Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Pochylił się i patrzył, jak zakłada pas bezpieczeństwa. - Jedź na górę, Kiz. Dołączę tam do ciebie. - Idziesz piechotą? Bosch skinął głową i popatrzył na zegarek. Ósma trzydzieści. - Pojadę Angels Flight. Powinna już chodzić. Kiedy dotrzesz na górę, wiesz, co robić. Niech wszyscy zaczną pukać do drzwi. - Dobra, zobaczymy się na górze. Chcesz tam wrócić i pogadać z nią jeszcze raz? - Entrenkin? Tak, raczej tak. Masz jeszcze klucze Eliasa? - Tak. - Wyjęła je z torebki i podała Boschowi. - Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? Bosch zatrzymał się na chwilę. - Jeszcze nie. Zobaczymy się na górze. Rider uruchomiła samochód. Zanim przestawiła dźwignię w pozycję D, popatrzyła jeszcze raz na swojego szefa. - Harry, wszystko w porządku? - Tak, nic mi nie jest. - Skinął głową. - To tylko ta sprawa. Najpierw dostaliśmy Chastaina - ten dupek zawsze potrafił mnie wkurzyć. Teraz mamy Carlę Pmthinkin'. Dość kiepsko się żyło ze świadomością, że będzie przyglądać się dochodzeniu, a teraz jest jego częścią. Nie lubię polityki, Kiz. Lubię rozwiązywać zagadki. - Nie chodzi mi o to wszystko. Po prostu od pierwszej chwili, kiedy dziś rano spotkaliśmy się, biorąc samochody z Holly- wood, sprawiasz wrażenie, jakbyś siedział na rozżarzonych węglach. Może pogadamy o tym? Ledwie powstrzymał się od skinięcia głową. - Może później, Kiz - powiedział. - Teraz mamy robotę. - Jak chcesz, ale zaczynam się o ciebie martwić, Harry. Musisz się pozbierać do kupy. Jeśli ty będziesz się rozpraszał, przeniesie się to na nas i nic nie zdziałamy. Na co dzień tak można, lecz tym razem, jak sam powiedziałeś, jesteśmy pod lupą. Bcsch ponownie skinął głową. Fakt, że zauważyła jego osobiste zmartwienia, dowodził tylko jej talentów detektywistycznych - umiejętność wnioskowania z ludzkich zachowań zawsze była ważniejsza od kojarzenia samych faktów. - Rozumiem, Kiz. Już biorę się w garść. - Przyjęłam do wiadomości. - Zobaczymy się na górze. Klepnął dłonią w dach samochodu i przyglądał się, jak Rider odjeżdża, ze świadomością, że normalnie w tym momencie zapaliłby papierosa. Teraz, zamiast tego, popatrzył na trzymane w dłoni klucze i zastanowił się nad swoim kolejnym posunięciem, a przede wszystkim, jak ostrożnie będzie musiał je wykonać. Wszedł z powrotem do Bradbury. Jadąc powolną windą w górę, obracał w dłoni klucze i myślał o trzech drogach, którymi Entrenkin wkroczyła w tę sprawę. Po pierwsze, zagadkowy wpis w zaginionym teraz notesie telefonicznym Eliasa, po drugie jej uprawnienia inspektora generalnego, a na koniec pełne uczestnictwo w dochodzeniu jako jeden z graczy, specjalny nadzorca, decydujący, które z akt Eliasa prowadzący śledztwo w ogóle zobaczą. Bosch nie lubił zbiegów okoliczności. Nie wierzył w nie. Musiał dowiedzieć się, co Entrenkin robi. Był przekonany, że całkiem nieźle domyśla się, o co chodzi, i zamierzał uzyskać tego potwierdzenie przed podjęciem dalszego śledztwa. Dojechawszy na najwyższe piętro, wdusił przycisk parteru i wysiadł z windy. Drzwi do biura Eliasa były zamknięte. Zapukał mocno w matową szybę, tuż pod nazwiskiem prawnika. Po chwili otworzyła mu Janis Langwiser. Za nią stała Carla Entrenkin. - Zapomniał pan czegoś, detektywie Bosch? - spytała Langwiser. - Nie, ale czy to nie twoje małe, zagraniczne cacuszko stoi w niedozwolonym miejscu? Takie czerwone? Właśnie mieli je odholować. Machnąłem facetowi odznaką i powiedziałem, żeby poczekał pięć minutek. Ale ma wrócić. - O jasna cholera! - wychodząc, obejrzała się na Entren- kin. - Zaraz będę z powrotem. Kiedy go minęła, wszedł do biura, zamknął drzwi na zamek i odwrócił się w stronę inspektor generalnej. - Po co pan zamknął? - zdziwiła się. - Proszę zostawić je ; otwarte. . - Pomyślałem sobie tylko, że lepiej będzie, jeśli pewne rzeczy powiem w cztery oczy i upewnię się, ze nikt nam nie ; będzie przeszkadzał, i Entrenkin zaplotła ręce na piersi, jakby w obronie przed atakiem. Przyjrzał się dokładnie jej twarzy i odniósł takie są- mo wrażenie jak wcześniej, kiedy kazała im wszystkim wyjść. Był w niej jakiś stoicki spokój, dzięki któremu trzymała się 'j pomimo wyraźnie dręczącego ją cierpienia. Przypominała Bo- schowi inną kobietę, znaną tylko z telewizji: nauczycielkę ze szkoły prawniczej w Okłahomie, kilka lat temu pobitą w Wa- szyngtonie przez paru polityków. Wyglądała bardzo podobnie i do Carli, gdy potwierdzała wyrok Sądu Najwyższego. - Proszę posłuchać, detektywie Bosch, naprawdę nie wi- ' dzę żadnego innego sposobu załatwienia tej sprawy. Musimy postępować niezwykle ostrożnie, myśląc jednocześnie o spra- ;' wie i społeczeństwie. Ludzie muszą mieć pewność, że zrobio- ;] no wszystko, co możliwe, że ta sprawa nie zostanie wyciszona :. tak samo jak wiele widzianych przez nich w przeszłości, j Chcę... : - Bzdury