Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Facet pachniał cygarami i wodą kolońską Knize. Paradował w butach na podwyższonych obcasach. Bez tych kilku dodanych centymetrów można by go było wziąć za Osobę Niskiego Wzrostu. Jego łysa, piegowata głowa była nieforemnie duża, jak u karła. Zdobiła ją para spiczastych, prawdziwie chochlikowatych uszu. Miał oczy pekińczyka, chłodne i lekko wyłupiaste. Z uszu i nosa sterczały mu kępki włosów, szczękę pokrywał popołudniowy zarost, nawet uścisk dłoni wydawał się włochaty. - Mała bierze prysznic - powiedział wskazując cygarem w stronę, z której dochodził szum wody. Staliśmy (bo nie było na czym usiąść) w pokoju wyglądającym, jakby dopiero co się do niego wprowadzono, można było oczekiwać zapachu mokrej farby. Rolę jedynych mebli pełniły walizki i nierozpakowane skrzynie. Te ostatnie służyły za stoły. Na jednej stały drinki z martini, na drugiej - lampa, podróżne radio skrzynkowe, rudy kot Holly i wazon z żółtymi różami. Ciągnące się wzdłuż całej ściany półki mieściły wszystkiego kilkanaście książek. Od razu spodobał mi się ten pokój i panująca w nim atmosfera tymczasowości. Mężczyzna odchrząknął. - Spodziewa się ciebie? Skinąłem głową cokolwiek niepewnie. Zimnymi oczyma dokonał na mnie kilku chirurgicznych cięć - badawczych i precyzyjnych. - Przyjdzie tu tłum takich, których nikt nie zapraszał. Od dawna ją znasz? - Raczej nie. - Czyli znasz ją od niedawna? - Mieszkam piętro wyżej. - To chyba wystarczyło, żeby go uspokoić. - Ten sam rozkład? - Dużo mniejszy. Strzepnął popiół na podłogę. - Ale nora. Wierzyć się nie chce. Mała nie wie jak żyć, nawet kiedy ma kasę. - W jego głosie pobrzmiewał urywany, metaliczny rytm, coś jak dalekopis. - No, co myślisz; jest czy nie jest? - Kim? - Blagierką. - Nie powiedziałbym. - To się mylisz. Jest. A z drugiej strony masz rację. Nie jest, bo jest szczerą blagierką. Wierzy w te wszystkie brednie, które wygaduje. Nie wybijesz ich jej z głowy. Próbowałem, aż łzy ciekły mi z oczu. Benny Polan, co go wszyscy szanują, też próbował. Chciał się z nią ożenić, ale się nie zgodziła, wydał tysiące na jej psychiatrów. I nawet ten sławny, co to mówi tylko po niemiecku, też spasował. Nie wybijesz jej z głowy tych... - zacisnął pięść, jakby próbował pochwycić coś nieuchwytnego -... pomysłów. Spróbuj kiedyś. Niech ci opowie coś z tego, w co wierzy. A jednak lubię tę małą - dodał. - Wszyscy ją lubią, ale wielu jej nie znosi. Lubię ją. To dlatego, że jestem wrażliwy. Trzeba być wrażliwym, żeby ją docenić, trzeba mieć w sobie duszę poety. Ale powiem ci prawdę. Możesz stawać dla niej na rzęsach, a ona i tak zrobi cię na szaro. Na przykład, kogo ci dziś przypomina? Dziewczynę, co skończy na dnie butelki z prochami. Widywałem już takie rzeczy w życiu, ile razy, ale tamte dzieciaki nie były nawet stuknięte. Ona jest stuknięta. - Ale młoda. I ma przed sobą jeszcze wiele lat młodości. - Jeśli masz na myśli przyszłość, to znowu się mylisz. Parę lat temu, na zachodnim wybrzeżu, mogło być całkiem inaczej. Zrobiła wrażenie, zaczęli się nią interesować i naprawdę mogła zajść daleko. No, ale jeśli olewa się coś takiego, to już nie ma powrotu. Spytaj Luise Rainer. A przecież Rainer była gwiazdą. Jasne, Holly gwiazdą nie była, nigdy nie wyszła poza fotki reklamowe. Ale to było przed „Historią doktora Wassella”. Wtedy naprawdę mogła się pokazać. Wiem, bo sam ją do tego pchałem. - Skierował cygaro na siebie - O. J. Berman. Spodziewał się, że go poznam, a ja nie miałem zamiaru wyprowadzać go z błędu, choć tak naprawdę nigdy o nim nie słyszałem. Jak się potem okazało, był agentem hollywoodzkich aktorów. - Pierwszy ją wypatrzyłem. Na wyścigach w Santa Anita. Włóczyła się tam codziennie. Zainteresowałem się, zawodowo. Okazało się, że była z jakimś dżokejem, nawet mieszkała z tym konusem. Wyraźnie mu powiedziałem: Spadaj! i postraszyłem glinami z obyczajówki, przecież mała miała dopiero piętnaście lat. Ale miała też styl, umiała się sprzedać. Nawet w tych grubaśnych okularach, nawet kiedy otwarła usta i zaczęła zasuwać jakąś wsiową gwarą. Z Apallachów, czy z Oklahomy za chlebem? Pojęcia nie mam. Pewnie nikt się nie dowie, skąd pochodzi. Tak kłamie, że sama już pewnie nie wie. Cały rok męczyliśmy się z jej akcentem. Wreszcie udało nam się, daliśmy jej lekcje francuskiego. Jak nauczyła się naśladować francuski, to i z angielskim jakoś poszło. Chcieliśmy ją przerobić na coś w stylu Margaret Sullivan, niechby sobie nawet trochę nawrzucała od czasu do czasu. Interesowali się nią ludzie i to prawdziwe grube ryby, a w dodatku Benny Polan, szanowany gość, chciał się z nią ożenić. Czego więcej może chcieć agent? A potem - dup! „Historia doktora Wassella”. Kojarzysz film? Cecil B. De Mille, Gary Cooper. Jezus Maria. Naharowałem się jak wół, wszystko załatwiłem. Mieli ją wziąć na casting do roli pielęgniarki doktora Wassella. No, jednej z jego pielęgniarek. A tu dup! Dzwoni telefon. - Odebrał wyimaginowaną słuchawkę i podniósł ją do ucha. - Mówi mi „Tu Holly”, ja na to „Skarbie, kiepsko cię słychać”, a ona mi mówi, że jest w Nowym Jorku. Pytam „Co ty do cholery robisz w Nowym Jorku, przecież jest niedziela i jutro masz przesłuchanie”. A ona mi mówi „Jestem w Nowym Jorku, bo nigdy tu nie byłam”