Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Zawsze mogły ocaleć miejsca, w których tliła się sztuczna inteligencja, tu i ów- dzie mogły nawet przeżyć grupki rozbitków... Nagle przezjeden z ekranów przesunął się jakiś cień. Młody Solo napiął mięśnie, chociaż wiedział, czego się spodziewać. I rzeczywiście - powolne wirowanie „Braksańskiego Miażdży- gnata" wokół osi sprawiło, że minutę później w polu widzenia holograficznej kamery pojawił się transportowiec niewolników. Jak spodziewał się Jacen, był o wiele większy, niż kiedy wi- dział go poprzednio. Włączył i wyłączył mikrofon komunikatora, aby potwierdzić, że wszystko przebiega zgodnie z planem. W następnej sekundzie gwiezdnym pancernikiem szarpnął potężny wstrząs. Jacenowi przez chwilę się zdawało, że cichutki trzask włączanego mikrofonu komunikatora mógł zdradzić nieprzyjaciołom, iż na pokładzie gwiezdnego pancernika pozostali żywi członkowie załogi, ale zaraz uświadomił sobie, że wstrząs spowodował dovin basal transportowca niewolników. Orga- niczny repulsor Yuuzhan Yongów po prostu usiłował przyciągnąć ogromny okręt. Wszystko w porządku, pomyślała Mara. Uwolniła tę myśl i wysłała do pozostałych Jedi, do- łączając do niej falę zachęty, poparcia i zaufania. Kilka minut później wszyscy poczuli kolejne szarpnięcie, a po nim rozległ się zgrzyt skręca- nego metalu. Jacen zaczął się obawiać o całość kadłuba. Pozbawionej działania inercyjnych tłumików konstrukcji nie obliczono na przenoszenie tak dużych naprężeń. Na szczęście wy- trzymała. Kiedy wszystko się uspokoiło, gwiazdy przestały wirować tak szybko jak poprzednio, za to za- czął się obracać sam cel ich wyprawy. Jacen stwierdził, że ogromny transportowiec jest przy- ciągany do kadłuba „Miażdżygnata" za pomocą yuuzhańskiej wersji sztucznego ciążenia. 290 Transportowiec niewolników zbliżał się z wyciągniętymi mackami, niczym potwór z sen- nego koszmaru. Jacen włączył mikrofon komunikatora. - Złapali nas - szepnął. - A nasz sympatyczny yuuzhański transportowiec szybko się zbliża. - Widzisz jakieś koralowe skoczki? - zapytała Mara. - Rozsądnie będzie założyć, że większość powróciła do swoich okrętów liniowych - odparł młody Solo. - Pewnie pozostało ich w przestworzach tyIko tyle, żeby... Przerwał mu głos wydobywający się z komunikatora. Członkom załogi gwiezdnego pancer- nika nie pozwolono przesyłać żadnych wiadomości, ale odbiorniki pokładowych komunikato- rów wciąż jeszcze funkcjonowały prawidłowo. - Mówi komandor B'shith Yorrik - rozległ się nagle szorstki głos Yuuzhanina. W pierwszej chwili Jacen osłupiał. Yillipy stosowane przez nieprzyjaciół do porozumiewania się między sobą nie przesyłały informacji za pomocą fal elektromagnetycznych, o ile w transmisji nie uczestniczył także oggzil, a jedynym powodem posłużenia się tym drugim zwierzątkiem mu- siała być chęć zwrócenia się bezpośrednio do przeciwników. Upewniły go o tym następne słowa komandora Yorrika. - Wszyscy niewierni mają natychmiast się poddać albo zostaną zabici. Jacena ogarnęła bezbrzeżna rozpacz. Ten komandor wiedział, że ukrywąjąsię wewnątrz okrę- tu! A więc plan zaskoczenia Yuuzhan Yongów spalił na panewce, cały wysiłek poszedł na