Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

M. Osorgin powtarza z uœmiechem: A la–ger comme a lager! W³aœnie ta sk³onnoœæ do ¿arcików, to podkreœlanie arystokratycznej niezale¿noœci duchowej – najbardziej dra¿ni pó³bydlêta z so³owieckiej stra¿y. Nikomu prócz duchowieñstwa nie wolno by³o zagl¹daæ do ostatniej, zachowanej jeszcze klasztornej cerkwi – i oto Osorgin, wykorzystuj¹c pewn¹ swobodê ruchów, jak¹ mu dawa³a praca w lazarecie, przekrad³ siê do cerkwi na wielkanocn¹ jutrzniê. Biskup Piotr Waromie¿ski zapad³ na dur plamisty i przeniesiono go na wyspê Anzer; Osorgin zawióz³ mu tam jego 17 Oto garstka nazwisk jakie zachowa³y siê w pamiêci tych wspó³wiêŸniów, którzy zdo³ali ocaleæ: Szyrynskaja–Szachmatowa, Szachowskaja, Fitztum, I. S. Delwig, Bagratuni, Assocjani–Erisow, Gaucheron de la Fosse, Sievers, G. M. Osorgin, Klodt, N. N. Bach–ruszyn, Aksakow, Komarowski, P. M. Wojejkow, Wadbolski, Wonlarlarski, W. Lewa–szow, O. W. Wo³ków, W. £ozino–£ozinski, D. Gudowicz, Taube, W. S. Muromcew. By³y leader partii konstytucyjnych demokratów Niekrasow (czy to aby ten sam?). Profesor ekonomii Ozierow. Profesor prawa A. B. Borodin. Profesor psychologii A. P. Suchanow. Filozofowie – prof. A. A. Meyer, prof. S. A. Askoldow, J. N. Danzas, teozof Moebius. Historycy – N. P. Ancifierow, M. D. Prisielkow, G. O. Gordon, A. J. Zaozierski, P. G. Wasijenko. Literaturoznawcy – D. S. Lichaczew, Cejtlin, lingwista I. J. Aniczkow, orien–talistka – N. W. Pigulewskaja. Ornitolog G. Polaków. Artyœci malarze – Br¹z, P. F. Smortricki. Aktorzy – I. D. Ka³ugin (z Teatru Aleksandrowskiego), B. Glubokowski. W. I. Korolenko (bratanek pisarza). W latach 30., w ostatnim okresie istnienia tego obozu, siedzia³ tu równie¿ ojciec Pawe³ A. Florenski, teolog i myœliciel. * Sztuka (po niemiecku). 39 szaty i oleje œwiête. Ktoœ o tym wszystkim doniós³, Osorgina wsadzono do karceru i skazano na rozstrzelanie. Tego¿ dnia przyby³a na Solówki jego m³oda (on te¿ nie przekroczy³ jeszcze czterdziestki) ¿ona. I Osorgin prosi nadzorców, aby nie psuli ¿onie nastroju podczas widzenia. Przyrzeka, ¿e nie pozwoli ¿onie byæ tu d³u¿ej ni¿ trzy dni – toæ zd¹¿¹ go rozstrzelaæ zaraz po jej odjeŸdzie. I oto czym jest sztuka panowania nad sob¹, któr¹ przeklêliœmy wraz z ca³ym arystokratycznym sposobem bycia, umiej¹c teraz tylko skomleæ przy lada jakim k³opocie czy bólu: trzy dni, bez chwili przerwy, spêdzi³ ten cz³owiek z ¿on¹ i sprawi³, ¿e niczego siê nie domyœli³a! Ani jednej aluzji! ani jednego akcentu depresji! Ani jednego mrocznego spojrzenia! Raz tylko (¿ona Osorgina dot¹d wszystko to pamiêta), podczas spaceru brzegiem jeziora Œwiêtego, obejrza³a siê nagle i zobaczy³a, jak m¹¿ œciska g³owê gestem udrêki. „Co ci jest?” – „Nic takiego” – i zaraz siê uœmiechn¹³. Mia³a prawo zostaæ z nim d³u¿ej, ale uprosi³ j¹, by wróci³a na l¹d. Szczegó³ typowy dla tej epoki: wmówi³ jej, ¿eby zabra³a jego ciep³e rzeczy, bo dostanie przecie¿ w oddziale sanitarnym sorty na nadchodz¹c¹ zimê; a to