Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Tyle mnie uczono, że jednostka nic nie znaczy, a muszę działać sam. Masy tworzą historię, a indywidualność na jej grzbiecie jedzie. O, nie mam zamiaru uwalniać świata, niech poczeka, sam muszę się uwolnić. Niechaj pomyślę. Tylko - dlaczego napięcie rozsadza mi czaszkę? Milion woltów w jednym mózgu! Będę krzyczał. Jezus, Maria, będę krzyczał! Przebijam strop błyskawicą o takiej sile, że ludzie padają na twarz, bodaj to w Europie, w Indiach, na Malajach, w Australii i na Tahiti, wyspie szczęśliwości, leżą plackiem, gdyż niebo rozpękło się nad nimi. Opadam na poduszkę z uśmiechem, którego słodycz poznał tylko Zeus i ja. Odpoczywam w spokoju, to mi się naprawdę udało. Wielki błysk. Wielki żart. I po strachu. Nade mną strop, nad nimi błękit. Wszędzie błękit. Krzątają się, moi złoci. Business as usual! ..Na samą myśl o tym pragnie się więzy potargać, przegryźć zębami, pęta zerwać z rąk i nóg, wyskoczyć ze skóry. Tymczasem trzeba zachować zimną krew. Choć z bezsilnej wściekłości robi się człowiekowi niedobrze. Trzęsę się cały, do najdrobniejszego włókna, wszystko we mnie dygocze. Aż łóżko dostało drżączki, czuję, jak wpada w spazm i wibruje wraz ze mną. Nikt tego nie słyszy, nikt tego nie widzi - noc głucha, ach, jaka spokojna!, cerber kędzierzawy przysnął na swoim posterunku, wszędzie cicho, nawet ten obżerany przez pająki nic nie bełkocze, dostąpił łaski snu. Tylko ja nie zmrużyłem oka od tych wszystkich godzin, które dawno przeszły - od chwili kiedy jasne światło zmieniono na nocne, sine, półtrupie - bo nie może zasnąć ta daremna wściekłość we mnie. A bierze się właśnie z tej jednej myśli. Przytroczonemu do łóżka przychodziły mi tu do głowy w tym niesamowitym, obcym., nierozpoznawalnym świecie najrozmaitsze supozycje, domysły, spekulacje, imaginacje, takie, że z lęku można skonać, a nie wpadłem na tę myśl, ani by mi w mózgu nie zaświtała, gdyby nie ta szczera kobiecina w przybrudzonym, steranym fartuchu - zaś diabliczkom fartuchy mieniły się jak śnieg, istna Florence Nightingale z bożej łaski - i jej przysięga na Ciało i Krew Chrystusa. Resztę sobie dośpiewałem. Bo naraz niepokojące elementy złożyły się w całość, jak w skomplikowanej łamigłówce, która w chwili rozwiązania okazuje się prosta. Bo myśl jest prosta, choć zaskakująca, aż nie do wiary. Szpital! Ale jaki szpital?... Otóż to właśnie. Z tą myślą nie mogę się pogodzić. Dlatego rwałbym zębami te parciane pasy, te wredne, obelżywe więzy krzywdy i poniżenia. Dlatego, choć brzask już blisko, nie mogę spać. Dlatego. Nie może być jaśniej i prościej. Zamknęli mnie w domu wariatów... O, kurwa ich mać! Trzęsę się z oburzenia, a mój gniew ma tak wielkie skrzydła, że niesie mnie przez tę noc nad prochami unicestwionych, nad całą moją ojczyzną. O, Matko Najświętsza! O, Jeruzalem, Jeruzalem! O, Hospody, pomyłuj! Słyszę śpiew z kościołów, synagog i cerkwi, które stały na mojej ziemi.. I ten lament, który miał trwać przez pokolenia. I przysięgam na prochy męczenników, na trzewiczki dzieci pędzonych do gazu, na obcięte włosy do wypychania materaców, na szare mydło - nie damy się unicestwić. Nie dam się unicestwić. Choć zrobiono ze mnie umysłowo chorego, aby mnie zręcznie zgładzić w zgodzie z ich prawem o eutanazji. Wiem, co mi grozi, ale nie ma we mnie strachu. Dopóki nie miałem pojęcia, gdzie jestem, co mnie osacza, jaka rzeczywista groźba wisi nade mną, wówczas targały mną wielkie trwogi, lecz teraz wiem, co mnie spotkało. Z czym muszę się zmierzyć. Więc myślę. Oberteufelfuhrer drzemie, moi bracia w biedzie też śpią na swoich łóżkach. Gniew prowadzi donikąd. W niczym mi się nie przysłuży, trzeba go skryć głęboko, niech tam się pali i nie gaśnie, ale tak, aby mnie ożywiał niewidzialnie. Trzeba męstwa, sprytu i wiary, wypróbowanych cech Odysa, wtedy się wróci, choćby to było bardzo trudno, bardzo niebezpiecznie i bardzo daleko. Ostatecznie chciałem być żeglarzem. Pragnąłem nim być. Ba, nawet świat zadziwić niezwykłym, męskim wyczynem. Mam zatem okazję, o jakiej w najczarniejszych snach mi się nie śniło. A gdyby się przyśniło, z trwogi byłbym mokry jak szczur. Wpadłem tak, że gorzej nie można. I muszę dokonać tej sztuki - wymknąć się stąd, skąd na ogół się nie wychodzi. To trudniejsza robota niż opłynąć Horn. Na razie mam szanse równe zeru, będąc tak dokładnie unieruchomiony, jak tylko być można, wyłączywszy oczywiście paraliż i śmierć. Pierwsza rzecz to wyswobodzić się z więzów. Muszę znaleźć inny sposób niż rozwiązywanie supłów własnymi zębami, bo wtedy mnie dozorcy spętają na powrót. Przekupić ich nie mam czym