Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Szerzyła się coraz bardziej. — W sobotę mam wielki koncert — powiedział Damon. Już drugi rok śpiewał w waszyngtońskim chórze chłopięcym i szło mu naprawdę dobrze. Myślałem nieraz, że może będzie drugim Lutherem Vandrossem lub Alem Greenem albo po prostu pierwszym Damonem Crossem. — Do soboty na pewno wrócę. Możesz mi wierzyć. Za nic bym nie przegapił koncertu z twoim udziałem. — Kilka już przegapiłeś — zauważył. Trochę mnie to ubodło. — To byłem stary ja. Teraz już jestem nowy i dużo lepszy. Bywam na twoich koncertach. — Jesteś okropnie śmieszny, tato — Jannie zachichotała Dzieciaki były bystre i cwane jak cholera. — Przyjadę na występ Damona — obiecałem. — Pomóżcie babci w domu, bo przecież sami dobrze wiecie, że niedługo stuknie jej setka. Jannie przewróciła oczami. — Nana ma osiemdziesiąt lat i czuje się jak nastolatka. Sama tak mówi. Kocha gotować, zmywać naczynia i po nas sprzątać — powiedziała, całkiem udatnie naśladując złośliwe gęganie babci. — Daję słowo! — A zatem do soboty. Już nie mogę się doczekać — zwróciłem się do Damona. Była to prawda i tylko prawda. Chór chłopięcy należał do najtajniejszych skarbów Waszyngtonu. Cieszyłem się, że mój syn wyśpiewał sobie miejsce w tak znakomitym gronie i że sprawiało mu to satysfakcję. — No, dajcie buzi — poprosiłem. — I parę uścisków na drogę. Damon i Jannie jęknęli chórem, lecz nachylili się w moją stronę. Bałem się, że już niedługo nie zechcą się przytulać i cmokać mnie w policzki, więc za każdym razem brałem kilka 27 całusów na zapas. Warto zatrzymać chwilę szczęścia, zwłaszcza gdy chodzi o dzieci. — Kocham was — powiedziałem, zanim otworzyłem drzwi samochodu. — Co wy na to? — Też cię kochamy — zawołali Damon i Jannie. — I dlatego, choć się wstydzimy, to jednak ci pozwalamy, żebyś nas obściskiwał na oczach całej klasy — dodała Jannie i pokazała mi język. — Ostatni raz odwożę cię do szkoły — burknąłem z udawanym gniewem i też jej pokazałem język. Damon odwrócił się i pobiegł do swoich kolegów. Jannie popędziła za nim. Jeśli chodzi o mnie, dzieci rosną stanowczo za szybko. Rozdział 7 Z lotniska zadzwoniłem do Kyle'a. Powiedział mi, że najlepsi fachowcy z Quantico w całym kraju szukają podobnych przypadków. — Moim zdaniem, to bardzo poważna sprawa—powtarzał. Ciekaw byłem, czy wie coś więcej. Zazwyczaj nie mówił wszystkiego. — Co ci się stało, Kyle? — spytałem. — Zerwałeś się z samego rana i już siedzisz przy robocie. Dlaczego tak przejmujesz się tym śledztwem? — Przejmuję się, bo tu dzieją się doprawdy dziwne rzeczy. Nigdy przedtem nie miałem do czynienia z czymś takim. Poproszę Jamillę Hughes, żeby wyszła po ciebie na lotnisko. To jej sprawa, więc na pewno poda ci wszystkie dane. Jest bardzo dobra w tym, co robi. Musi być dobra, bo oprócz niej w wydziale zabójstw w San Francisco pracuje tylko jedna babka. W samolocie lecącym z Waszyngtonu po raz kolejny przeczytałem raporty z miejsca zbrodni w parku Golden Gate. Otrzymałem je faksem dziś rano. Inspektor Hughes opisywała wszystko kompetentnie i ze szczegółami, chociaż flaki