Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Jezu! Tylko tego nam trzeba, żeby przypieczętować nasz los. Wpuścić do sądu jako świadków obrony bandę zboczonych, zarzyganych myśliwców. - Cóż, jeśli to się nie uda - odezwał się Osioł - z przyjemnością zabierzemy was ze sobą do Dowództwa Lotnictwa Taktycznego. Widzę cię, Zielony Dwa Zero, i to w samą porę. Mam już tylko trzysta kilo paliwa, więc lecę prosto do was. Jim obliczył, że Sheehanowi, wystarczy paliwa najwyżej na pięć do sześciu minut lotu, a potem też będzie się musiał katapultować. Gdyby tankowiec nie poleciał za nimi... Po paru chwilach usłyszał: - Paliwo idzie, zaczynamy skręcać na zachód. KC-135 zawracał do swojego korytarza, a jego dowódcę czekały prawdopodobnie poważne konsekwencje, jeżeli Korona zdecyduje się nadać sprawie przewidziany w regulaminie bieg. Wszyscy ci faceci powinni dostać odznaczenia, pomyślał Jim, ale prawdopodobnie będą mieli szczęście, jeśli skończy się jedynie na solidnej reprymendzie. Broussard i Pritchard wciąż krążyli nad miejscem rozbicia się Thuda. Starali się trzymać z dala od Boba w nadziei, że nie zdradzą w ten sposób jego pozycji, ale robili to tak, aby nadal znajdował się w obrębie zataczanych przez nich kręgów. Kiedy Osioł wrócił z pełnymi zbiornikami, Broussard i Pritchard pogonili za tankowcem i jeszcze raz uzupełnili paliwo. Potem wrócili i nadal krążyli nad Packardem. Kiedy tak latali w kółko za Osłem, Jim usłyszał, że melduje się eskadra samolotów A-1 Sandy. Teraz, kiedy byli na posterunku, ich dowódca będzie kontrolował akcję ratunkową z pokładu tego powolnego samolotu śmigłowego z okresu wojny koreańskiej. Jednosilnikowa maszyna potrafiła udźwignąć niewiarygodną liczbę bomb i zrzucić je na cel z niezwykłą precyzją. Co więcej, jeśli było to konieczne, mogła całymi godzinami przebywać w powietrzu, zapewniając osłonę przed działami plot, które zagrażałyby helikopterom ratunkowym Jolly Green Giant. Osioł zwiększył pułap, na którym krążyły Thudy, żeby dać samolotom A-1 większe pole manewru. Pozostał jednak wystarczająco blisko, aby prowadzić ostrzał. To na wypadek, gdyby okazało się, że A-1 podjęły się zadania przekraczającego ich możliwości. Cadillac co prawda pozbył się bomb, ale bębny amunicyjne miał pełne pocisków kalibru 20 mm do straszliwej broni, jaką były działka Vulcan. - Prowadzący Sandy, tu Cadillac Cztery - odezwał się w radiu chrapliwy szept Boba. - Muszą chyba wiedzieć, gdzie jestem, bo głosy są coraz bliższe i brzmią tak, jakby szli prosto na mnie. - Zrozumiałem, Czwórka. Tu prowadzący Sandy. Myślisz, że używając swego kompasu, potrafiłbyś podać mi na nich namiar z miejsca, gdzie siedzisz? My nie możemy ich wypatrzyć. Jeśli uda ci się to zrobić, postaramy się ich zniechęcić. - Słyszę głosy prawie dokładnie na północnym zachodzie, chyba mniej niż kilometr ode mnie, i chociaż nie krzyczą głośno, słyszę ich doskonale. Jestem tuż na skraju lasu, około piętnastu metrów od naprawdę wysokiego drzewa na brzegu polany. Jest oczywiste, że nasze sposoby widzenia bardzo się różnią, pomyślał Jim. Z wysokości, na której krążył, widział co najmniej tysiąc drzew, które można by uznać z „naprawdę wysokie”. Jednak na ziemi, tam gdzie stał Bob, który miał nader ograniczony widok, na pewno to właśnie drzewo wyróżniało się spośród innych. - Czwórka, tu prowadzący Sandy. Zrozumiałem. Mamy na ciebie dobry namiar i właśnie zabieramy się do roboty. Trzymaj głowę przy ziemi i daj mi znać, jeśli uznasz, że wybuchy bomb dochodzą z właściwego kierunku, albo za bardzo się do ciebie zbliżają. Eskadra Cadillac przyglądała się z góry, jak piloci A-1 z otwartymi hamulcami aerodynamicznymi, które miały zapobiec nabraniu zbyt dużej prędkości, wybierają cel i obracają maszyny na plecy. Ich precyzyjne bombardowania cieszyły się legendarną wprost sławą. Wchodzili w strome nurkowanie i nawet jeśli odchylili się o parę stopni, nie miało to większego wpływu na dokładność ulokowania bomb w celu. A co ważniejsze, piloci pilotujący Sandy byli specjalnie szkoleni w używaniu swej broni w bezpośredniej bliskości własnych oddziałów. Ich 250-funtowe bomby przeciwpiechotne zaprojektowano między innymi właśnie do akcji ratunkowych. Dali o sobie znać strzelcy na ziemi - nie mieli powodu dłużej ukrywać swojej obecności. Główny ostrzał z ziemi pochodził z karabinów maszynowych kalibru 12,7 mm, które wypluwały w stronę A-1 serie zielonkawych pocisków smugowych. Do walki włączył się ogień z Kałasznikowów - standardowego wyposażenia wietnamskiej piechoty. Jim miał nadzieję, że tam na dole nie mają niczego większego od 12,7 mm. Mimo wszystko, obecność cięższych kalibrów rozlokowanych tak po prostu w dżungli, była mało prawdopodobna. Ostrzał gęstniał z minuty na minutę. Mój Boże, pomyślał Jim, patrząc na szalejące pod nim A-1, jak to możliwe, że aż tyle z tych kul nie trafia? Zaledwie co piąta była pociskiem smugowym, jednak nawet tylko te widoczne zdawały się tworzyć niemożliwą do przeniknięcia sieć, z której nikt i nic nie mogło wyjść bez szwanku. Najwyraźniej miał rację. Dzielne A-1 w końcu odwołano, ale dopiero wtedy, gdy każdy Sandy został wielokrotnie trafiony. - Prowadzący Cadillac, tu dowódca A-1. Jeśli mamy mieć jakąkolwiek szansę na skuteczne użycie śmigłowców, trzeba uciszyć trochę tych gnojków. Helikoptery nie mają tam teraz najmniejszej szansy. W tej samej chwili do rozmowy wtrącił się powietrzny punkt dowodzenia akcją ratunkową: - Prowadzący Sandy, tu Korona