Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
A ja chcę się dowiedzieć. I wy też. Wiem, że jesteście ciekawi. Po prostu nie chcecie zawracać sobie tej głupiej, owczej głowy! - To dla nas za trudne - przyznała z zażenowaniem Cordelia. -W świecie ludzi jest tyle rzeczy, których nie rozumiemy. I nie mamy już nikogo, kto wyjaśniałby nam znaczenie różnych słów. Owce zamilkły. Prawie wszystkie patrzyły na trawę pod kopytkami, jakby chciały sprawdzić, czy na pewno rośnie. Inne obserwowały baranki na nocnym niebie. - Powinniśmy o tym zapomnieć - powiedziała cicho Chmurka. -Tak będzie łatwiej. Kilka owiec zameczało zgodnym chórem. Zapominanie było prostym i sprawdzonym sposobem na wszystkie smutki. Im dziwniejsze i bardziej niepokojące było zdarzenie, tym szybciej trzeba było o nim zapomnieć. Dlaczego nie pomyślały o tym wcześniej? Panna Maple popatrzyła na nie z niedowierzaniem. - Ale jeśli o wszystkim zapomnimy, skończą się nasze opowieści. Nie widzicie, że to jest jak opowieść? Nikt jej nie odpowiedział. - Wy naprawdę nie chcecie - skonstatowała, nie mogąc tego pojąć. - Chcemy - odparła z godnością Chmurka. -Tylko inaczej niż ty. - Nieprawda, wcale nie inaczej, tylko że jeszcze o tym nie wiecie! Wokół nas krąży wilk, a my nie wiemy, kto to jest. A skoro nie wiemy, kto to jest, jak mamy się go wystrzegać? Straciliśmy pasterza, który się nami opiekował, a wy wciąż myślicie, że z tym światem wszystko jest jak trzeba! Owce nigdy dotąd nie widziały, żeby panna Maple była tak wzburzona. Jeśli się dobrze zastanowić, nigdy dotąd nie widziały jej w złym humorze. - Nie zauważylibyście wilka nawet we własnym stadzie. Pamiętacie historię o wilku w owczej skórze? Była to najbardziej przerażająca opowieść, jaką kiedykolwiek słyszały od George'a. To, że panna Maple przypomniała im o niej akurat teraz, w środku nocy, było ciosem poniżej pasa. - Albo wy znajdziecie wilka, albo wilk znajdzie was. To bardzo proste. Wszystkie opowieści mają koniec. Nie ma sensu wyrzucać książki w połowie lektury tylko dlatego, że czegoś nie rozumiemy! - Panna Maple głośno prychnęła. - Jeśli nie chcecie dowiedzieć się, kim jest wilk, się tego dowiem! Chmurka, która nie lubiła kłótni, spojrzała na nią wilgotnymi oczami. - Potrzebujemy pasterza - szepnęła. Ale panna Maple ją zignorowała. Pogardliwie machnęła ogonem. A potem potruchtała pod wronie drzewo, jak najdalej od stada, i zapatrzyła się w mrok. - Sprawiedliwości! - zameczała. Odpowiedział jej tylko Otello. - Sprawiedliwości! - zameczał. Przybite owce wymieniły spojrzenia. I na przekór wszystkiemu znowu zaczęły się paść. Chciały pokazać pannie Maple, jak cudownie proste i cudownie bezmyślne może być owcze życie. Tylko wciąż zamyślony Otello nie przestawał meczeć. - Sprawiedliwości! - powtarzał cicho. - Sprawiedliwości! - Co to jest sprawiedliwość? Patrzyło na niego zimowe jagnię. Małe i kudłate miało za dużą głowę i błyszczące oczy. - Co to jest sprawiedliwość? Lepiej nie wdawać się z nim w rozmowę, pomyślał Otello. Zimowe jagnię otwierało usta tylko po to, żeby narobić komuś kłopotów. - Co to jest sprawiedliwość? Mimo to Otello je lubił. Jagnię takie jak to zbiłoby z tropu każdego okrutnego błazna. - Sprawiedliwość to... Przemówił i jagnię wybałuszyło oczy. - Sprawiedliwość to... - powtórzy! czarny