Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Leżałam cicho, słuchając wycia wiatru i huku bijących o burty fal. Wtem rozległ się dźwięk dzwonu. Od razu domyśliłam się, co oznacza, gdyż jeszcze pierwszego dnia urządzono nam odpowiednie 48 _________________ Victoria Dioit ćwiczenia. Zapowiedziano, że w razie alarmu mamy się ciepło ubrać, włożyć kamizelki ratunkowe, które znajdują się w szafce w kabinie, po czym udać się na wyznaczone miejsce zbiórki. Zeskoczyłam na dół. Mary Kelpin już się ubierała. - No i mamy. Najpierw ten koszmarny wiatr, a teraz... - narzekała, dzwoniąc zębami. Niełatwo było ubierać się jednocześnie na ograniczonej przestrzeni. Mary skończyła pierwsza, ja nadal walczyłam z guzikami. Wreszcie uporałam się z kamizelką i pobiegłam do rodziców. Dzwon nadal bił na alarm. Rodzice wyglądali na półprzytomnych, ojciec gorączkowo zgarniał jakieś papiery. - Nie ma na to czasu! - zawołałam. - Wkładajcie ciepłe rzeczy i chodźcie! Gdzie wasze kamizelki? Byli żałośnie potulni; oddali się całkowicie w moje ręce i niebawem mogliśmy opuścić kabinę. To wyjątkowe doświadczenie nauczyło mnie, że odrobina zdrowego rozsądku liczy się bardziej niż erudycja. Na korytarzu nikogo nie było. Ojciec nagle przystanął i z rąk wypadły mu jakieś papiery. Szybko schyliłam się, by je pozbierać. - Ach! - wykrzyknął ze strachem. - Zostawiłem wczorajsze notatki! - Nie szkodzi. Zycie jest ważniejsze od notatek. Nie ruszał się z miejsca. - Nie mogę... Muszę je zabrać... - Twój ojciec musi je mieć - poparła go matka. Zobaczyłam na ich twarzach upór. - Pójdę po nie - zdecydowałam pośpiesznie. - Idźcie na górny pokład, tam macie miejsce zbiórki. Gdzie są te notatki? - W górnej szufladzie. Popchnęłam ich lekko w stronę schodów i zawróciłam. Notatek w górnej szufladzie nie było. Szukałam dalej, aż znalazłam je w dolnej. Chwyciłam czym prędzej plik kartek i wypadłam na korytarz. Kamizelka mocno utrudniała mi ruchy. Dzwony umilkły. Z trudem utrzymywałam się na nogach, gdyż statek był przechylony i omal nie spadłam ze schodów. Nigdzie nie widziałam rodziców... Pewnie przyłączyli się już do innych pasażerów i czekają na pokładzie, aż zostaną przygotowane szalupy. Sztorm nasilał się coraz bardziej. Zataczając się i ślizgając, dobrnęłam do przegrody. Mimo oszołomienia, wciąż rozglądałam się za rodzicami. Gdzie mogli się podziać w tak krótkim czasie? Trzymając kurczowo notatki, próbowałam wydostać się na pokład. Zobaczyłam istne pandemonium. Ludzie napierali na reling i na próżno wypatry- 'Tajemnica starej farmy ______________ ĄQ wałam wśród nich moich rodziców. Poczułam się nagle straszliwie samotna wśród tego rozkołysanego, wrzeszczącego tłumu. To był koszmar. Wiatr zdawał się znajdować jakąś upiorną przyjemność w dręczeniu nas. Włosy wymknęły mi się spod szpilek i fruwały wokół głowy, przesłaniając oczy. Gwałtowny podmuch wyrwał mi z rąk notatki. Przez parę sekund widziałam, jak tańczą, łopocząc mi dziko nad głową, by wreszcie opaść w rozhukane masy wody. Powinniśmy zostać razem, kołatała mi myśl. I nagle pojawiła się druga: właściwie dlaczego? Nigdy