Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Matka liczyła na to, że dziewczyna przyniesie jakiejś surowizny do dotmu. Nie jadły nic poza kaszą od trzydziestu dni. Reszta suchego prowiantu spaliła się w piwnicy. Gdy była jeszcze mała, matka zawsze kazała odnosić cudze drobiazgi, które zaplątały się do teczki w czasie lekcji. Dzisiaj już oszczędzała matce prawdy. Nie chciała dokładać jej zmartwień. Ale nie mogła dłużej siedzieć z założonymi rękami, od ósmej wieczorem zamknięta w mieszkaniu jak w więzieniu, tylko •drutem telefonu połączona z innymi ludźmi. Niczego dotąd nie zrobiła, głupio byłoby umierać nic nie zdziaławszy. W pokoju zastała tylko dwie dziewczyny w jej wieku i drobną kobietę, która siedziała w głębi wielkiego fotela. Mieszkanie było zacienione storami, mroczności dodawały mu ciężkie dębowe meble, ale nawet w półświetle można było zauważyć, że stara kobieta jest ułomna. Dziewczyna rozejrzała się za kimś, kto wyglądałby jak wojskowy, ale nie było żadnego mężczyzny. Składały przysięgę wszystkie trzy wobec ułomnej kobiety, która sięgała im do pasa i krzywo trzymała znękaną głowę. Kobieta ściskała chusteczkę w suchej, małej dłoni, wydawała się speszona ceremonią. Jej głos wymawiający tekst przysięgi drżał i ku końcowi stawał się coraz cieńszy z emocji. Na ściągnięte bladością chorohy policzki wystąpiły rumieńce. Gdy skończyła mówić, westchnęła głębiej, jakby dobrnięcie do szczęśliwego końca sprawiło jej ulgę. Jakby się obawiała, że nie starczy jej oddechu. „Najbardziej uroczyste chwile w moim życiu wyglądają zawsze inaczej, niż sobie wyobrażam" — myśli dziewczyna. Usiłuje stłumić w sobie rozczarowanie. Mieszkanie wydaje się tak bezpieczne, że nie może uwierzyć, aby komukolwiek z obecnych mogło ----—/ cokolwiek grozić. Mieszczańskie meble drzemią pod ścianami, na stoliczkach walają się zakurzone bibeloty, w powietrzu unosi się zapach starej, solidnej zasiedziałości. Walka toczona za oknami przez takich samych jak one, przez tych, co zdecydowali się na opór, staje się w tej chwili czymś nierzeczywistym. A przecież wie, że można umierać długo i niełatwo tylko za to, że wypowiedziało się kilka identycznych słów w ciszy jakiegokolwiek pokoju, przed jakimkolwiek pierwszy raz oglądanym człowiekiem. Garbata kobieta usiadła z powrotem w fotelu, pochłaniającym jej osobę. Uśmiecha się przepraszająco. Ma w sobie uczulenie ludzi, których niezawiniona inność odgradza od reszty. „Będę ją lubić" — myśli nagle dziewczyna, wbrew swemu rozczarowaniu. Czarne włosy kobiety, ujęte z tyłu w kok, odrobinę poprawiają nienaturalny przechył głowy w stronę ułomnego ramienia. Gęste i błyszczące przydają jej kobiecości, której nie może zniszczyć nawet kalectwo. — Odprawa z majorem Arno odbędzie się później — mówi Mała Pani cicho, żeby stonować piszczący ton swego głosu. — Dziś nie mógł tu przyjść. „Spaliło" mu się mieszkanie. Muszę was jeszcze ochrzcić — dodaje i uśmiecha się, co zmniejsza jej oczy. Linie zmarszczek wydobywają niespodziewanie kpiący wyraz z delikatnej twarzy, która dotąd wydawała się tylko naiwna, Woła je bliżej okna. Zaskoczone i zmieszane stają w pełnym świetle dnia. — Jesteś ładna — mówi ułomna kobieta do dziewczyny. — I młoda. Strasznie młoda. — W jej głosie znać cień wahania czy żalu, ale dziewczyna wie, że Mała Pani już nie może jej teraz uciec jak porucznik. Czerwieni się więc tylko. Mała Pani to widzi i prędko opuszcza storę, odgradzającą światło od pokoju — Będziesz się nazywała Anastazja — dodaje z tym odcieniem ironii czy humoru, czy dystansu do świata, który niedawno odbił się na jej twarzy. — Była jakaś wschodnia cesarzowa tego imienia. Starożytna. — Zamyśla się i śmiesznie marszczy nos. W tym odruchu jej głowa przechyla się jeszcze bardziej na bok. — A może nie istniała? Nie mam pojęcia. — Uśmiecha się. — Zawsze byłam na bakier z historią. W każdym razie, jeżeli istniała, musiała być piękna. Będziesz Anastazją. 7 Pseudonim zaskoczył dziewczyną, jak wszystko, co się działo od pewnego czasu, w czym uczestniczyła. Ale nie śmiała zaprotestować. A może nie zrobiła tego ze względu na tę kobietę? Na cień smutku w jej oczach, wcale nie ukrywany, gdy patrzyła na kogoś zdrowego, młodego; wrażliwość na piękno, kłócące się z jej losem. „Wołałabym być Burzą albo Baśką Wołodyjowską" — myśli tylko dziewczyna. Druga, wyprostowana jak na mustrze, dziewczyna dostaje imię Żuk. Jest córką granatowego policjanta, jej ojciec też nie wie, że wstąpiła do podziemia. „No, nie byłby zachwycony — myśli Anastazja. — Ona będzie się musiała na dobre rozejść z domem. Ale Żuk do niej pasuje. Ten jej ojciec nie miał chyba synów i pomieszał dziewczynę z chłopakiem". Trzecia dziewczyna jest pulchna i ma dziecinne oczy w twarzy piętnastolatki. Spokojne i łagodne. Aż żal pomyśleć, co gestapo zrobiłoby z takiego dziecka w razie wpadki