Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Moje dziewczęta ślicznie wyglądają w fartuchach. Co ty na to, miły? - Pochyliła się w bok i dźgnęła Strapa w żebra. - Ja na to, miła, że bardziej im by było do twarzy w cementowych płaszczykach - odparł niecierpliwie Strap. - Po kiego ciągle mu przerywasz tymi swoimi żarcikami? Wal pan dalej, panie kolego, dalej. - W Louisville, trzydzieści pięć mil od Fortu Knox, ja i moi ludzie zażądamy, aby umożliwić nam jazdę w lokomotywie. Będziemy mieć z sobą delikatne instrumenty pomiarowe i powiemy, że musimy pobierać próbki powietrza w miarę, jak pociąg zbliża się do miasta. Jaki przedstawimy powód? Że wieści o tajemniczej chorobie, jaka pustoszy Fort Knox, wszędzie już zapewne dotarły, i że w najbliższej okolicy, a także w całym kraju, istnieje niebezpieczeństwo paniki. Powiemy, że zaraz po naszym przyjeździe, o świcie, spodziewać się należy samolotów ratowniczych. Dlatego jednym z pierwszych zadań będzie opanowanie wieży kontrolnej lotniska Godman. Oświadczymy im, że baza wojskowa jest od tej chwili zamknięta, i że wszystkie samoloty muszą lądować w Louisville. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do Louisville. Wkrótce po tym, jak pociąg ruszy, moi ludzie pozbędą się maszynisty i palacza. Zrobią to w sposób najbardziej humanitarny z możliwych. (Już to widzę, pomyślał Bond.) Poprowadzę skład osobiście - muszą państwo wiedzieć, że poznałem ten typ lokomotyw w stopniu dostatecznym. Przetniemy miasto i zatrzymamy się na bocznicy, gdzie przeładowuje się złoto. - Goldfinger zawiesił głos i potoczył poważnym wzrokiem po twarzach gangsterów siedzących za stołem. Zadowolony widać z tego, co ujrzał, monotonnie kontynuował swój wywód. - W tym czasie winny nadciągnąć zorganizowane przez was, panowie, konwoje. Nasz dyspozytor ruchu rozmieści ciężarówki w sąsiedztwie skarbnicy zgodnie z wcześniej opracowanym planem, obsługa wieży kontrolnej ruszy samochodem na lotnisko Godman z zadaniem kontrolowania ruchu powietrznego, a my wejdziemy do skarbca, nie zwracając uwagi na liczne ciała uśpionych, którymi miasto będzie z pewnością, że tak powiem, udekorowane. Czy się rozumiemy? Oczy capo di tutti capi płonęły żywym ogniem. - Jasne, jak dotąd jasne - rzekł cicho. - Ale co chcesz pan zrobić potem? - Nadął policzki i wypuścił gwałtownie powietrze w stronę Goldfingera. - Zrobisz pan tak i ta dwudziestotonowa furtka padnie jak zdmuchnięta, tak? - Tak - odparł spokojnie złotnik. - Prawie dokładnie tak. - Wstał, zbliżył się do stołu pod tablicą, podniósł nieporęczne pudełko, wrócił na swoje miejsce i umieścił pakunek przed sobą. Pakunek zdawał się bardzo ciężki. Goldfinger usiadł i mówił dalej. - Podczas gdy moi specjalnie wyszkoleni ludzie zaczną przygotowania do otwarcia skarbca, drużyny noszowych wejdą do budynku i wyniosą stamtąd wszystkich uśpionych, których tylko da się znaleźć. - Bondowi wydawało się, że następne słowa Goldfinger wypowiedział z jakimś nieokreślonym, zdradliwym przydechem. - Zgodzicie się państwo ze mną, że wszelkie niepotrzebne straty w ludziach są rzeczą, której należy koniecznie unikać. Jak do tej pory - mam nadzieję, żeście to zauważyli - obyło się bez ofiar, jeśli nie liczyć maszynisty i palacza, którzy obudzą się z guzami na głowach. - Nie czekał na ewentualne komentarze i położywszy rękę na spoczywającym przed nim