Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Teoretycznie bardzo chciała wyjść za mąż, ale kiedy pojawiła się konkretna możliwość w osobie tego elegancika Ptysia, nagle małżeństwo przestało ją aż tak pociągać. Ptyś zdziwiłby się pewnie,: gdyż miał jak najlepsze mniemanie o swojej powierzchowności, ale Małgorzata uważała, że jest brzydki, jego pucołowata pryszczata twarz była wręcz śmieszna. A co rano budząc się musiałaby ją oglądać. I wysłuchiwać wulgarnych, niby to zabawnych historyjek przerywanych wybuchami śmiechu. I uważać za dobry żart, kiedy on komuś podstawia nogę! Nie mówiąc już o tym, że zwracałby się do niej per Małgosiu… Nie lubiła też jego zbyt wymyślnie udekorowanego domku z koronkowymi firaneczkami. Jakże bardzo różnił się od szarego domostwa Szumiących Wiatrów, przysłoniętego welonem drzew. Małgorzata ze smutkiem uświadomiła sobie, że małżeństwo położy kres jej marzeniom o Szumiących Wiatrach. Będzie mieszkała zbyt daleko, by móc tam choć czasem zajrzeć. I przyjdzie jej wyrzec się tej absurdalnej nadziei, że kiedyś uda jej się tam zamieszkać. Wiedziała też, że Ptyś nigdy nie pozwoli jej zaadoptować dziecka. Nie cierpiał dzieci. Powinna jednak pamiętać o dobrych stronach małżeństwa. Stanie się zamężną kobietą posiadającą własny dom i pozycję społeczną. Nikt już nigdy jej nie powie: — Co, wciąż jeszcze nie wyszłaś za mąż? No, no, no… — I będzie zajmowała honorowe miejsce w aucie własnego małżonka. Małgorzata miała dość zdrowego rozsądku, by nie liczyć, że spotka w życiu mężczyznę swoich snów. Większość klanu uzna na pewno, że i tak ma dużo szczęścia, skoro trafił jej się Ptyś. Niemniej przez cały tydzień, który spędziła szyjąc dla Sally Y. śliczną, płomienną jak nasturcja sukienkę, wciąż się wahała. Jakoś trudno było zdecydować się zostać żoną Ptysia. Sprawę przesądziła myśl o dzbanie ciotki Becky. Na pewno nie dostanie go jako stara panna! Usiadła i napisała do Ptysia liścik. Chcąc wprowadzić romantyczną nutę użyła biblijnych słów, którymi Ruth odpowiedziała Naomi. Z początku Ptyś nie wiedział, co ma myśleć. Ale w końcu doszedł do wniosku, że jego oferta została przyjęta. Poszedł zaraz do Małgorzaty usiłując wmówić sobie, że przeżywa najszczęśliwszy dzień życia. Uznał, iż powinien ją pocałować. Ani jej, ani jemu nie sprawiło to najmniejszej przyjemności. — Ze ślubem nie mamy się co spieszyć — oświadczył. — Idzie zima. Lepiej poczekajmy do wiosny. Małgorzata zgodziła się aż nazbyt entuzjastycznie. Wysławszy do Ptysia liścik, spędziła bezsenną noc. Poszła do Szumiących Wiatrów i aż do północy krążyła wokół wymarzonego domu, starając się odzyskać spokój ducha. Ale teraz pogodziła się już z myślą, że zostanie panią Janową Baptystową Dark. I przez całą zimę będzie sobie przygotowywała wyprawę. Nigdy nie miała ładnych sukienek. Teraz zaś uszyje sobie piękną srebrzystą ślubną suknię. I sprawi sobie jedwabne szare pończochy, pierwsze jedwabne pończochy w życiu. W sumie więc Małgorzata była nieco szczęśliwsza od Ptysia, który wróciwszy do domu zaparzył sobie mocnej herbaty, żeby jakoś wrócić do równowagi. Ze smutkiem stwierdził, że nie czuje żadnej radości. — Nigdy już nie będzie tak, jak było — oświadczył ponuro ukochanym kotom. Zaręczyny te zdziwiły klan, ale spotkały się z