Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Kiedy tu przybyłem, bardzo chciałem obejrzeć jakieś sławne dzieło, potrzebowałem jednak osobnej i osłoniętej loży. Komitet, zawładnięty przez jejmość Astor i od dane jej damy ,,z towarzystwa" cholerną "Czterystkę" wezwał mnie na spotkanie. Wysłałem Dariusa, ale to nie pomogło. Zażądano spotkania 58 twarzą w twarz. Zapłacą mi za zniewagę, gdyż zna lazłem innego melomana, obrażonego w ten sam sposób. Oscar Hammerstein, który już otworzył jedną operę i przegrał, finansował budowę drugiej. Zostałem jego cichym wspólnikiem. Nowa opera rozpocznie działalność w grudniu i zmiecie Met ropolitan. Nie pożałowałem na to. Wystąpi sam wielki Bonci, ale i Melba... Tak, przewspaniała Mel ba zaśpiewa w mojej operze. Nawet w tej chwili Hammerstein jest w Paryżu, w Grand Hotelu pobu dowanym przez Graniera przy Bulwarze Kapucy nów. Trwoni moje pieniądze, by na pewno sprowa dzić Melbę do Nowego Jorku. Wydarzenie bez precedensu. Sprawię, że tłum snobów, Yanderbiltów, Rockefellerów, Witneyów, Gouldów, Astorów i Morganów będzie przede mną pełzał, zanim dam jej posłuchać. Poza tym patrzę w dół i w przyszłość... I może także w przeszłość. Na życie przepełnione bólem i poniżeniem, nienawiścią i strachem. Ty nienawi dzisz mnie, a ja ciebie. Tylko raz zaznałem odrobiny uczuć. Od kobiety, która najpierw zabrała mnie z klatki do piwnicy, a potem na statek, kiedy mnie tropiono jak zgonionego lisa. Była dla mnie jak matka, której prawie nie znałem. Była też inna... Pokochałem ją, lecz bez wzajem ności. Za to mnie też potępiasz, przebrzydła ludzka raso? Za to, iż los sprawił, że nie można mnie kochać jak zwykłego człowieka? Pamiętam taką chwilę, ulot59 . na i przebrzmiałą jak osioł Chestertona, pełną ognia i słodyczy króciutką godzinę, gdy już, już myślałem, że zaznam miłości... Popiół, sadź, pustka. Nie zdarzy ło się. I nigdy nie zdarzy. Musi być więc w zamian trochę inna miłość wiara w Pana, który mnie nie zdradzi. Jego właśnie czcić będę aż do końca życia. Rozdział III LAMENT ARMANDA DUFOUR ULICA, BROADWAY, NOWY JORK, PAŹDZIERNIK 1906 ROKU Nie cierpię tego miasta. Nie powinienem był tu przyjeżdżać. Po co, do diaska, to zrobiłem? Na życzenie umierającej biedaczki w Paryżu, która rów nie dobrze mogła mieć pomieszanie zmysłów? No i dla sakiewki pełnej złotych napoleonów. Tak, czy siak, nie powinienem był brać tej sprawy. Gdzie szukać adresata tego nieszczęsnego listu? Nonsens... Wedle słów księdza Sebastiana powinien być tak brzydki, że widoczny w tłumie jak na dłoni. Jest akurat odwrotnie; stał się niewidzialny. Z dnia na dzień nabieram przekonania, że wcale tu nie przybył. Nie przeszedł przez kontrolę na Ellis Island. Byłem tam istny rozgardiasz i chaos. Biedota i kalecy ze wszystkich zakątków świata ciągną do tego kraju, a większość z nich pozostaje w tym obrzydliwym mieście. Nigdy nie oglądałem 61 . potworniejszej sceny: długi rząd niechlujnych, śmier dzących uchodźców. Niektórzy prawie zwariowali w czasie koszmarnego rejsu, gdy kazano im siedzieć w zapyziałych lukach. Teraz