mar- ne. Zaczekaj, Jacenie, pocieszyła go Mara poprzez Moc. Na pewno wyczuła wzbierającą w jego sercu falę rozpaczy. - Nie mamy zamiaru się poddawać, aby zostać waszymi niewolnikami - rozległ się z komu- nikatora inny głos, gniewny i burkliwy. Wielki admirał Pellaeon! Jacen poczuł tak wielką ulgę, że o mało się nie roześmiał. Ultima- tum komandora Yorrika zostało skierowane do przywódców Imperium, a nie członków załogi „Braksańskiego Miażdży gnata"! - Wydajcie Jeedai, których ukrywacie pośród siebie! – zażądał Yuuzhanin. Jacen uśmiechnął się ponuro do swoich myśli. Yuuzhan Yongowie musieli zauważyć zmianę taktyki przeciwników; domyślili się, że Wrogowie skorzystali z pomocy rycerzy Jedi. - Dlaczego mielibyśmy wydać wam tych, którzy nam pomagają? - zapytał Pellaeon. 291 - Na co przyda się wam ich pomoc, jeżeli wszystko zakończy się waszą śmiercią? - odparł gniewnie Yorrik. - Zaatakowaliście nas bez najmniejszej prowokacji - odciął się wielki admirał. - Wygląda na to, że od początku zależało wam tylko na naszej śmierci. - Wystarczającą prowokacją jest obecność Jeedai pośród was - warknął Yuuzhanin. - Pro- wokacją jest wasz opór. Prowokacją jest sam fakt waszego istnienia. A teraz, niewierni, wyłącz- cie zasilanie systemów obronnych i natychmiast się poddajcie! - Mam lepszy pomysł - odparł rzeczowo Pellaeon. – Wynoście się z naszego systemu, do- póki jeszcze możecie. Jacen zorientował się, że wielki admirał gra na zwłokę, a może tylko chce, żeby tak się wydawało. Młody Soło siedział zamknięty w środku gwiezdnego pancernika z wyłączonymi wszystkimi systemami i nie miał pojęcia, jak radzą sobie imperialne siły zbrojne. Zakładał, że Pellaeon postępuje zgodnie z pierwotnym planem i stara się sprawiać wrażenie, jakby jego woj- ska się wycofywały. Prawdopodobnie ultimatum B'shitha Yorrika miało na celu nakłonienie przeciwników do szybszego podjęcia nieuchronnej decyzji. Z głośnika zagrzmiał szyderczy śmiech yuuzhańskiego dowódcy. - Jeżeli sądziliście, że tchórzliwy atak na nasze tyły pozwoli wam zmienić wynik tej bitwy, powinniście wiedzieć, że wasze żałosne plany spaliły na panewce. A wasze przeżycie, głupcy, zależy wyłącznie od mojej dobrej woli. Wielki admirał Pellaeon wahał się wystarczająco długo, aby sprawić wrażenie, że wiadomość zaskoczyła go i przeraziła. - Nie sądzę, żeby w całej społeczności Yuuzhan Yongów pozostał choćby atom dobrej woli - odezwał się w końcu leciutko drżącym głosem. Jacen musiał przyznać, że wielki admirał dosko- nale odgrywa swoją rolę. - Wolimy raczej zginąć, niż ci poddać się, Yorrik. - A więc niech tak się stanie - oznajmił yuuzhański dowódca i znowu wybuchnął pogardliwym śmiechem. - I niech Yun-Yammka pochłonie wasze ciała i dusze. B'shith Yorrik powiedział coś jeszcze, ale młody Solo już go nie słuchał. Cichy trzask w gło- śniku komunikatora upewnił go, że Saba i Danni zajęły wyznaczone pozycje i sągotowe prze- lecieć do wnętrza transportowca niewolników. Przelecieć... Jacen pokręcił głową. Klasyczny eufemizm. Poczuł, że Mara przyłącza się do niego, aby życzyć powodzenia Sabie i Danni, 292 przygotowującym się do wykonania zadania wewnątrz uszkodzonego kadłuba „Braksańskie- go Miażdżygnata"