Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Cześć, synu - mruknął ojciec, kiwając głową. Puścił uchwyty taczek, zatrzymał się i wytarł chusteczką twarz. Teraz podbiegł zdyszany Fred Chamberlain. - Witam, panie Schein, witam, pani Schein. Ejże, wygraliście? Pokonaliście fuksiarzy z Oakland? Na pewno, co? - Patrzył to na jedno, to na drugie. Fran cichutko odpowiedziała: - Tak, Freddy, wygraliśmy. - Zajrzyj do taczek - powiedział Norman. Chłopcy zaglądnęli: pośród sprzętów Beztroskiej Pat leżała nowa lalka. Była większa, pełniejsza i znacznie starsza od Pat. Wlepili w nią wzrok, podczas gdy ona wpatrywała się w szare niebo nad ich głowami. „A więc to jest Towarzyska Connie - pomyślał Timothy. - Ojej”. - Mieliśmy szczęście - odezwał się Norman. Coraz więcej ludzi wyłaniało się z jamy. Gromadzili się wokół przybyłych, słuchali. Jean i Sam Reganowie, Tod Morrison z żoną Helen i wreszcie, niebywałe, burmistrz Hooker Glebę we własnej osobie - wytoczył się, podekscytowany i podenerwowany, czerwony z wysiłku, zasapany od wspinania się po rampie. Fran opowiadała: - Gdy było z nami zupełnie kiepsko, dostaliśmy kartę „anulowanie długów”. Mieliśmy pięćdziesiąt tysięcy i zrównaliśmy się z fuksiarzami z Oakland. I wtedy, dzięki kolejnej karcie „dziesięć pól do przodu”, stanęliśmy na polu, gdzie była kumulacja, przynajmniej na naszej makiecie. I poszło między nami na noże, bo okazało się, że na makiecie Oaklandczyków to pole oznaczało zastawienie nieruchomości za długi, ale że wypadła nam liczba nieparzysta, mogliśmy wrócić na własną planszę. - Westchnęła. - Jakże się cieszę, że już jesteśmy z powrotem. Nie było łatwo, Hooker. Hooker Glebę sapnął. - A popatrzmy sobie, kochani, na tę Towarzyską Connie. Mogę ją wyciągnąć i pokazać? - spytał Scheinów. - Jasne - odpowiedział Norman, skinąwszy głową. Burmistrz wziął lalkę. - A jakże, jak prawdziwa - ocenił, przyglądając się jej. - Ciuszki już nie takie ładne jak u naszej, szyte chyba na maszynie. - Owszem - przytaknął Norman - ale sama lalka to rzeźba, a nie odlew. - Tak, widzę. - Hooker obracał ją, oglądając ze wszystkich stron. - Niezła robota. Jest... hmmm, pełniejsza niż Beztroska Pat. Co to za strój ma na sobie? Jakby jakiś tweed. - To kostium służbowy - wyjaśniła Fran. - Też go wygraliśmy, zgodzili się na to zawczasu. - Rozumiecie, Connie ma pracę - tłumaczył Norman. - Jest psychologiem konsultantem w firmie prowadzącej badania marketingowe. Preferencje konsumentów. Dobrze płatna posada... zarabia dwadzieścia tysięcy rocznie, tak chyba mówił Wynn. - Rany - powiedział Hooker. - A Pat chodzi dopiero do college’u, jeszcze się uczy. - Wyglądał na zmartwionego. - Więc pewnie pod paroma względami byli górą. Najważniejsze, że wygraliście. - Na jego twarzy znowu zagościł jowialny uśmiech. - Beztroska Pat ostatecznie okazała się lepsza. - Podniósł wysoko Towarzyską Connie, żeby wszyscy mogli ją zobaczyć. - Spójrzcie, kochani, z czym wrócili Norman i Fran! - Uważaj, Hooker, bo zrobisz jej krzywdę - powiedział stanowczym tonem Norman. - Hę? - burmistrz zastygł w bezruchu. - O co chodzi, Norman? - Spodziewa się dziecka. Zapadło milczenie. Słychać było tylko nieznaczny szmer wirujących popiołów. - Skąd wiesz? - spytał Hooker. - Powiedzieli nam. Oaklandczycy. I wygraliśmy też to... po ostrym sporze, rozstrzygniętym przez Fennimore’a. - Sięgnął do taczek, wyjął skórzane zawiniątko, a z niego różowego, rzeźbionego niemowlaka. - Fennimore uznał, że z technicznego punktu widzenia jest to część Towarzyskiej Connie. Hooker dłuższy czas przyglądał się maleństwu. - Jest zamężna - wyjaśniła Fran. - Z Paulem. Ale nie są już razem. Jest w trzecim miesiącu ciąży, jak nas poinformował pan Wynn, dopiero po tym, jak wygraliśmy; nawet wtedy nie chciał, ale uznał, że musi. Chyba słusznie, przecież przemilczenie tego i tak by nic nie dało. - W dodatku jest jeszcze płód... - A tak - potwierdziła Fran