Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Brakowało panu zapachu! Speszony obracał w dłoniach nerwowo pakunek, nie wiedząc, jak się zachować. - Dlaczego jest pani dla mnie taka dobra? - zapytał w końcu. Zignorowała jego pytanie. - No niech pan w końcu otworzy to pudełko! Chcę natychmiast poczuć, jak to pachnie na pana skórze. Ponieważ nalegał pan na francuskie wino, którym mnie pan tak szarmancko upijał, więc pomyślałam, że ucieszą pana francuskie perfumy. Znam ten zapach od dawna. To "Jaipur" francuskiej firmy Boucheron z Paryża. Oni robią głównie biżuterię, ale ostatnio także perfumy. Ten moim zdaniem jest... Na co pan czeka? No, niech pan otwiera! Odwiązał powoli wstążkę, rozerwał folię i wyciągnął elegancką buteleczkę z żółtawym płynem. - Niech pan mi pozwoli - powiedziała pani Mira, odbierając butelkę z jego dłoni. 272 Spryskała jego szyję odrobiną płynu, stanęła na palcach, oparła głowę na jego ramieniu i przysunęła nos do jego skóry. - Zmysłowo! Całe szczęście, że nie pachniał pan tak dzisiaj rano. Ta blondyna opuściłaby przed panem nie tylko bluzkę, ale także i stanik. No widzi pan, co pan ze mną zrobił?! Co ja wygaduję? Przepraszam, panie Marcinie! Nie powinnam pić przy panu wina. Staję się wredna i... zazdrosna. Chodźmy już. Sprawdzimy, czy w międzyczasie nie wyrzucili nas z pracy. Gdy znaleźli się na Lwowskiej, zapytała: - Czemu nagle stał się pan taki milczący? Nawet mi pan nie powiedział, czy podoba się panu ten zapach. - Dziękuję, pani Mirko. Sprawiła mi pani ogromną radość. Perfumami także, ale najbardziej tym, że zechciała pani ze mną spędzić ten czas. -To ja panu dziękuję. To także był mój pierwszy lunch... z mężczyzną. Od czasu Agnieszki... - dodała cicho. Nie mógł się doczekać wieczora. Zrobił obchód sal, dopiero gdy upewnił się, że wszyscy już poszli do domu i został sam w muzeum. Przez niektóre sale przechodził tak jak ktoś zwiedzający muzeum po raz pierwszy, a nie jak ktoś, kto pracuje tutaj od lat i od lat każdego dnia w pomiętym ze starości brulionie inwentaryzuje ikony tak jak magazynier umywalki na zapleczu sklepu z wyposażeniem łazienek. Nie potrafił sobie tego w żaden sposób sensownie wytłumaczyć, ale nawet jego rutynowy obchód był dzisiejszego dnia inny. Zatrzymywał się, wpatrywał się, czytał opisy, w myślach dopowiadał do obrazów historie. Przy ikonie Łukasza zatrzymał się na dłużej. Przypomniał sobie zachwyt Aśki i jej spontaniczny okrzyk: "Proszę, niech pan nie zapala. Jeszcze chwilę nie. Proszę!". Są momenty w życiu, które chciałoby się zatrzymać na zawsze. A chociaż 273 na trochę dłużej. Na "jeszcze chwilę". Za wszelką cenę nie zapalać światła w obawie, że znikną. Czuł, stojąc pod tą ikoną, że cały jego dzisiejszy dzień był jak taki moment. Co to będzie, gdy któregoś dnia będą spacerować po tych salach z Emilią? Wrócił do swojego biura około dziewiętnastej, połączył się z Internetem i czekał. Wprawdzie wiedział, że Emilia zazwyczaj pojawia się na czacie dopiero krótko po dwudziestej, ale wydawało mu się, że jeśli wszystko inne tak szczęśliwie zaskakuje go dzisiejszego zwariowanego czwartku, to może i Emilia pojawi się wcześniej. Czekając, pomyślał, że mógłby