Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Zanim skończymy tę sprawę, zrobi się całkiem gorąco. Nie chcę, żebyś poparzyła sobie palce. - Lepiej nie przejmuj się moimi palcami - poradziła Della - i sam trzymaj się z dala od kłopotów. Pamiętaj, że wybierasz się w rejs dookoła świata. - To na pewno będzie wielka przyjemność, ale chyba będzie mi brakowało pracy i całej tej prawniczej przepychanki. - Nic się nie martw - uspokoiła go. - Będziesz tam miał mnóstwo pracy: tańce na pokładzie przy świetle księżyca, plaże Waikiki, Japonia w porze kwitnienia wiśni, potem przez Morze Żółte, po Whang Poo do Szanghaju, który jest Paryżem Orientu, z... - Droga pani - wykrzyknął Mason, oskarżycielsko wyciągając ku niej palec - pani czytała ulotki reklamowe kompanii okrętowej. - I to całą masę! - przyznała radośnie. - Gdybyś chciał wiedzieć, szefie, to wyjęłam wszystkie dokumenty z górnej szuflady twojego biurka i załadowałam ją broszurami na temat Bali, Orientu, Honolulu, Indii i... Objął ją ramieniem, poderwał z ziemi i okręcając w kółko, poprowadził do drzwi. - Chodź, mój bagażu, mamy robotę do wykonania. ROZDZIAŁ SIÓDMY Ucichł monotonny, rytmiczny ryk silnika. Dziób samolotu pochylił się raptownie do przodu. Della Street z twarzą przyciśniętą do szyby powiedziała: - Zatem tak wygląda Reno? Mason kiwnął głową. Razem przyglądali się światłom, gdy samolot gwałtownie przechylił się w skręcie i pomknął przez ciemność w dół. Opływający skrzydła wiatr wydawał wysoki, jękliwy dźwięk. Pilot wyrównał lot, odpalił silnik i zwolniwszy trochę, perfekcyjnie wylądował. Potem silnik ryknął jeszcze raz, gdy samolot powoli ruszył w stronę budynku portu lotniczego. Oczy Delli lśniły z podniecenia, gdy stanęli w otwartych drzwiach samolotu i Mason podał jej rękę. Spódnica porwana powiewem z obracających się śmigieł ciasno owinęła się wokół jej nóg. Della chwyciła dłoń Masona i lekko zeskoczyła na ziemię. - Mamy jakieś wskazówki, szefie, czy ruszamy na ślepo? - Na ślepo. Złap taksówkę - polecił jej i zwrócił się do pilota: - Niech pan uzupełni paliwo i będzie gotów do startu w każdej chwili. Jeśli chce pan coś zjeść, to proszę się pośpieszyć. - Sprawdzimy kasyna - powiedział Perry, gdy już znaleźli się w taksówce. - Nie wiem nic o Rosalind, ale Rita Swaine sprawiła na mnie wrażenie osoby, która długo nie wytrzyma w pokoju hotelowym, zwłaszcza w mieście takim jak Reno. - Co zrobimy, kiedy już ją zlokalizujemy? - zainteresowała się Della. - Spróbujemy ją śledzić? Mason pokręcił głową. - Postawimy sprawę jasno. - A jak nas pośle do diabła? - Wtedy potraktujemy ją ostro. - Jak ostro potrafisz potraktować... kobietą? - zapytała niewinnie Della, zerkając na niego ukradkiem. - Bardzo ostro - odrzekł. - Ty znasz mnie tylko od najlepszej strony. - Dokąd państwo chcą jechać? - spytał taksówkarz. - Do samego centrum. - To znaczy na Virginia Street? - Tam, gdzie można zakosztować nocnego życia. - W tym mieście - z dumą odpowiedział mężczyzna - można kosztować życia dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przejadę przez Virginię, a potem zawrócę i przejadę jeszcze raz, żebyście państwo mogli sobie wybrać miejsce, w którym chcecie wysiąść. Mimo późnej pory dzielnica rozrywek pełna była ludzi różnego autoramentu. Kowboje, stukając butami na wysokich obcasach, leniwie przemierzali ulice. Mijali ich mężczyźni w samych koszulach, bez marynarek i krawatów, a także tacy, którzy wyglądali, jakby zeszli z okładek magazynów mody. Pary w wieczorowych strojach przechodziły z lokalu do lokalu, mijając po drodze kobiety ze wsi, idące długimi, sprężystymi krokami osób spędzających dużo czasu na świeżym powietrzu. Kierowca przejechał pod łukowatym neonem, na którym lśnił napis: „Największe małe miasteczko na świecie” - Dobrze - zwrócił się do niego adwokat - proszę zwolnić. Wysiądziemy po drugiej stronie torów kolejowych. - Jeżeli potrzebne państwu pozwolenie na ślub - ośmielił się zasugerować taksówkarz - mógłbym... Della Street zaśmiała się i powiedziała: - Po co mówić o miłości, kiedy czeka nas praca? Ujęła Perry’ego pod ramię i ruszyli na poszukiwania. Skręcili najpierw w lewo, polem w prawo i zaczęli zwiedzać bary oraz kasyna. Trzeci lokal, do którego weszli, nosił nazwę Klubu Bankowego i można w nim było zagrać w faro, ruletkę, koło fortuny, kości i oczko. Każdy stół otaczał krąg miłośników hazardu oraz zaciekawionych obserwatorów. Della Street zacisnęła palce na ramieniu Masona. - Jest tam! - zawołała. - Gdzie? - Przy kole fortuny