Ĺťycie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednoczeĹnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- W tym roku nie będziemy mieli długich wakacji. Rodzice chcš pojechać na tydzień nad morze. Potem pewnie będziemy siedzieć w Nowym Zebedeuszu. Luis rzucił i chybił prawie o kilometr. - Wujek też nie wspominał o wakacjach. Chyba chce zostać w miecie, tak na wszelki wypadek. - Na jaki wszelki wypadek"? - zdziwiła się Rita. Luis zerknšł na niš. Wujek Jonatan i pani Zimmermann piekli co na grillu, spowici kłębami wonnego 22 dymu z hikorowego drewna. Nie zwracali na nich uwagi. Mimo to Luis zniżył głos do szeptu. - No, wiesz... Nad strumieniem postawili nowy most. A ten stary już chyba rozmontowali. Rita przyglšdała mu się w milczeniu, jakby włanie obwiecił, że jest przybyszem z Marsa i zamierza polubić angielskš królowš. Potem zrozumiała. - Chodzi ci o ten stary żelazny most? - spytała z niedowierzaniem. - Rany koguta, cišgle się o to martwisz? Luis wzruszył ramionami. - Nie mogę przestać o tym myleć. Rita zamrugała powiekami za okršgłymi szkłami okularów. - Luis, kurczę blade, czemu nic nie powiedziałe? - Nie chciałem nikomu psuć humoru - wymamrotał. - Nic nie poradzimy, skoro władze postanowiły zburzyć ten głupi most. Wujek Jonatan nie wspomniał o nim ani słowem od lutego, a kiedy pytalimy paniš Zimmermann, powiedziała, że nie ma się czym przejmować. Wiem, że to głupio, ale... - urwał. - Ale to silniejsze od ciebie - dokończyła Rita ze współczuciem. - Hmmm... Niech się zastanowię. Może uda nam się jako sprawdzić, co jest grane. Wtedy będziemy wiedzieć na pewno, czy jest się o co martwić. Potem przez jaki czas o tym nie wspominali. Wkrótce wujek Jonatan zawołał ich na obiad. Zjedli fantastyczne dania na trawie nad jeziorem. Pani Zimmermann znała niesamowity przepis na hamburgery, zrobiła leciutkš jak puch sałatkę ziemniaczanš i otworzyła słoik kiszonych ogórków z koprem. Były kruche, chrupišce 23 i pikantne jednoczenie, nie tak, jak te ze sklepu, które smakujš jak kwana guma. Po raz pierwszy od wieków Luis odzyskał apetyt. Potem razem posprzštali po posiłku i przez resztę dnia po prostu leniuchowali. Wujek Jonatan wyjšł talię kart; przez parę godzin siedzieli przy składanym stoliku, grajšc w głupie gry. Jonatan przeważnie przegrywał, nawet przy tych najgłupszych, więc burczał pod nosem, że wolałby zwykłego pokera. - Co ja poradzę na to, że nie potrafię zapamiętać tych wszystkich idiotycznych zasad! - Doskonale - oznajmiła pani Zimmermann, która akurat rozdawała. - Zagramy w co prostego. Powiedzmy, że walety, siódemki i czerwone trójki będš... Przyjemnie było spędzać w ten sposób ciepłe, senne popołudnie. Wreszcie, mniej więcej koło czwartej, wszyscy dojrzeli cło powrotu do miasta. - Może wieczorem pójdziemy do kina? - zaproponowała pani Zimmermann, gdy wnosili składane krzesła i stół do domku. - Grajš film o piratach. Jeli nam się spodoba, Jonatan odtworzy sceny walk i każde z nas kolejno będzie kapitanem piratów. - Wyszli na zewnštrz, a pani Zimmermann zamknęła drzwi. Luis miał ochotę zobaczyć film, ale zanim zdołał się odezwać, uprzedziła go Rita. - Czy w drodze powrotnej możemy zobaczyć nowy most? . , Pani Zimme;rmann spojrzała na niš ostro, a wujek Jonatan, który wkładał kosz do bagażnika swojego gru-chota, znieruchomiał. _ Bardzo dziwny pomy wy _ Byłam ciekawa, niła Rita z niewinnym us i pani nowy most - wyja ^iay staryjuzznik rania.^ pytanie.PaniZimmenW>n parć. Pojediemy dróg, ^ nia. Nie byłem tam od przebiegaj, prace Wtš> a kiedy ws.adala Luis otworzył drzV" Y samochodu, szepnšł: - Co ty wymysl.tŁ ęta. - Będziemy się : co sprawdzaj- °^J zimmerrnann. Jesl. Luis przełknšł lW ide lepiei sie do pewnoci. bocznš drogę. i strzela. pod _ Mylałam do męczšce, n.e- chrzesol i Dwunastu Md kipišce 25 24 pojawiała się też samotny dom. Samochód zwolnił tak bardzo, że ledwie się wlókł. - jak po pożarze - odezwała się Rita. Serce załomotało Luisowi w piersi. Po prawej stronie ujrzał wielkš połać martwego lasu, co najmniej parę hektarów. Drzewa były bezlistne, z ich pni łuszczyła się kora. Gałęzie i konary rozpaczliwie wycišgały się do nieba, jakby usiłowały uciec przed mierciš. Krzaki poniżej byty szare i bez życia. Dom, który stał w pobliżu, nie wyglšdał na spalony, ale był zrujnowany. Przerdzewiały blaszany dach zapadł się do rodka, okna ziały czerniš i pustkš niczym oczodoły czaszki. Luis zmarszczył nos. Pachniało brzydko czym słodkawym, lecz także zgniliznš i pleniš. Każdym centymetrem ciała czuł, że ten nieprzyjazny, nagi zakštek jest nawiedzony. - Jonatanie - odezwała się pani Zimmermann z rozdrażnieniem. - Na pewno nic się nie stanie, jeli pojedziemy trochę szybciej. Wujek dodał gazu i samochód minšł upiorny dom. Wjechali w rejony, gdzie drzewa miały licie i wszystko wyglšdało normalnie. Pusto, lecz normalnie. Potem żwirowa dróżka doprowadziła ich do pokrytej asfaltem drogi Dwunastu Mil. Skręcili i wkrótce dotarli do miejsca, które Luis widywał czasem w koszmarach