mi się wywracały przy lekturze niektórych fragmentów. Na marginesie jej sprawozdania robiłem notatki. Traktowa- 29 łem to jako pewien rodzaj stenogramu. Przy każdej sprawie pracowałem w ten sam sposób. „O 3.20 rano w parku Golden Gate, w San Francisco, znaleziono zwłoki mężczyzny i kobiety. Dlaczego tam? W miarę możności iść do parku. Obie ofiary zwisały głową w dół z gałęzi dębu. Po co je powieszono? Żeby utoczyć krew? A po co krew? Obrzęd oczyszczenia? Ciała nagie i pokryte krwią. Dlaczego nagie? Gwałt? Zbrodnia na tle seksualnym? Czy po prostu zwykła brutalność? Chęć obnażenia ofiar przed oczami świata? Nogi, ręce i pierś mężczyzny pokrywają głębokie rany. Wygląda na to, że ofiara została pogryziona. Mówiąc dokładniej — zagryziona!!! Na ciele kobiety także widać ślady ukąszeń i cięte rany, bez wątpienia zadane jakimś ostrym narzędziem. Ofiara zmarła z wykrwawienia; straciła ponad czterdzieści procent krwi. Małe czerwone plamki na kostkach obu ofiar, w miejscach otarcia sznurem, na którym wisiały ciała. Lekarz określił je jako wybroczynki (petechiae). Ślady zębów na zwłokach mężczyzny wskazują na duże zwierzę. Czy to możliwe? Jaki drapieżnik mógłby zaatakować człowieka w parku, pośrodku wielkiego miasta? Łagodnie mówiąc, to czysta bzdura. Biała substancja na nogach i brzuchu mężczyzny. Być może sperma. Kim był zabójca? Sadystą? Zboczeńcem?". Wróciłem myślą do sprawy z Waszyngtonu. Nie umiałem o niej zapomnieć. Pewna szesnastolatka uciekła z domu, z Orlando, na Florydzie. Jej zmasakrowane zwłoki znaleziono w pokoju hotelowym w samym centrum stolicy. Nazywała się Patricia Dawn Came-ron. Okoliczności zbrodni były zbyt podobne do morderstw w Kalifornii, żeby przejść nad tym do porządku. Dziewczyna była cała pogryziona i powieszono ją za nogi na haku od żyrandola. 30 Odnaleziono ją, gdy hak wyrwał się z sufitu i ciało z hukiem spadło na podłogę. Raport medyczny stwierdzał, że Patricia Cameron zmarła z upływu krwi — utraciła jej ponad siedemdziesiąt procent. Pierwsze pytanie było oczywiste. Po co komuś aż tyle krwi? Rozdział 8 Tuż po wylądowaniu znalazłem się w zatłoczonej hali międzynarodowego portu lotniczego w San Francisco. Ciągle myślałem o krwi i dziwnych, straszliwych ukąszeniach. Rozejrzałem się za Jamillą Hughes. Wiedziałem tylko, że jest ładną, wysoką Murzynką. Jakiś biznesmen w pobliżu bramki czytał Examinera. Na pierwszej stronie widniało tłustym drukiem: HORROR W PARKU GOLDEN GATE. DWOJE ZAMORDOWANYCH. Nie znalazłem nikogo, kto by na mnie czekał, więc skierowałem się po znakach w stronę przystanku i postoju taksówek. Miałem jedynie ręczny bagaż, bo obiecałem przecież Damono wi, że w sobotę wrócę do domu. Dałem sobie rozkaz wymarszu i postanowiłem, że w przyszłości dotrzymam każdego przy rzeczenia. Poważnie. Kiedy znalazłem się za bramką, podeszła do mnie jakaś kobieta. — Przepraszam... detektyw Cross? Zauważyłem ją tuż przed tym, zanim się odezwała. Była ubrana w dżinsy i skórzaną kurtkę, narzuconą na niebieski podkoszulek. Potem dostrzegłem, że pod pachą nosiła pistolet w kaburze. Miała około trzydziestu pięciu lat