Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

– Epoxague? Co z senatem? Człowiek, do którego się zwrócił, był niewysoki i wiekowy, odziany w czerwień. Miał małe wąsiki, co było niezwykłe. Najwyraźniej wolałby, żeby imperator wybrał zamiast niego kogoś innego. – Senat oczywiście poprze podobną uchwałę. – I uchyli regencję? – warknął stary. – Nigdy nie jest łatwo przewidzieć, co senat w swej mądrości może postanowić. Gdybym jednak musiał zgadywać, zaryzykowałbym opinię, że szlachetni senatorzy skłonią się ku zdaniu, iż rezolucji nie można zmieniać wraz z każdą poprawą lub pogorszeniem stanu zdrowia Waszej Imperatorskiej Mości. Oczywiście, jeśli remisja potrwa długo... Jeśli po jakichś sześciu miesiącach Wasza Imperatorska Mość nie wykaże żadnych oznak nawrotu, jestem przekonany, że przywrócenie poprzedniego statusu okaże się możliwe. Z twarzy mówiącego Rap odczytał, że nie oczekuje on, by stary pożył tak długo, bez względu na sytuację. Inos i jej ciotka spoglądały na niego wilkiem. Opowiadały się rzecz jasna po stronie imperatora, ponieważ było oczywiste, że Rap go popiera. Całą resztę obecnych wybrano starannie spośród stronników Ythbane’a. Ramiona Emshandara opadły lekko. Rozejrzał się raz jeszcze. – Ithy? – zapytał cicho. Całkiem jakby spodziewał się wezwania, marszałek zdjął hełm i wetknął go sobie pod pachę. Włosy miał krótkie i posiwiałe, a twarz o poważnym wyrazie pokrytą stwardniałą skórą. Powoli wystąpił naprzód, by popatrzeć na starego z bliska, tak jak byk poddałby oględzinom stracha na wróble, który wtargnął nieoczekiwanie na jego pastwisko. – Em! – powiedział cicho, tak cicho, że wielu mogło go nie usłyszeć. – Moje rozkazy mówią, że odpowiadam przed regentem. Nauczyłem się jednak swojego zawodu od ludzi, których ty wyszkoliłeś, Em. Mój patent opatrzono twoją pieczęcią. Ty mnie zaprzysięgałeś, gdy obejmowałem urząd. O co dokładnie mnie teraz prosisz? Regent zmarszczył brwi. Rap dostrzegł, jak na jego pewności siebie pojawia się pierwsza rysa. Była ona jednak bardzo mała – zwątpienie tak mgliste, jak chmura komarów. Przez dłuższą chwilę stary imperator wpatrywał się w oczy żołnierza. Audytorium wstrzymało oddech. – Żebyś stał na straży prawa, Ithy, tak jak przysięgałeś. Marszałek skinął głową. Wsadził sobie hełm na głowę, zasalutował dziarsko i pomaszerował na poprzednie miejsce. Wydawało się, że wokół regenta zalśniła niewidzialna korona triumfu. Jego przyjaciele wymieniali chytre uśmieszki. Wykonał niemal niedostrzegalny gest krótkim mieczem z brązu, jakby chciał sprowokować wychudzonego starca do wbiegnięcia na stopnie i zdobycia tronu szturmem. Ramiona Emshandara opadły jeszcze bardziej. Obejrzał się z rozpaczą na Rapa. – Ach, tak! – odezwał się Ythbane. – Sądziliśmy, że przyprowadziłeś ogrodnika, ale teraz sobie przypominamy. On jest czarodziejem, prawda? Jakie to dziwne, że emerytowany imperator przyprowadził do Rotundy Emine’a czarodzieja! Będziesz miał oczywiście za chwilę okazje złożyć apelację do Czterech. Bywały przypadki, że uchylili werdykt zgromadzenia, senatu i imperialnej armii, ale nie przypominamy sobie dokładnie, kiedy wydarzyło się to po raz ostatni. Do tego nie lubią czarodziejów przybłędów wtrącających się w ich sprawy! Stary ponownie spróbował się wyprostować. Twarz mu poczerwieniała. Już niemal zabrakło mu sił. Ythbane to widział. Jego uśmiech był zatrutym sztyletem. – Mayu, moja droga, twój teść jest zmęczony. Dlaczego nie odprowadzisz go do krzesła, które dla niego przygotowaliśmy? Mieczem wskazał miejsce, gdzie stał zwykły drewniany stołek, ledwie widoczny w ciemności. Jego żona spojrzała z wydętymi wargami na niego, a potem na teścia. Minę miała kwaśną i odpychającą. Nie poruszyła się. Rap nagle zdał sobie sprawę, że jego dłoń spoczywająca na barku Shandiego trzęsie się mocniej niż ramię chłopca. Wydawało się, że ten również to wyczuł. Spojrzał na Rapa pytająco. Ythbane także zauważył ten ruch. Uśmiechnął się do swego pasierba, jak wąż mógłby się uśmiechać do myszy