Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Natychmiast rozpoczął energiczne działania. W ciągu godziny zebrał wszystkie swoje oddziały rozmieszczone w promieniu dziesięciu kilometrów, do reszty wysłał posłańców, a sam na czele czterech dywizji ruszył na wroga. Czoło oddziałów nieprzyjacielskich było zaledwie trzy kilometry od granicy, lecz wojska Rybogrzmota wciąż jeszcze przekraczały linię demarkacyjną i nie było widać końca groźnych zastępów. Nagły atak dywizji militarskrzypow zniósł pierwsze szeregi Rybów Grzmotów, lecz następowały dalsze. Dla dzielnych rycerzy Rybowładii najgroźniejsi byli owi żołnierze 69 I z olbrzymimi nożycami. Gdy minął pierwszy impet natarcia militar-skrzypów, szala zwycięstwa zaczęła się stopniowo przechylać na stronę Rybów Grzmotów. W końcu otoczono wszystkie dywizje. Dowódca Wojsk Południowych dał rozkaz odwrotu. Niestety, przy przebijaniu się duża część Armii Południowej zginęła. Nie było mowy o ponownym ataku. Ocalałe dwie i pół dywizji dały po prostu drapaka. Po bitwie wysłano posłańca do króla. Potem dowódca Wojsk Południowych połączył się z oddziałami militarskrzypów, które — zaalarmowane wiadomością o wojnie — zjawiły się w głównej bazie. Nie atakowano już Rybów Grzmotów frontalnie, tylko postanowiono szarpać boki nieprzyjacielskiej armii, wciąż się cofając. Takie sprawozdanie zdał dowódca Wojsk Południowych królowi Rybowładii. W Tater-Ater stało dwanaście dywizji militaroltów i sześć dywizji militarskrzypów. Siła pokaźna, lecz — zdaniem dowódcy Wojsk Południowych — Rybów Grzmotów mogło być sto lub dwieście razy więcej. Zresztą przekonano się o tym szybko. Oddziały śledzące poczynania armii Rybogrzmota oceniały je na przeszło dwieście dywizji. Niecierpliwie oczekiwano więc nadejścia Armii Zachodniej. Tymczasem armia nieprzyjacielska nadciągnęła pod Tater-Ater i gród został oblężony. Wojska Rybów Grzmotów rozłożyły się tak wielkim okręgiem, że sam obóz zajmował kilkadziesiąt kilometrów. Tater-Ater zostało odcięte od świata. Król Supcrkról, od chwili gdy znalazł się w zamku, zaczął rozmyślać nad wynalazkami. Najpierw wymyślił i wykonał siatkę-elektry-czkę, okrutnie mocną, którą rozwieszono nad twierdzą. Następnie wzmocnił pręty elektryczne na czołach swych żołnierzy specjalnym płynem, a potem zamknął się w swojej komnacie i pracował nad wynalazkiem, który był tajemnicą. Znano tylko jego inicjały: S E S R. Tymczasem sytuacja na wałach zmieniała się jak w kalejdoskopie. Wojska Rybów Grzmotów atakowały zamek w dzień i w nocy. Obrońcy wycieńczeni bezustanną walką z nadzieją wyczekiwali nadejścia pomocy ze strony Zachodniej Armii. Komandosi Arcyksięcia Rybogrzmota Dziesiątego każdej nocy próbowali dostać się do fortecy, przecinali siatkę-elektryczkę, niszczyli mury. Wojska zamknięte w Tater-Ater stopniały już do połowy, a każdy atak przynosił nowe ofiary. Po sześciu dniach oblężenia król Superkról wyszedł ze swojej pracowni. — Uff! Gotowe! — krzyknął, aż posypał się z murów piasek. Wszyscy oprócz straży otoczyli władcę, który z drżeniem rąk 70 pokazał poddanym niewielki przedmiot. — Oto Super Extra Smoko-Ryb. On nam zapewni zwycięstwo. SESR to cudo elektryki, elektroniki, elektrotechniki, techniki, hy-drotechniki i aerodynamiki. Na wały! Król zasiadł w fotelu na wałach i wziął na kolana radiostację, za pomocą której kierował SESR-em. Nastawił Smoko-Ryba pyskiem na obóz Rybów Grzmotów i przekręcił gałkę Stworek szybkim kraulem odpłynął. Już po chwili znalazł się nad grupką Rybów (grzmotów. Otworzył szeroko paszczę i z sykiem wessał ich do swego wnętrza. Powiększył się od razu i podpłynął do następnej grupki nieprzyjaciół. Ci próbowali się niemrawo bronić, lecz w ciągu kilku chwil zostali wessani przez SESR. — Może prawie nieograniczenie powiększać żołądek! —- poinformował uradowany Superkról. Tymczasem Smoko-Ryb wchłaniał coraz większe rzesze uciekających Rybów Grzmotów i był już wielkości sporego domu. Nagle do króla podbiegł zdyszany żołnierz. — Panie! — krzyknął bardzo przejęty. — Z baszty zanikowej widać nadciągającą z odsieczą Armię Zachodnią! Władca popatrzył łagodnie na swoje dzieło i szepnął ni to <-lo siebie, ni do Smoko-Ryba. — No, malutki! Już sobie podjadłeś, możesz wracać. Na poparcie tych słów na tablicy obsługi przekręcił gałkę z napisem „powrót". Jeden raz, drugi, trzeci... I nic. Odciął elektronicznemu potworowi zasilanie. I nic. SESR płynął dalej i nadal pożerał coraz większe gromady nieprzyjaciół. Już naprawdę zdenerwowany król Superkról przycisnął guzik samozniszczenia. SESR błysnął mocniej oczyma i jeszcze szerzej otworzył paszczę. Rybowład chwycił berło i z całej siły zaczął nim walić w tablicę obsługi, aż drzazgi się z niej posypały, lecz nic to nie pomogło. Paszczęka Smoko-Ryba rozwarła się do granic możliwości. Zaczęły z całą mocą działać wszystkie pompy umieszczone w jego gardle. Setki tysięcy ton wody z każdą sekundą wpadały do żołądka maszyny. Poczwara bez przerwy powiększała się i powiększała. W jednej chwili cały obóz Rybów Grzmotów przestał istnieć i nim się kto obejrzał, stwór zaatakował Armię Zachodnią. Król natychmiast wydał rozkaz kontrataku. Kilka tysięcy rnilitar-skrzypów rzuciło się desperacko na niedawnego sojusznika. Niestety. gdy tylko oddziały zbliżały się, zostały porwane i natychmiast wyssane. W pół minuty wielkie wojsko zniknęło w kiszkach elektronicznego 71 cacka. Co gorsza, potwór jeszcze zwiększył moc pomp. Już miliony ton wody znikały jak w otchłani. Wir wodny dotarł wnet do Tater-Ater. Uderzenie było bardzo silne