by³ skarb, wiêc przekaza³ go rodzinie. Gdy parowiec odbija³ od mola – Osorgin ju¿ rozbiera³ siê przed egzekucj¹. Ale w koñcu ktoœ da³ im te trzy dni w darze. Te trzy skazañcze dni Osorgina, jak zreszt¹ inne podobne wypadki, s¹ dowodem, ¿e re¿ym so³o–wiecki nie by³ jeszcze zakuty w pancerz systemu. Ma siê wra¿enie, ¿e na so³owieck¹ atmosferê sk³ada³a siê dziwna mieszanka skrajnego okrucieñstwa z niemal dobrodusznym niezdawaniem sobie sprawy – w któr¹ stronê wiatr wieje? Jakie z pêdów so³owieckich rozrosn¹ siê bujnie na wielkim Archipelagu, jakim zaœ pisane jest, ¿e ju¿ tutaj uschn¹? Mimo wszystko, nie mieli jeszcze ci wyspiarze wra¿enia, ¿e oto zap³onê³y tu ju¿ piece polarnego Oœwiêcimia i ¿e w tych czeluœciach zgin¹æ maj¹ wszyscy, co tu przybyli. (A w istocie tak ju¿ by³o!...). Dezorientacja st¹d jeszcze siê bra³a, ¿e wyroki by³y z regu³y doœæ niskie: rzadko kto mia³ tu dziesi¹taka, piêcioletni wyrok te¿ nie czêsto siê zdarza³, najwiêcej by³o skazanych na trzy lata. Jeszcze nie wiedziano wtedy, jak lubi nasza sprawiedliwoœæ tê koci¹ zabawê: œcisn¹æ pazurami – i znów wypuœciæ, znowu œcisn¹æ – i znowu wypuœciæ. I ta poczciwa, patriarchalna nieœwiadomoœæ – do czego to wszystko zmierza? – musia³a jednak wp³ywaæ w jakiœ sposób na stra¿, z³o¿on¹ z samych wiêŸniów, a mo¿e nawet na ich nadzorców. Choæ tezy doktryny klasowej, oznajmiaj¹ce ¿e wróg zas³uguje tylko na to, aby go zlikwidowaæ, g³oszone by³y w sposób jak najbardziej dobitny, otwarty i powszechny – jednak trudno by³o sobie wyobraziæ ow¹ likwidacjê ka¿dego konkretnego dwunogiego osobnika, maj¹cego takie a takie w³osy, oczy, usta, szyjê, ramiona. Mo¿na by³o przyj¹æ do wiadomoœci, ¿e 40 trzeba zlikwidowaæ klasy, no, ale ludzie, nale¿¹cy do tych klas powinni chyba jakoœ siê ostaæ?... Oczy Rosjan, przyzwyczajonych do obcowania z ca³kiem innymi, mglistymi i dalekimi od ma³ostkowoœci pojêciami, nie dawa³y sobie rady z odcyfrowaniem œcis³ego sensu formu³ okrutnej doktryny – zupe³nie jakby trzeba je by³o czytaæ przez Ÿle dobrane okulary. Niedawno dopiero minê³y miesi¹ce i lata otwarcie g³oszonego terroru – a jednak nie chcia³o siê jakoœ wierzyæ! Tak¿e tu, na pierwsze wyspy Archipelagu, zdo³a³a przes¹czyæ siê chwiej– noœæ, tak typowa dla kapryœnej ery lat 20., kiedy to równie¿ w reszcie kraju nie bardzo by³o wiadomo – czy ju¿ niczego nie wolno? Czy mo¿e na odwrót – w³aœnie teraz zaczn¹ pozwalaæ na wszystko? Ruœ tak jeszcze ufa³a wznios³ym frazesom! – i tylko nieliczni czarnowidze ju¿ sobie to i owo wykalkulowali, ju¿ domyœlali siê – kiedy i jak po³o¿y siê koniec tym harcom. Kopu³y uszkodzi³ po¿ar – ale wi¹zania przetrwa³y wieki... Ziemia orna na koñcu œwiata – a le¿eæ ma od³ogiem. Mieni siê niespokojne morze. Ciche jeziora. Ufne zwierzêta. Okrutni ludzie. Na zimê albatrosy odlatuj¹ nad Zatokê Biskajsk¹, zabieraj¹c ze sob¹ wszystkie sekrety pierwszej wyspy Archipelagu. Ale nie rozpowiedz¹ ich na beztroskich pla¿ach, nikomu w Europie ich nie zdradz¹. Œwiat z fantastycznej opowieœci..