ściskają w dłoniach poszarpane torby z całym ich ziemskim dobytkiem i stoją w niezliczonej ciżbie wśród bezbarwnych budynków na tej beznadziejnej wyspie. Z wyspy obok spogląda na nich olbrzymia statua, dar od mojego kraju. Dama z pochodnią. Ktoś mógł prze cież powiedzieć Bartholdiemu, żeby zatrzymał ów przeklęty posąg we Francji i w zamian posłał Jankesom coś przydatniejszego. Najlepiej duży komplet słowników Laroussea, by się mogli nauczyć cywili zowanej mowy. Nie... Trzeba było silić się na symbole. A oni przerobili to w magnes, ściągający wszystkich łazęgów z Europy i jeszcze dalszych krain. Przybywają tutaj w poszukiwaniu lepszego życia. Quelle blague! Jankesi to wariaci. Chcą stworzyć kraj z szumowin? Z bandy wyrzutków, porzucających domy od Bantry Bay po Brześć nad Bugiem i od Trondheimu aż po Taorminę? Czego się spodziewają? Że pewnego dnia przemienia się w potężny i bogaty naród? Poszedłem porozmawiać z szefem Biura Imigracyjnego. Dzięki Bogu, miał tłumacza, który znał fran cuski. Powiedział, że zaledwie parę osób zostało odprawionych ze względu na kalectwo lub inną przypadłość, ale że mój adresat mógł być i w tej grupie. A nawet jeśli wjechał przed dwunastoma laty, to miał aż nadto miejsca, żeby się gdzieś osiedlić. Na 62 trzech tysiącach mil od Wschodniego Wybrzeża do Pacyfiku. Zwróciłem się do władz miasta. Tam uzyskałem informację, że jest pięć niezależnych gmin i że na ogół nikt nie prowadzi dokładnej statystyki. Mogłem odwiedzić Brooklyn, Queens, Bronx i Staten Island i co z tego? Zostałem więc na Manhattanie i dalej się uganiam za tym nieszczęsnym zbiegiem. Co za nędz ne zadanie dla dobrego Francuza! W księgach na ratuszu odnalazłem pewnie z tuzin Muhlheimów. Sprawdziłem wszystkich. Jakby się nazywał Smith, wróciłbym do domu. Mają tutaj niemało telefonów i odpowiednie spisy nazwisk. Erika Muhlheima nie było. W Urzędzie Podatko wym usłyszałem natomiast, że ich dane są tajne. Lepiej poszło z policją. Trafiłem na Irlandczyka, sierżanta, który stwierdził, że jak zapłacę, to po szuka. Dobrze wiem, że "honorarium" schował do kieszeni. Poszedł gdzieś, potem wrócił i powiedział, że Muhlheima nie ma, ale znalazł ze sześciu Miillerów, którzy się mogą przydać. Dureń. Pojechałem do cyrku na Long Island. Pudło. By łem w wielkim szpitalu o nazwie Bellevue, lecz nie trafili na pacjenta ze zdeformowaną twarzą. Sam już nie wiem, co robić. Wynająłem pokój w skromnym hotelu na tyłach tego bulwaru. Posiłki są okropne, a piwo wprost wstrętne. Sypiam na wąskiej pryczy i marzę o po wrocie do mieszkania przy Ile Saint Louis, o cieple i rozkosznie tłustych pośladkach madame Dufour. 63 . Tutaj jest coraz zimniej i kończą mi się pieniądze. Chcę wrócić do mojego kochanego Paryża, do cywi lizowanego miasta, w którym ludzie po prostu cho dzą, a nie gnają na oślep przed siebie. Tam, gdzie powozami nie kierują szaleńcy, a tramwaje nie są zagrożeniem dla rąk, nóg czy życia. Do tej pory myślałem, że przynajmniej trochę znam perfidny język Szekspira, gdyż widywałem lordów wystawiających konie do wyścigów w Auteuil i Chantilly