Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ktoś, kto stukał piętro wyżej, otrzymywał w odpowiedzi jedynie odgłos litej skały. Jeszcze raz spojrzała na otaczający ją melanż. Nawet przy dzisiejszych, zaniżonych przez Tleilaxan cenach, wiedziała, że stoi na fortunie. Ten skład waży wiele ton. Czy to jest to zagrożenie? Ostrzegawczy dzwonek wewnątrz niej nie cichł. Melanż Tyrana nie był czymś, czego miałaby się bać. Trójprzymierze dokona sprawiedliwego podziału znaleziska i na tym sprawa się zakończy. Premia za plan "ghola". Było jakieś inne niebezpieczeństwo. Nie mogła zlekceważyć ostrzeżenia. Znów oświetliła latarką piętrzące się zwały przyprawy. Uwagę Odrade przykuł widoczny ponad nimi fragment ściany. Były na nim słowa! Następne przesłanie, też w Chakobsa, wycięte w kamieniu równym, wijącym się pismem. WIELEBNA MATKO, KTÓRA BĘDZIESZ CZYTAĆ ME SŁOWA! Coś zimnego zagnieździło się w brzuchu Odrade. Podeszła bliżej, torując sobie drogę przez bajeczny przyprawowy skarbiec. Przesłanie było dłuższe: POWIERZAM CI MÓJ STRACH I SAMOTNOŚĆ. TOBIE DARUJĘ PEWNOŚĆ, ŻE CIAŁO I DUSZĘ BENE GESSERIT SPOTKA TAKI SAM LOS, JAK WSZYSTKIE INNE CIAŁA I WSZYSTKIE INNE DUSZE. Następny ustęp przesłania zaczynał się bardziej na prawo. Przebrnęła przez lepki melanż i zatrzymała się, by przeczytać: CZYMŻE JEST PRZETRWANIE, JEŚLI NIE PRZETRWASZ W CAŁOŚCI? SPYTAJ O TO BENE TLEILAX! CO SIĘ DZIEJE, GDY NIE SŁYSZYSZ JUŻ MUZYKI ŻYCIA? WSPOMNIENIA NIE WYSTARCZA, JEŚLI NIE WZYWAJĄ CIĘ KU SZLACHETNEMU CELOWI! Ciąg dalszy wypisany był na krótszej ścianie w końcu komnaty. Odrade przedostała się tam, potykając się, i uklękła. Przeczytała: CZEMUŻ WASZ ZAKON ŻEŃSKI NIE STWORZYŁ ZŁOTEJ DROGI? WIEDZIAŁYŚCIE, ŻE TO NIEUNIKNIONE. WASZA NIEUDOLNOŚĆ SKAZAŁA MNIE, BOGA IMPERATORA, NA TYSIĄCLECIA ROZPACZY. Słowa "Bóg Imperator" nie były w Chakobsa, lecz w języku Islamijatu, w którym miały wyraźny podtekst, zrozumiały dla każdego, kto mówił tym językiem: Wasz Bóg i wasz Imperator, bo wy mnie nim uczyniliście. Odrade uśmiechnęła się niewesoło. To doprowadzi Waffa do religijnego obłędu. Im wyżej się wznosi, tym łatwiej strzaskać jego poczucie bezpieczeństwa. Nie poddawała w wątpliwość prawdy, zawartej w oskarżeniu Tyrana, ani mocy jego przepowiedni o zagładzie zakonu. Poczucie zagrożenia nieomylnie przywiodło ją w to miejsce. Oprócz niego działało tu jeszcze coś. Czerwie na Rakis wciąż poruszały się w takt pradawnych nakazów Tyrana. Mógł być pogrążony w nie kończącym się śnie, ale to monstrualne życie, rozsiane po kropelce w każdym czerwiu, trwało nadal, tak jak to przepowiedział. Co takiego powiedział w swoim czasie zakonowi? Przywołała z pamięci słowa: "Gdy