baran. Rzeczywiście, co to właściwie jest? Chociaż nikt o tym głośno nie mówił, w zoo zabierano niektóre owce i rzucano je na pożarcie drapieżnikom. I wcale nie były to owce najsłabsze czy najgłupsze. Były po prostu owcami. Czy to sprawiedliwe? Nie. A potem Lucyfer Smithley kupił go do numeru z nożami, ponieważ Otello był dokładnie taki, jak trzeba, czarny, groźny i miał cztery rogi. I ponieważ na czarnym runie nie było widać krwi, kiedy mimo diabolicznej wprost celności, o której krzyczały cyrkowe plakaty, zdarzyło mu się chybić. To też nie było sprawiedliwe. Jeszcze potem Smithley dostał zawału. Tak, to było sprawiedliwe, ale Otella przekazano wtedy okrutnemu błaznowi i jego zwierzętom i zmuszono do wykonywania głupich sztuczek na arenie. A to już sprawiedliwe nie było. Kiedyś Otello wpadł w gniew i zabił jego psa. Tak, to było sprawiedliwe, ale zaraz potem błazen sprzedał go rzeźnikowi. Sprawiedliwe? Nie. Błazen sprzedał go rzeźnikowi, a rzeźnik zaczaj wystawiać go do walk z psami. Niesprawiedliwe! Niesprawiedliwe! Niesprawiedliwe! Otello parsknął i jagnię spojrzało na niego nieufnie. “Pomyśl o śladach ślimaków na trawie - powiedział wewnętrzny głos. Zawsze wybiegaj myślą naprzód". Otello wziął się w garść. - Sprawiedliwość jest wtedy - powiedział - kiedy możesz biegać i paść się, gdzie chcesz. Kiedy możesz walczyć o swoje. Kiedy nikt ci niczego nie kradnie i nie zabrania iść własną drogą. To jest sprawiedliwość.- Nagle poczuł się bardzo pewny siebie. Zimowe jagnię przekrzywiło wielką głowę. Na jego pyszczku błąkał się cień drwiny albo szacunku. - I George'owi ktoś coś ukradł? - Tak, drogę do Europy. - Ale może George też chciał ukraść komuś drogę i się pokłócili. To by było sprawiedliwie. Otello zdziwił się, że malec tak dobrze go rozumie. George nic by nikomu nie ukradł. - Ale załóżmy, że ukradł - drążyło jagnię. - Może nie miał innego wyjścia. Czasem trzeba kraść, bo nikt nie chce ci nic dać. Czyja to wina, kiedy tak jest? - Boga! - odarł bez namysłu czarny baran. - Tego z długim nosem? - spytało jagnię. - Dlaczego? Ale Otello potruchtał już w przeszłość i go nie słyszał. Patrzył ponad płotami i ogrodzeniami, ponad mnóstwem płotów i ogrodzeń. Patrzył przez płatki śniegu. Płatki pierwszego śniegu, jaki kiedykolwiek widział. Ale nie, bo zamiast patrzeć, musiał biec za błaznem, żeby ukraść mu z kieszeni chustkę do nosa. Błazen potknął się, upadł i ciepło ubrane dzieci zaklaskały w dłonie. Kopniak, który błazen wymierzył mu, gdy się w końcu podniósł, nie był wcale udawany. - Dlaczego owce muszą pracować w Boże Narodzenie? - spytał dziecięcy głosik.-To niesprawiedliwe! - Ależ oczywiście, że sprawiedliwe - odpowiedziała ze śmiechem jakaś kobieta. - Bóg stworzył zwierzęta, żeby służyły ludziom. Tak to już jest. Otello gniewnie parsknął. Tak to już jest! Stojące obok zimowe jagnię też parsknęło, komicznie go naśladując. Potem bezczelnie wierzgnęło i brykając jak koza, uciekło na łąkę. Horyzont był różowy jak pyszczek marcowego jagnięcia. Patrząc w kierunku wioski, Otello zobaczył czarną sylwetkę owcy. Kilka chwil później na tle porannego nieba pojawiły się sylwetki innych. A między nimi widać było wyraźnie wysokiego mężczyznę w miękkim kapeluszu z opuszczonym brzegiem. Pasterz Gabriel prowadził stado na ich łąkę. 8