Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Komórka fotoelektryczna otwiera kran z wodą, od razu jak tylko szklanka znajdzie się w polu widzenia. Tuż obok robot - mechaniczny kuchcik - napełnia miniaturowe kubeczki z papieru majonezem, musztardą lub ostrym sosem pomidorowym do mięsa, wydzielając 60 porcji na minutę. Opodal elektryczna maszyna myje sztućce, które następnie są automatycznie suszone i polerowane ,,do glansu" w specjalnym aparacie spełniającym w ciągu kilku minut wielogodzinną i uciążliwą pracę ręczną; maszyna nadaje im połysk, przetrząsając sztućce w masie stalowego śrutu. Surowe ziemniaki kucharz wrzuca do specjalnej maszyny, która obiera je, kraje, a następnie przenosi na elektryczną patelnię. W ciągu całego procesu nie dotyka ich ani na chwilę ręka ludzka. Pomysłowy aparat zanurza jajka we wrzątku i wydobywa je według nastawionej skali. Obok nas siedzi ojciec z czternastoletnim synem. Z rozmowy okazuje się, że syn kształci się w Szwajcarii, a ojciec jest hurtownikiem bydła. Zaprasza nas do siebie, zapisuje telefon. Jest w przeciętnym Amerykaninie jakiś głód innego człowieka, co w błąd wprowadza przybysza z Europy. Mam siostrzeńca. Bardzo cwanego. Rok był pikolakiem w najpierwszorzędniejszym hotelu londyńskim, noszącym walizki bogatym Amerykanom. Wyrobiwszy sobie w ten sposób stosunki w najwyższych sferach, wylądował w USA z trzydziestu listami polecającymi i sześćdziesięciu dolarami (czy też odwrotnie). - Oho, stryju, z tym nie zginę. Przejrzałem listy: -r Oceniam na dziesięć lunchów, dwa dinnery i piętnaście drinków. Ale co dalej? - Jak to, co dalej? - zdumiał się - kariera!... Znalazłem się w Land ot Opportunity. Tu każdy na podwórku przy domu może znaleźć swoją kurę znoszącą złote jaja. 321 21 Królik i oceany 320 - Ja już słyszę, jak ta kura gdacze. Po miesiącu wszystkie lunche, drinki i dinnery zostały skonsumowane mniej więcej w przewidywanej przeze mnie ilości. - Tylko nie pęknij z dumy - ostrzegałem, kiedy za każdym razem wracał olśniony wielką ilością poklepywań, zachęceń: "zachodź pan any time - w każdym czasie". A raczej nie "pan", tylko w większości wypadków już "ty". Tykał się z dwoma dyrektorami banków, jednym wiceprezesem koncernu, wielką ilością managerów różnych instytucji. - Wie stryj, na pierwszy raz to się mówi tylko o Du-ni-Marynie. Bardzo to lubią. A teraz przystępuję do żniw. Czy mogę popracować na stryja telefonie? Po godzinie wyłonił się z bladym uśmiechem: - Jakoś wszędzie sekretarki mówią, że nieobecni. - Daj spokój, mój drogi - położyłem mu rękę na ramieniu - to jest obyczaj amerykański łatwy-trudny. Nie chciałem ci psuć euforii. Królikowi euforię psuje myśl, że, jak zawsze - nie ma się w co ubrać na tę wizytę. Czy my kiedykolwiek nie mamy w co się ubrać? I czy zdarzyło się, aby one miały? Królik na próżno się emocjonował - milioner nie zadzwonił. Zostawiamy wóz w warsztacie dla jakichś poprawek, wracamy sobie piechotą tym cichym Pało Alto. Jak to dziwnie nagle się "spieszyć". Z okna wozu całkiem to inne miasto, śmigające szpalerami drzew, przecznicami, neonami. To tak samo w Warszawie, w której nie bywam po kilka tygodni. Kiedy zdarzy mi się znaleźć "na pieszo" na Nowym Świecie, czuję się upojony, oglądam się za kobietami, gapię się na wystawy - zupełnie jakbym przyjechał 2 prowincji. W Pało Alto jest jeszcze inaczej. Zwłaszcza jeśji ma się za przewodnika żonę, która pieszo chodzi po zakupy. Powtarza się to samo, co było na Eałingu w Londynie