wykorzystać ten czas i napisać do Jakuba. Otworzył program poczty komputerowej. Pojawiła się wcześniej! Był e-mail od Emilii! Panie Dyrektorze! (tak nazywała Cię pani Wanda, gdy zadzwoniłam, i "dyrektor" wypowiadała z prawdziwym szacunkiem) Lubię panią Wandę. Polubiłam ją od pierwszego wypowiedzianego przez nią zdania "Słucham, muzeum...". Tak się bałam, że zadzwonię i... I usłyszę Ciebie. Usłyszałam głos obcej kobiety. Musiałam się zachować. Urzędowo, poważnie i oficjalnie. Zapomnieć w jednej chwili, że czuję się jak przestraszona licealistka, która w końcu się przemogła i dzwoni do chłopaka: on jej się bardzo podoba, przypatruje się jej w czasie dużej przerwy, ale nie ma odwagi podejść. Dobrze, że jako pierwszego nie usłyszałam Ciebie. Bałam się, że to mnie przestraszy, zawstydzi, sparaliżuje i w ciągu jednej sekundy, jak domek z kart, runie misternie w myślach wyreżyserowany plan mojej pierwszej rozmowy z Tobą. I tak runął -jak sam słyszałeś - ale i tak jestem z siebie dumna, że przedstawienie w ogóle się odbyło. Bo to jest przed- 274 stawienie w pewnym sensie, no sam powiedz, czy nie jest rodzajem pełnego napięcia słuchowiska pierwsza telefoniczna rozmowa dwóch osób, które się nigdy nie widziały, wiedzą o sobie już tak wiele, mają wyuczone na pamięć swoje role, ale zupełnie nie znają ról partnera? W moim przypadku słuchowisko zawierało jeden dodatkowy bardzo istotny element dramatyzujący fabułę: Ty, biedaku, nawet nie wiedziałeś, że masz brać w nim udział! Jeśli Ty także miałeś swoje własne wyreżyserowane słuchowisko pod tytułem "Moja pierwsza rozmowa z Emilią" i ja Ci wszystko zepsułam, to wybacz mi. Musiałam zadzwonić. Chciałam się koniecznie upewnić, że mogę przestać się martwić. Przestać martwić się o Ciebie. Że u Ciebie wszystko dobrze i że zniknąłeś tylko na chwilę, że nie uraziłam Cię niczym i że dalej mam powód, aby zanim wieczorem pojadę do mojego małego pokoiku przy stajni, chcieć malować usta, spryskiwać się perfumami, poprawiać fryzurę, nakładać cień na powieki, malować paznokcie, siedzieć przez godzinę przed otwartą szafą, wkładając i zdejmując sukienki, których nie nosiłam od lat... Czy lubisz, gdy kobiety noszą sukienki? 1. Tak się bałam, wybierając numer telefonu... Nie wiedziałam wprawdzie, jak można poznać po głosie kogoś, kogo nigdy przedtem się nie słyszało, ale byłam pewna, że ja mimo wszystko poznam. Tyle razy wyobrażałam sobie Twój głos, że nie mogło być inaczej. Bałam się, że zaniemówię. Albo że Ty zaniemówisz. Tego drugiego bałam się o wiele bardziej. Mogłeś przecież zaniemówić z wrażenia, zaskoczony moim natręctwem i bezczelną próbą wdarcia się do Twojego pozainternetowego życia, nigdy nie dałeś mi takiego prawa i może wcale nie zamierzałeś mi go kiedykolwiek dać. Bałam 275 się, że dzwoniąc do Ciebie, dowiem się o tym. Boże, jak ja się tego bałam... 2. Tak się cieszyłam, wybierając numer telefonu... Cieszyłam się głównie na to, że dzwoniąc do Ciebie, przekroczę pewne granice. Minimum dwie ważne dla mnie granice. a. Po pierwsze, granicę własnej dumy. Nie jestem dojrzewającą licealistką, a gdybym nawet nią była, to i tak nie zadzwoniłabym do tego chłopaka z dużej przerwy