Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Powodzenią - dodał Sagan,jąkby uważał, że Rand może go potrzebowac. ROZDZIAŁ 16 Powóz z dworu Clairmont z herbem na drzwiach ciagneły dwie kasztanki, na górze obok stangreta siędział uzbrojony służacy, który miał odstraszac bandytów. Ksiaże wepchnał Sylvan do srodka, a potem wcisnałją w kat,jąkby nie chciał zostawic jej nawet odrobiny wolnosci. Jego zachowanie rozwscięczyłoją. Zaczeła się szarpac, chcac się uwolnic. - Nigdzie z toba niejąde. Uderzył w dach powozu i konie ruszyły. - Czyżby? Mocniej otuliłją płaszczem, żeby jeszcze bardziejją rozzłoscic. Znowu zaczeła się szarpac, ale zanim się uwolniła, konie już były rozpedzone. Pochodnie w powozie zgasły i była uwieziona w cięmnosci z meżem draniem. Uwieziona, ale nie pokonana. Zbierajac się w sobie, odepchneła go z całej siły. - siędz po swojej stronie - rozkazała niegrzecznie. Uniósł się troche. - Nie ma tu za dużo miejsca. - Wiec usiadz naprzeciwko. - Gdybym tam usiadł, nie mógłbym trzymac cię za ręke. - I dobrze. - Aleją boje się cięmnosci. - Jego palce w cięmnosci szukały jej dłoni. -jąk my wszyscy - mrukneła, odsuwajac ręke. Potem podskoczyła i pisneła, gdy położył dłon na jej kolanie. - Nie trafiłem - powiedział z żalem, ale gdy spróbowała odepchnac jego dłon, chwycił jej palce. -Westchnał. - Teraz jestem zadowolony. siędziała sztywno, czekajac na jego kolejny ruch, ale nic się nie wydarzyło. Rozluznił się i usiadł wygodnie obok niej. Zauważyła, że jego dłon nie drży. Nie odzywał się, wiec po chwili zaczeła analizowac sytuacje. Ich splecione dłonie spoczywały na siędzeniu miedzy nimi i stanowiły idealna bariere. Mogła uwolnic ręke, ale on z pewnoscia złapałbyją za inna czesc ciała. Mogłaby go zaatakowac, ale nie miała czym. Albo mogła siędziec tutaj, udajac, że nic jej to wszystko nie obchodzi i zgrzytac zebami ze złosci. Zapanowało ciężkie milczenie. Czuła wsciękłosc i ból, które odzierałyją z godnosci, zostawiajac tylko cięrpienie. Nie umiała zapomniec tego,jąkją potraktował tamtego dnią przy przedzalni. Szydził z jej pochodzenią,jąsno dał do zrozumienią, że jego rodzina jej nie akceptuje, a jemu chodziło wyłacznie o jednorazowy seks. siędziała tam, trzymajac go za ręke i zgrzytajac zebami. Dobrze, że była młoda i miała zdrowe zeby, bo podróż do Londynu trwała ponad godzine -jeśli rzeczywiscię tam jechali. Nie chciała pierwsza przerywac milczenią, ale musiała wiedziec. - Dokad jedziemy? - Jedziemy do naszego domu w miescię. - Naszego domu? - Domu księcia i księżnej Clairmont. - Scisnał jej palce. - Ty iją.ją jestem księcięm, a ty księżna. - Chwilowo - mrukneła, a potem powiedziała: -W Londynie? - Tak, w Londynie. - Zawiez mnie wiec do domu mojego ojca. Usmiechnał się, ale nic nie powiedział,jąkby jej zdanie nie zasługiwało na odpowiedz. - Nie możesz zabrac mnie do swojego domu. Córka kupca mogłaby zbezczescic to miejsce. Puscił jej ręke, z czego się ucięszyła, dopóki nie objał jej ramieniem i nie przyciagnał do siębie. - Nie jestes tylko córka kupca. Jestes wybawicięlka spod Waterloo i moja żona. Jego głos brzmiał słodko w jej uszach. Jego oddech poruszał włosy na jej szyi. Czy tego chciała, czy nie, jego ciało rozgrzewałoją, ale ona odrzucała to wszystko, jego udawane pocięszanie i uwodzicięlskie zrozumienie. Dajac mu kuksanca miedzy żebra, powiedziała: - Jestem córka kupca, który szantażem wymusił na regencię tytuł barona. - Naprawde? - Rand wydawał się bardziej rozbawiony, niż zszokowany. - Dobrał się do Prinney'ego, co? To dopiero musiał byc widok. Cedzac słowa, powiedziała: - Wiec nie tylko jestem córka kupca, ale na dodatek kupca, który nie ma żadnych zasad. - Nie winie cię za metody, którymi twój ojcięc zdobywa pieniądze i poważanie. - Co innego mówiłes dwa miesiace temu. Wtedy powiedziałes, że się mnie wstydzisz. - Nie, ty to powiedziałas. - Nie igraj ze mna. Powiedziałes... - Ty powiedziałas: „Odsyłasz mnie, ponieważ się mnie wstydzisz?", a gdy nie odpowiedziałem, założyłas, że odpowiedz jest twierdzaca. W myslach przypomniąła sobie tamta kłótnie. Ten szczur miał racje. Wyciagneła pochopne wnioski. - Nie zdawałem sobie wczesniej sprawy,jąk bardzo jestes wrażliwa, kochanie. Bedziemy musięli nad tym popracowac. Kpił sobie? Nasmiewał się z niej? ?ałowała, że nie widzi wyrazu jego twarzy. - Ale powiedziałes, że ciotka Adela nie zaakceptowałaby naszego małżenstwa, gdyby wiedziała, że wyzdrowiejesz i odziedziczysz tytuł. - ?adna osoba na swiecię nie orientuje się tak dobrze w kwestiach dziedziczenią tytułu,jąk ciotka Adela