Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Uciekała, krzycząc, w głąb ciemnego cmentarza, w bok od ścieżki, na której staliśmy. Wówczas ja wpadłem w złość i uderzyłem ją w okolice głowy — kułakiem. Irena zachwiała się i zaczęła uciekać krzycząc «ratunku» albo «pomocy». Wtedy ja zacząłem ją gonić i potknąłem się o jakiś przedmiot, a była to butelka, i uderzyłem nią Irenę w okolicę głowy. Lecz jak to zrobiłem i gdzie ją uderzyłem, tego nie pamiętam. Po kilku uderzeniach Irena upadła na ziemię. Wówczas odrzuciłem od siebie butelkę, chwyciłem Irenę za gardło obiema rękami i zacząłem ją dusić. Następnie ściągnąłem jej spodnie i reformy i chciałem odbyć z nią stosunek. Jednak nie odbyłem, bo mi odeszła chęć... Wówczas nachyliłem się nad ciałem Ireny i ogarnął mnie strach, więc uciekłem do tramwaju. Prostuję — na przystanek tramwajowy, zostawiając ciało na miejscu swego czynu. Przypomniałem sobie, że przed próbą odbycia stosunku wziąłem spodnie i zawiązałem jej na szyi w jeden węzeł, który silnie zacisnąłem, żeby mieć pewność uniknięcia odpowiedzialności karnej. Na przystanku tramwajowym zauważyłem, że mam pobrudzone krwią oba rękawy i przód marynarki oraz spodnie na nogawkach z przodu oraz koszulę na kołnierzu. W tym dniu byłem ubrany w garnitur w niebieskie prążki, krawat w białe paski, półbuty czarne na niskim obcasie. Po stwierdzeniu plam krwi na ubraniu starałem się je wytrzeć posiadaną przeze mnie gazetą oraz śliną. Wsiadłem do tramwaju linii 7, potem przesiadłem się do 17 i dojechałem na Kleciny. Do domu dotarłem około 12 w nocy. W domu ubranie schowałem, a następnego dnia wyczyściłem proszkiem «Ixi» i ciepłą wodą, używając do tego szczoteczki”. W tym miejscu przesłuchanie przerwano i po odczytaniu Szwyner je podpisał. Nazwisko... Jak łatwo jest zabić! Wiesław Szwyner, zapytany później przez prokuratora, dlaczego popełnił tak straszne przestępstwo — milczał. Nie rozumiał swojego czynu, samego siebie. Prokurator jednak powtarzał pytanie, próbował wyegzekwować odpowiedź — sądzę, że nie tylko z zawodowego obowiązku. Ten siedzący przed nim młody mężczyzna różnił się od innych, którzy zajmowali jego miejsce po drugiej stronie prokuratorskiego stołu, oskarżeni o najcięższe z przestępstw. Wreszcie Szwyner przemówił: „Zaznaczam, że poprzednio, przy innych spotkaniach, nie proponowałem nigdy I. S. odbycia ze mną stosunku ani w inny sposób nie próbowałem tego stosunku odbyć. Dlaczego w dniu 13 września zacząłem się do niej dobierać, nie jestem w stanie bliżej wyjaśnić. Niemniej wydaje mi się, że wpłynęło na to, co się stało, moje podejrzenie, że ona z innymi chłopcami takie stosunki utrzymuje...” Niewykluczone, że taka jest prawda Wiesława Szwynera. Był zawsze nieśmiały, samotny. Nie miał wzięcia u dziewcząt. Musiał bardzo z tego powodu cierpieć, zastanawiać się: właściwie dlaczego? Przecież jest przystojny, dobrze ubrany, pracowity i solidny. Nie używa ordynarnych, wulgarnych słów... Należałoby sobie jednak zadać pytanie: czy określenie „solidny” stanowi w środowisku młodzieżowym komplement? Szwynera nie stać było na uogólnienia. Wydawało mu się, i takie jest prawo każdego człowieka, że jego przypadek jest specjalny, całkowicie odmienny. Bo przecież inni chodzili z dziewczętami. Był pewny, bo w tym przekonaniu umacniali go koledzy, że każda „utrzymuje stosunki”. Nie z nim! Wciąż bał się, że go odtrącą. Młoda Irena nie przerażała go tak jak te starsze, wymądrzone, obyte. Ale i ta mała, niepozorna Irenka jego nie chciała!... Przyjmując wersję winy Szwynera, należałoby sobie dopowiedzieć pewne oczywiste prawdy: dramat rozgrywa się w czasach, w których nastąpiło zachwianie tradycyjnych norm współżycia, wypróbowanych z gorszym czy lepszym skutkiem przez stare społeczeństwo. Obrzydziliśmy młodym kanony moralności mieszczańskiej dokumentnie i nawet nie bez racji. Kreowany jest nowy wzorzec, nowy fason życia, którym zafascynowani są w jakimś stopniu zarówno ofiara, jak i sprawca... Irena nie była zdemoralizowaną dziewczyną. Oględziny lekarskie położyły kres wszystkim plotkom, które po zabójstwie — określonym jako zabójstwo na tle seksualnym — krążyły po mieście. Kontynuując wątek osobowości Wiesława Szwynera, trzeba powiedzieć, że był chłopcem wyjątkowo skromnym, wyśmiewanym przez swoich kolegów za wstrzemięźliwość. Miał obsesję swojej odmienności. Chciał być taki jak inni. A nie potrafił. Czy był przekonany, że Irena jest łatwą dziewczyną? Miał prawo tak sądzić, skoro ona, nie ciesząc się tak zwanym powodzeniem, bo nawet Alan nie chciał z nią tańczyć, taka była mała, nieefektowna — opowiadała mu wtedy na cmentarzu, że chodzi z innym chłopcem. Uważała widocznie, że taki fakt się liczy, dodaje splendoru, podnosi walor dziewczyny... I te cechy, odwiecznie dziewczęce czy kobiece, w warunkach dżungli moralnej mogą prowadzić do niejednej katastrofy. Obiecanki, cacanki... zachęty i ucieczki