pudle, przeszedł do następnego tematu. - A teraz, panowie, mam do was pytanie. Gdybyście potrzebowali broni innej niż konwencjonalna broń ręczna, gdzie byście jej szukali? W instytucjach zajmujących się sprzedażą lub produkcją sprzętu wojskowego naturalnie, prawda? Kiedy trzeba wam było pistoletów automatycznych albo ciężkiej broni maszynowej, nabywaliście ją w sklepach kwatermistrzowskich w pobliżu baz wojskowych. Organizowaliście ją za pomocą szantażu, pieniędzy, wymuszania. Ja zrobiłem podobnie. Tylko jedna broń jest wystarczająco potężna, żeby poradzić sobie z drzwiami broniącymi dostępu do Złotego Skarbca w Forcie Knox. Zdobyłem ją po wielu trudach w pewnej bazie wojsk alianckich w Niemczech. Kosztowała mnie równo milion dolarów. Tą bronią, panowie, pani, jest głowica jądrowa wymontowana ze zdalnie sterowanego pocisku średniego zasięgu typu Corporal. - Chryssste Panie... - Jed Midnight chwycił się mocno za blat stołu tuż obok Bonda. Twarze zgromadzonych pobladły. Bond czuł, jak napina mu się skóra na zaciśniętych szczękach. Żeby rozładować napięcie, sięgnął po chesterfielda i zapalił. Niespiesznie zdmuchnął płomień i schował zapalniczkę do kieszeni. Boże miłosierny! W co się też wpakował?! Przebiegł myślą historię swojej znajomości z Goldfingerem. Pierwszy raz zobaczył jego opalone na czerwonawy brąz cielsko na dachu Cabana Club na Florydzie. Potem dał mu lekko po łapach. Potem rozmowa z M. Jeszcze potem gadka o złocie w Banku Anglii, w czasie której wyszła sprawa przemytu. Przemyt był na wielką skalę i korzystać z niego mieli Rosjanie, ale sądzili wtedy ze Smithersem, że organizuje go zwykły kryminalista, w gruncie rzeczy normalny człowiek, ktoś, z kim Bond zdołał wygrać w golfa”, kogo później ścigał, ścigał spokojnie i w sumie skutecznie tak, jak ścigał przedtem wielu innych. I kogo dopadł? Dopadł wcale nie królika w króliczej norze, nie lisa nawet. Dopadł królewską kobrę - najgroźniejsze, najbardziej niebezpieczne zwierzę, jakie Pan Bóg stworzył! Bond westchnął ciężko. Trzeba zawalczyć raz jeszcze, przyjaciele! Tylko że tym razem walka przypominać będzie pojedynek Świętego Jerzego ze smokiem. Święty Jerzy musi się w dodatku pośpieszyć i zrobić coś, zanim ze smoczego jaja, które bestia zamierza właśnie złożyć do gniazda, wykluje się atomowe pisklę. Bond uśmiechnął się ponuro. Coś zrobić... Co zrobić?! Co na Chrystusa Pana mógł zrobić? Goldfinger podniósł rękę. - Drodzy państwo, proszę mi wierzyć, że przedmiot ten jest niczym innym, jak absolutnie bezpieczną kupą żelastwa. Głowica jest nie uzbrojona. Uderzę w nią młotkiem i nie wybuchnie. Nic nie spowoduje eksplozji, dopóki nie zostanie uzbrojona, a to stanie się dopiero w dniu „D”. Blada twarz Ringa spływała potem. Głos mu lekko drżał, kiedy wysyczał przez ten swój koszmarny uśmiech: - A... A co sss tym... Jak mu tam... Opadem? - Opad będzie minimalny, panie Ring, i niezwykle ograniczony przestrzennie. Ta głowica to najnowszy model zwany głowicą „czystą”. Mimo to oddziałowi, który wkroczy do ruin skarbca jako pierwszy, wydane zostaną kombinezony ochronne. Oddział ten stworzy początek łańcucha rąk, którym złoto wywędruje z budynku i zostanie załadowane na podstawione ciężarówki. - A odłamki, panie kolego? Te latające zwały betonu, żelaza i Bóg wie czego jeszcze? - zapytał Midnight głosem dobywającym się jakby z głębi brzucha