ogólną aprobatą. — To sprawka dzbana — zauważył Dandys. Małgorzata spostrzegła, że nareszcie stała się kimś. Ptyś był zamożnym człowiekiem, a ona zostanie jego żoną. Sprawiło jej to cichą satysfakcję. Tymczasem Ptyś aż się kurczył, gdy mu gratulowano. Obawiał się kpin. Opowiadano, że kiedy Stanton Grundy podszedł do Ptysia mówiąc: — Słyszę, że się zaręczyłeś — ten zaczął się mienić na twarzy i odparł: — Ach, to tylko taki zaręczynowy eksperyment. Ale nie można wykluczyć, że Stanton Grundy to wymyślił. Prawdopodobnie zaręczyny te wzbudziłyby większą sensację, gdyby w tym samym czasie Gresham Dark nie dowiedział się, że po osiemnastu latach małżeństwa jego żona ma wreszcie zamiar obdarzyć go potomkiem. Gresham należał do odnogi rodziny, w której żyłach płynęła gorąca hiszpańska krew, zatem zupełnie stracił głowę. Nawet w kościele zaczepiał ludzi, aby im o tym opowiedzieć. Kobiety z klanu gotowe były go zabić, ale mężczyźni tylko się śmiali. — Przynajmniej za to nie można obwiniać dzbana — zauważył wuj Pyszniak. IV Na początku grudnia w lokalnych gazetach ukazała się wiadomość o zaręczynach Franciszka Darka z panią Katarzyną Muir. Nikogo to nie zdziwiło, wszyscy — nim od przyjazdu Franka upłynął tydzień — wiedzieli, że się na to zanosi. Franek chciał sobie uwić ciepłe gniazdko. Katarzyna miała znacznie lepszą pozycję społeczną. Ale na jej twarzy lata pozostawiły ślad i bardzo lubiła się rządzić. Była jednak majętną wdową. A Frankowi zależało na majątku. Nie uważano, żeby Katarzyna dokonała mądrego wyboru. Cóż, to jej sprawa, że nie boi się ryzyka. Na szczęście Franek nie zamierzał wracać na Zachód. Chciał kupić farmę — ciekawe, czy za pieniądze Katarzyny — i osiąść w rodzinnych stronach. Zatem jest szansa, że pod czujnym okiem klanu nie zejdzie już więcej z prostej drogi. Co prawda w dzień ślubu z pulchną wdówką widać było, że jest mocno zawiany. Ale opinia publiczna nie wzięła mu tego za złe. Człowiek musiał sobie jakoś dodać odwagi, nim zbliżył się do Katarzyny. Opowiadano, że Franek chce nabyć Drewniane Maszty. Jedni twierdzili, że Hugon nie zamierza ich sprzedawać i ostro potraktował Franka, drudzy, że się jeszcze zastanawia. Katarzyna od dawna miała ochotę zostać panią Drewnianych Masztów. Plotki te wraz z wieloma innymi dotarły do Joscelyn. Od tamtego wieczoru w kościele nie widziała Franka, ale słyszała, że zaleca się do Katarzyny Muir. Cóż, teraz było jej to zupełnie obojętne. Zawsze pogardzała Katarzyną, a zresztą niewiele ją obchodziło, z kim ożeni się ten nowy Franek z czerwonym nosem i podpuchniętymi oczami. Ale kiedy usłyszała, że zamierza kupić Drewniane Maszty, wpadła w panikę. Franek w Drewnianych Masztach! Panią Drewnianych Masztów ma zostać ta mała Katarzyna z czarnymi wąsikami. Joscelyn uciekła do swego pokoju, nie potrafiła znieść tej myśli. Miała ciężki dzień. Matka i ciotka Rachela cały czas przygadywały sobie, ciotka Rachela znów zjadła coś, czego jeść nie powinna. Od tamtego wieczoru, kiedy Joscelyn powiedziała jej, że wylała wodę z Jordanu, ciotka Rachela była na diecie. Tak się przejęła, że zachorowała i trzeba było wezwać Rogera. Joscelyn gorzko sobie wymawiała, że tak zraniła ciotkę — biedna ciotka niewiele miała radości w życiu. Joscelyn chętnie by sobie odgryzła język