naprawdę nie byliśmy razem... No tak, ale teraz to co innego. Grozi nam niebezpieczeństwo, śmierć zagląda w oczy... Czy te notatki były aż tyle warte, żeby z ich powodu się rozdzielać? Niektórzy pasażerowie wsiadali już do szalup. Zdałam sobie sprawę, że długo przyjdzie mi czekać na moją kolej... A kiedy zobaczyłam, jak marynarze spuszczają kruche łodzie na rozszalałe morze, nie byłam wcale taka pewna, czy chcę powierzyć swoje życie jednej z nich. Nagle statek zadygotał gwałtownie, wydając okropny jęk, jakby nie mógł już dłużej wytrzymać. Wydawało się, że obracamy się do góiy dnem. Stałam już w wodzie. Zobaczyłam, że jedna ze spuszczanych łodzi się przewraca. Rozległy się przeraźliwe krzyki pasażerów, których bez wyjątku pochłonęło żarłoczne morze. Przyglądałam się temu w oszołomieniu, a jednocześnie z pewną rezerwą. Śmierć wydawała się niemal pewna. Miałam zakończyć życie, zanim je na. dobre rozpoczęłam. Zaczęłam wspominać przeszłość, podobno zawsze tak się dzieje, kiedy człowiek tonie. Aleja nie tonęłam... na razie. Tkwiłam na przeciekającym, kruchym statku oko w oko z rozwścieczonymi żywiołami, świadoma, że lada chwila zostanę zmyta z owego względnie bezpiecznego miejsca do zielonej otchłani, w której nikt nie moie mieć nadziei na przetrwanie. W ogłuszającym huku rozlegały się krzyki i modlitwy ludzi błagających Boga o ratunek... Wycie wiatru, szalejąca burza, spiętrzone fale, wszystko to przywodziło na myśl „Piekło" Dantego. I nic nie można było zrobić. Przypuszczam, że ludzie w obliczu śmierci myślą przede wszystkim o tym, żeby się uratować. Być może w młodym wieku śmierć wydaje się tak odległa, że nie bierze się jej na serio. Umierają inni - starzy. Człowiek nie potrafi sobie wy- obrazić świata bez siebie, czuje się nieśmiertelny. Wiedziałam, że tej nocy wielu spocznie na wieki w wodnym grobie, a jednak nie bardzo wierzyłam, iż mogę się znaleźć wśród nich. Stałam jak ogłupiała, wyczekując i starając się za wszelką cenę wypatrzyć rodziców. Myślałam też o Lucasie. Gdzie jest? Szkoda, że 4. Tajemnica starej... 50 _________________ Victoria Mt go tu nie ma. Prawdopodobnie nadal zachowuje spokój i to lekko cy~ niczne spojrzenie... Ciekawe, czy o śmierci mówi z taką samą nonszalancją, jak o życiu? Nagle zobaczyłam wywróconą łódź. Fale popychały ją w moją stronę. W pewnej chwili odwróciła się znów do normalnej pozycji i podskakiwała na wodzie poniżej miejsca, gdzie stałam. Ktoś chwycił mnie brutalnie za ramię. - Zaraz zmyje panią za burtę! Nie może pani tu zostać! Odwróciłam się i ujrzałam znajomego majtka. - Koniec! Ten statek tonie! - wołał. Stał przy mnie z twarzą zlaną morską wodą i patrzył na łódź, którą gwałtowne podmuchy pchały coraz bliżej burty. Gigantyczna fala uniosła ją na chwilę niemal do naszego poziomu. - To szansa! Dalej, skacz! Ku swemu zdumieniu, usłuchałam. Wciąż trzymał moje ramię w żelaznym uścisku. Wydało mi się to nierealne. Szybowałam w po-wietrzu i nagle wpadłam prosto do wzburzonego morza. Znaleźliśmy się tuż obok łodzi. - Złap się! - przekrzykiwał huk. Znów instynktownie go usłuchałam. Był bardzo blisko