Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
To ten nieznośny Versoy wetknął nos w nie swoją sprawę, przypadkiem, jak powiada. Spotkał ich razem na Lido i napisał na ten temat (ci pisarze to straszni ludzie!) coś, co nazwał Winietą (przypuszczam, że także przypadkiem) a co wydrukował pod tymże tytułem. Występują tam: książę, pani i duży pies. Autor opisuje, jak książę, wysiadając z gondoli, opróżnia swoją sakiewkę w ręce starego, malowniczego żebraka, podczas gdy ona, stojąc w pewnej odległości, zwraca oczy ku Wenecji, a pies romantycznie wyciąga się u jej nóg. Tę piękną Winietę, napisana prozą, Versoy umieścił w jednym z wielkich czasopism codziennych, które posiadało dział literacki. Inne pisma nie mające już zgoła nic wspólnego z literaturą podchwyciły sam fakt. I takie oto fakty wywierają wrażenie na polityków, szczególnie jeśli kobieta jest taką - no taką, jaką jest... Urwał. Jego ciemne oczy błyskały złowrogo, odwracając się od nas w stronę skulonego manekina. Po czym znów zaczął mówić z wyszukanym cynizmem: - I oto pani przyjeżdża tutaj. Przepracowana, znużona, szukająca wypoczynku dla nerwów. Zawracanie głowy. Zapewniam pana, ze me jest bardziej nerwowa ode mnie. Nie wiem, jak on to rozumiał, ale w danym momencie, ze swą smukłą, wytworną postacią, z chudą, przerafinowaną twarzą, po której przebiegały zmienne wyrazy, i niepokojem szczupłych, brunatnych rąk błądzących po stole wśród przedmiotów, zdawał się sam być jednym splotem nerwów. Wskazującym palcem umaczanym w winie, którym stół był zbryzgany, wypisał na rozsypanym popiele z fajki wielką literę R. Potem zajrzał w głąb pustej szklanki. Ja zaś, jak to sobie dziś uświadamiam, patrzyłem i słuchałem Jak prostaczek wprowadzony do teatru. Fajka Millsa leżała w znacznej odległości od niego, pusta i wystygła. Być może, iż zabrakło mu tytoniu. Blunt nerwowo przybrał znowu zwykłą sobie, salonową postawę. - Oczywiście, że każdy jej krok jest komentowany w najbardziej zamkniętych salonach i w innych środowiskach równie wyłącznych, gdzie jednak plotka przybiera inne zabarwienie. Tam tłumaczą to prawdopodobnie jako coup de coeur. Ja zaś sądzę, że Rita jest absolutnie do tego niezdolna. Epizod wenecki - zarówno jego początek, jak epilog - to typowy coup de tete, a to samo dałoby się powiedzieć o całej jej działalności, w którą i ja zostałem wplątany (z rozkazu Kwatery Głównej, cha, cha, cha!), o całym naszym stosunku, o zażyłości, w którą się uwikłałem... Cóż dopiero mówić o mojej matce, która jest rozkoszna, ale tak nieodpowiedzialna jak te narwane księżniczki wywołujące zgorszenie w swych królewskich rodzinach... Zdawało się, że Blunt ugryzł się w język, a oczy Millsa, jak zauważyłem, rozwarły się szeroko jak nigdy przedtem. W jego spokojnej twarzy stanowiło to już żywą grę fizjonomii. - Zażyłość - rozpoczął znowu Blunt z wyrafinowaną ostrością w głosie - zażyły stosunek ze spadkobierczynią Allegre'a ze strony człowieka, no - człowieka takiego jak ja... otwarcie mówiąc, nie jest... Pozostawiam to zresztą pańskiemu sądowi. Jak to wygląda? - A czy się ktokolwiek temu przygląda? - spytał Mills. Słowa te, padając z jego dobrotliwych ust, brzmiały łagodnie. - W obecnej chwili nie. Ale nie potrzebuję mówić człowiekowi obeznanemu - jak pan - z wielkim światem, że takie rzeczy nigdy nie uchodzą niepostrzeżenie. I są kompromitujące, chociażby ze względu na jej fortunę. Mills powstał z kanapy, odnalazł swoją marynarkę, włożył ją na siebie i odezwał się znowu, rozglądając się za kapeluszem: - Podczas gdy ona - jako kobieta - jest, że się tak wyrażę, bezcenna. Pan Blunt wymamrotał tylko: «Oczywiście». Wszyscy podnieśliśmy się z miejsc. Żelazny piecyk już się nie żarzył, a lampa otoczona pustymi butelkami i pustymi szklankami rzucała przyćmione światło. Pamiętam, że przebiegł mnie silny dreszcz, gdy wstałem z poduszek rozłożonych na kanapie. - Spotkamy się znów za parę godzin - rzekł Blunt - niech pan nie zapomni przyjść także - zwrócił się do mnie. - Koniecznie. Bez żadnych skrupułów. Jestem upoważniony do zapraszania gości