rozgrywającym się przed oczami Remigiusza. Szczur także zabrał się za robotę. Zgromadził na stole wszystkie dostępne sprzęty, w międzyczasie na głos obmyślając plan działania. Rem patrzył na wszystko spod oka. Zazdrość płodziła pomysły na coraz to gorsze intencje Bazyla, na koszmarniejsze scenariusze następstw tego, co się działo. Zaintrygował go zwłaszcza fakt, że szczur wcale nie zwracał uwagi na rany mężczyzny odniesione w walce. Bark bolał coraz bardziej, a rana niezdrowo zaogniła się na brzegach. Remigiusz wstał i w porzuconej na blacie stercie przedmiotów odszukał czysty kawałek materiału. Bazyl nie pomógł także Joannie, w której miał przecież teraz wielką sojuszniczkę. Trzy pokaźne strupy przecinały jej twarz, krusząc się już kawałkami z miejsc, pod którymi skóra była zdrowa. Remigiusz nabierał coraz większego przekonania, że za zachowaniem Bazyla leży głębszy plan, który skrupulatnie, punkt po punkcie jest teraz realizowany. Nie miał ani sił, ani autorytetu, by go demaskować. Nie miał też żadnego pomysłu. Co zaś najgorsze, Bazyl wydawał się tryskać propozycjami rozwiązań. - Zróbmy burzę mózgów - zarządziło zwierzę. - Siadajcie. Rem stał akurat przy blacie. Znowu wszystko po myśli mutanta. Usiadł. - Co można zrobić, żeby jedzenia wystarczyło nam na dłużej, mając takie przedmioty jak te na stole? - kontynuował. - Ale jaki jest w tym właściwie cel? - Bąknął Remigiusz. Jego słowa trafiły w próżnię. Joanna chwyciła ostry odłamek pękniętego tworzywa ze stłuczonej probówki. - Możemy losować kto będzie jadł i każdego dnia jedno z nas zostanie bez kolacji - mówiła cicho, jakby do siebie. - Śmiało - zachęcał Bazyl. - Na razie każdy pomysł jest dobry. Potem je posegregujemy. - Możemy grać o to, kto nie je tego dnia - dodała nieco śmielej. - A kto przegra... - Uniosła przezroczysty odłamek - Musi odkroić z siebie nieżywotny kawałek, który następnie zostanie zjedzony - zaśmiała się histerycznie. „Czyli jednak...” pomyślał Remigiusz. Bazyl uderzył ją w twarz. Po chwili spod strupów popłynęła krew. Dziewczyna spojrzała figlarnie na Rema. - No co? - zrobiła wielkie oczy. Szczur syknął, a potem wyszedł, zamykając za sobą drzwi magazynku. Chwilę potem dał się słyszeć odgłos rygla. - Oddaj - Remigiusz wyciągnął rękę. Natychmiast zdał sobie sprawę, że w ich sytuacji niewiele to zmieni. Joanna miała szansę wyszukać sobie na blacie co najmniej kilkanaście innych przedmiotów, które z równą łatwością mogły zostać wykorzystane do zadania cierpienia. Ręki jednak nie cofnął. Dziewczyna wsunęła skrawek do ust. Po chwili z kącika warg leniwie opuściła się rubinowa strużka. Remigiusz poczuł na karku zimny skurcz. Wstał powoli i zaciskając pięści, ruszył w kierunku drzwi,. - Otwieraj, słyszysz tam? - Krzyknął. Odpowiedziała mu cisza. Walnął w płytkę wokół zamka. Znowu cisza. Bał się odwrócić i sprawdzić co robi Joanna. Kiedy się nad tym zastanowił - właściwie bał się jak diabli. Bo mogła tam robić wszystko. Dosłownie wszystko. Nieprzyjemne uczucie ścisnęło mu gardło. - Musisz... Muszę cię prosić o pomoc - mówił powoli, przez zęby. - Prosić o pomoc, słyszysz?... - Zamek szczęknął i drzwi się otworzyły. Człowiek i inteligentny szczur patrzyli na siebie chwilę. Znów ten dziwny wyraz pyska (twarzy?). Rem dałby głowę, że to uśmiech. Odruchowo spojrzał nad ramieniem Bazyla i chwycił futrynę, żeby nie upaść. W umywalni leżał Funio. Spora część jego ciała została odkrojona i rozprowadzona po całym niemal baseniku. Ruszał się delikatnie, a o jego milczącym cierpieniu świadczyły tylko pojedyncze, czerwono-żółte wykwity na nieuszkodzonych fragmentach ciała