odejdę, będą nazywać mnie Szejtanem, Cesarzem Gehenny. Koło musi się toczyć coraz dalej Złotą Drogą." Tak, to właśnie miała na myśli Taraza. "Nie rozumiesz? - mówiła. - Rakiańskie pospólstwo nazywa go Szejtanem od ponad tysiąca lat!" A więc Taraza wiedziała o tym. Nigdy nie widziała tych słów, a jednak wiedziała. "Rozumiem twój zamysł, Tarazo. I teraz znam brzemię strachu, które nosiłaś przez wszystkie te lata. Czuję je tak samo dojmująco jak ty." Odrade wiedziała już, że poczucie zagrożenia nie opuści jej aż do śmierci albo zagłady zakonu, albo chwili, gdy niebezpieczeństwo zostanie zażegnane. Podniosła lampę, wstała i poczłapała przez melanż ku szerokim schodom, które prowadziły do wyjścia. Przy schodach zatrzymała się. Tu też, na każdym stopniu, wykute były słowa Tyrana. Czytała je drżąc, a one wznosiły się coraz wyżej i wyżej. MOJE SŁOWA SĄ WASZĄ PRZESZŁOŚCIĄ, ZADAJĘ PROSTE PYTANIA: Z KIM SIĘ SPRZYMIERZASZ? Z PEŁNYMI SAMOUWIELBIENIA TLEILAXANAMI.? Z BIUROKRACJĄ MÓWIĄCYCH-DO-RYB? Z ZABŁĄKANĄ W KOSMOSIE GILDIĄ? Z KRWAWYMI OFIARNIKAMI HARKONNENÓW? Z DOGMATYCZNYM ODOREM WASZEGO WŁASNEGO DZIEŁA? CZYM BĘDZIECIE U KRESU WASZEJ DROGI? CZY TYLKO PODZIEMNĄ SPOŁECZNOŚCIĄ? Odrade wspięła się na schody, po raz drugi odczytując pytania. Szlachetny cel? Jakże kruchą był zawsze rzeczą. I jak łatwo było go wypaczyć. Ale tkwiła w tym siła - i ciągłe niebezpieczeństwo. Wyłożono to wprost na ścianach i schodach tej komnaty. Taraza o tym wiedziała, nie trzeba jej było tłumaczyć. Tyran wyraził się jasno: Idź moim śladem! W małym pokoju na górze Odrade znalazła wąski gzyms, po którym mogła dostać się do drzwi. Spojrzała w dół na odkryty przez siebie skarbiec. Pokręciła głową z podziwu nad mądrością Tarazy. A więc tak mógł skończyć zakon żeński! Plan Tarazy był jasny, porozrzucane elementy wskoczyły na swoje miejsce. Nic pewnego. Szlachetny cel został wytyczony i musi zostać osiągnięty, nawet jeśli ma to oznaczać śmierć zakonu żeńskiego. "Jakżeż nędzne narzędzia wybrałyśmy!" - pomyślała. Dziewczynka, która czekała teraz w głębokiej grocie pod powierzchnią pustyni; ta dziewczynka i ghola, przygotowywany na Gammu. "Mówię teraz tym samym językiem, co ty, stary czerwiu. Nie ma w nim słów, ale znam jego istotę." Nasi ojce jedli mannę pustyni W żorze miejsc, gdzie latają cyklony. Panie, zbaw nas od strasznej ziemi! Zbaw nas... aaach, zbaw nas Od martwej, suchej ziemi.* "Pieśni Gurneya Hallecka" (Muzeum Dar-es-Balat) Teg i Duncan, uzbrojeni po zęby, wyszli wraz z Lucilla w najzimniejsza godzinę nocy, mącąc absolutny bezruch mroźnego powietrza. Gwiazdy błyszczały w górze jak ostrza szpilek. Uderzył ich w nozdrza delikatny, bagienny zapach śniegu