Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Dzia³a ono bezustannie, zwalczaj¹c choroby i dostosowuj¹c siê do wci¹¿ zmieniaj¹cych siê warunków. Wiêksza czêœæ jego dzia³alnoœci odbywa siê przed progiem naszej œwiadomoœci. Kto zapatruje siê rozumnie na swe dobro fizyczne, ten wie o tym i stara siê znane sobie pragnienie i ¿¹dze cia³a uzgodniæ z tym ukrytym ¿yczeniem. Dlatego chêtnie wymagania swych ¿¹dz poœwiêca wy¿szym wymogom swego zdrowia. Mamy swe cia³o socjalne, dziêki któremu stoimy w pewnym stosunku do drugich ludzi. Jego znane nam pragnienia rodz¹ siê z naszych instynktów egoistycznych. Chcemy otrzymaæ wiêcej od drugich a zap³aciæ mniej ni¿ jesteœmy winni. Ale w g³ebinach naszego ¿ycia socjalnego dzia³a inne jeszcze pragnienie, d¹¿¹ce do dobra spo³eczeñstwa. Kto rozumnie zapatruje siê na dobro ca³oœci, wie o tym i stara siê podporz¹dkowaæ wszystkie swe g³oœne pragnienia osobistego zadowolenia, wygody i wolnoœci woli tego cichego pragnienia szczêœcia dla wszystkich. Tak te¿ i jawnym ¿yczeniem naszej duszy jest ziszczenie i zachowanie swej indywidualnoœci, w g³êbi jej jednak panuje pragnienie oddania siê w mi³oœci duszy najwy¿szej. Pragnienie zdrowia bierze pod uwagê przysz³oœæ cia³a. Tak samo i pragnienie szczêœcia spo³ecznego ma na oku przysz³oœæ. Oba pragnienia zwrócone s¹ twarz¹ ku wiecznoœci. Pragnienie naszej duszy zjednoczenia siê w mi³oœci z dusz¹ najwy¿sz¹, wychodzi poza wszelkie granice czasu i przestrzeni. Widzimy wtedy, ¿e w naszym ciele indywidualnym, w naszym spo³eczeñstwie i w naszej duszy dzia³aj¹ na powierzchni rozliczne ¿yczenia, podczas gdy w g³êbi istnieje jedna tylko wola, która te ¿yczenia ujednostajnia i prowadzi je ku pokojowi, dobroci i mi³oœci. S³owem: Po jednej stronie mamy ¿yczenia chwili, po drugiej pragnienie wiecznoœci. Zadaniem naszej duszy jest, obie strony pogodziæ i wybudowaæ swe niebo na fundamencie ziemi. ÄÄÄÄÄÄÄÄÄÄÄÄ Jeden z moich m³odych przyjació³ przyszed³ do mnie rano, aby mi powiedzieæ, ¿e dziœ jest dzieñ jego urodzin i ¿e w³aœnie zaczyna dziewiêtnasty rok ¿ycia. Ró¿nica miêdzy moim wiekiem a jego jest wielka, jednak¿e kiedy siê temu m³odemu cz³owiekowi przygl¹dam, uderza mnie w nim nie niedoskona³oœæ jego ¿ycia, lecz coœ, co jest doskona³ym w tej jego m³odoœci. Tym w³aœnie istoty rosn¹ce ró¿ni¹ siê od rzeczy robionych. Jak d³ugo dom nie jest ukoñczony, wygl¹da wci¹¿ tylko jak niewykoñczony dom; ale w rozwoju ¿ycia ka¿dy tego ¿ycia stopieñ ma swe wykoñczenie, tak samo kwiat, jak i owoc. ÄÄÄÄÄÄÄÄÄÄÄÄ Kiedy by³em dzieckiem i Bóg wraz ze mn¹ zdziecinnia³, aby móc byæ towarzyszem mych zabaw. Inaczej wszystkie moje niedoskona³oœci przygnêbi³y mnie, jako ¿e okropn¹ by³oby rzecz¹ byæ a przecie¿ nie byæ zupe³nie. To, co mnie zajmowa³o, by³o niczym; bawi³em siê piaskiem i patykami. A mimo to wszystko, co robi³em, mia³o dla mnie wartoœæ, zaœ moje zabawki mia³y dla mnie znaczenie, które je stawia³o na równi z zabawkami ludzi doros³ych. Majestat dzieciñstwa zyska³ mi ho³dy œwiata, albowiem w nim w ma³ej postaci objawia³a siê nieskoñczonoœæ. Dla tej samej przyczyny nie nale¿y te¿ lekcewa¿yæ z powodu jego niedojrza³oœci m³odzieñca, albowiem i on ma prawo domagania siê swego pe³nego udzia³u. Bóstwo, które jest wiecznie m³ode, uwieñczy³o go swym wieñcem i szepnê³o mu w ucho, i¿ on jest prawowitym dziedzicem wszystkich bogactw œwiata. Nieskoñczony jest przy nas we wdziêku naszego dzieciñstwa, w sile naszej m³odoœci, w m¹droœci naszej staroœci; w pustocie zabaw, w niestrudzonym d¹¿eniu i w cichym u¿ywaniu. ÄÄÄÄÄÄÄÄÄÄÄÄ Piêkno tego nieba wieczornego kryje w swym ³onie si³y, które s¹ potê¿ne i straszne. A mimo to ukazuje nam harmoniê, jaka musi panowaæ w centrum ca³ego ruchu wszechœwiata, harmoniê, której cichym oddŸwiêkiem jest muzyka. Przygl¹daj¹c siê temu œwiatu wieczornemu st¹d, sk¹d widziane dalekie i bliskie zlewa siê ze sob¹, poniewa¿ wzroku naszego nie ba³amuc¹ k³óc¹ce siê niezliczone szczegó³y, widzimy to, co od biedy jest w nim prawdziwe: Jego piêknoœæ i bezdennie g³êboki spokój. Ten sam obraz spokoju odkrywa siê nam, gdy œmieræ objawi nam nieœmiertelnoœæ jakiegoœ wielkiego ¿ycia. Bezdennie g³êboka dusza Buddhy zjawia siê nam w³aœnie jak to niebo wieczorne a przez wszystkie jego walki i cierpienia, wraz z jego pe³nymi wspó³czucia trudami dla ludzkoœci, widzimy doskona³¹ pewnoœæ i spokój si³y, stanowi¹ce piêknoœæ. Pole ¿ycia ludzi codziennych jest ma³e i dlatego sprzecznoœci i przeciwieñstwa wystêpuj¹ na nim zbyt silnie, abyœmy mogli zyskaæ pe³ny obraz prawdy. Mo¿emy jednak¿e byæ pewni, ¿e wszystkie te sprzecznoœci zostan¹ rozwi¹zane w ¿yciu poœmiertnym, albowiem prawda, której wyrazem jest piêkno, stoi u celu ka¿dego ¿ycia