Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Teraz skoro nie idzie w orszaku, może je włożyć na siebie: nigdy chyba nie przywyknie do zim warmińskich i w ogóle do tego wszystkiego. Posłyszał skrzypienie bramy — to strażnik usiłował ją zamknąć mimo nawianego śniegu; może zresztą nie za bardzo się z tym śpieszył, bo w pewnej chwili dobiegł Mikołaja przyciszony śmiech dziewczyński. Mikołaj szedł wolno, ubielonymi krużgankami lidzbarskiego zamku, a padający śnieg zaraz ślady jego stóp .zasypywał. W komnacie wuja było ciepło i przytulnie, na kominku paliły się smolne szczapy, które, gdy płomień żywiej strzelał, trzaskały sucho, a odgłos ten w zimowy, cichy wieczór wydawał się zawsze Mikołajowi szczególnie przyjemny. Biskup siedział za stołem i przeglądał jakieś pisma, widocznie ważne, bo gdy siostrzeniec wszedł, nie przemówił do niego, jedynie ruchem głowy wskazał wysokie krzesło, po czym znów zagłębił się w czytaniu. Mikołaj krzesła nie zajął, tylko podał wujowi ziołowy wywar. — Należy pić gorący — wyjaśnił zdecydowanie — inaczej nie pomoże. — Prawda, prawda, jesteś lekarzem — zaśmiał się Watzen-rode — a w tych sprawach muszę ci być posłuszny. ? . ' 1 Przełożył Jan Parandowski. 146 i Jednym haustem wypił lekarstwo i grzmotnął zaciśniętą pięścią w stół. — Grunwaldu im mało! — syknął. — Niebawem stulecie minie, jak ich król Jagiełło tam pobił, a oni wciąż żmijowy łeb podnoszą i tylko czekają, by zawładnąć Warmią. Mam ja wśród nich swoich ludzi, którzy mi donoszą... Coś musiało uderzyć biskupa w twarzy siostrzeńca, bo dodał szybko: — To polityka, mój drogi: biskup warmiński musi być bardziej politykiem niż duchownym, skoro jego ziemie z trzech stron otacza zakon z czarnym krzyżem. A myślisz, że i oni nie mają swoich ludzi tutaj? — Nie na zamku przecież! — I na zamku, Mikołaju, i na zamku. Kto wie, czy nawet nie we Fromborku wśród kanoników, z którymi się często spotykasz... — Przecież nie Tiedemann Giese, Fabian Luzjański czy Aleksander Sculteti — żachnął się Mikołaj, pełen pretensji do ? . wuja, że mógłby któregoś z nich podejrzewać o donosiciel-stwo, ale biskup jedynie uśmiechnął się zagadkowo, a potem mruknął, jakby sam jeszcze rozważał tę sprawę: — Tiedemann nie, na pewno nie... — i zaśmiał się nagle, odkładając papiery. — Wiesz ty, jako oni się modlą, ci Krzyżacy? By Bóg zechciał „zabrać ze świata tego diabła wcielonego, iżby — jeśli dłużej żyć będzie — więcej złości nie wynalazł". A ten diabeł, ten ,,bies wcielony, gotowy do wszelkich czynów najniegodziwszych", to, żebyś nie miał wątpliwości, Mikołaju, to ja jestem. Ale i tak Warmia przy Polsce zostanie! Póki żyć będę, piędzi ziemi nie oddam Krzyżakom — zakończył poważnie. Chciał wstać, lecz widocznie słabo mu się zrobiło, bo ciężko opadł na fotel. — Jesteś chory, wuju! — poderwał się Mikołaj. Watzenrode oddychał z trudem, chrapliwie, jakby mu brak było powietrza. — To nic, to nic...— powtarzał po chwili. — Już tak bywało, zaraz minie. Jakoż minęło i biskup w jednej chwili zapomniał o dolegliwości, znów się ożywił, wiele mówił, koniecznie chciał zatrzeć wrażenie, jakie zasłabnięcie jego sprawiło na siostrzeńcu. — Nie przejmuj się tym, mój drogi. Zresztą nie o chorobach chciałem z tobą mówić ani nawet nie o Krzyżakach, bo i tak się jeszcze doczekamy, że wielki mistrz kolano zegnie przed królem polskim — nie mógł sobie Watzenrode odmówić tego dodatku — ale twoim tłumaczeniem mamy się zająć. W taki mroźny wieczór miło jest poczytać sobie dobrą książkę. Zabrał się więc Mikołaj do odczytywania wujowi „Listów" Teofilakta Symokatty, żałując jedynie, że dotychczas nie wszystkie jeszcze przetłumaczył na łacinę. Cieszyła ich ta lektura, spokój panujący w rozświetlonej ogniem komnacie, przyjazny, dobry nastrój, który łatwo im było odnaleźć, gdy znajdowali się sami we dwóch, a który ulatywał natychmiast przy dworskim ceremoniale. Wuj Łukasz wydawał się wciąż jeszcze osłabiony, ale słuchał uważnie, a czasem powtarzał nawet jakieś zdanie, które mu się szczególnie podobało. 148 — Słuchaj — powiedział w pewnej chwili — dam ci zezwolenie na wyjazd do Fromborka. Skończysz tam swoje tłumaczenie i... te mapy tutejszych okolic, które robisz dla Wa-powskiego. One się także nam bardzo przydadzą... Nie tylko nam zresztą: na twoim miejscu wychodząc zamykałbym je na klucz w skrzyni, bo naszym sąsiadom mogłoby również na nich zależeć. No, ale jeżeli chodzi o Frombork, myślęi że w kwietniu będziesz mógł się tam udać. Chyba jesteś z tego zadowolony? — Wuju! — coś z chłopięcego zachwytu zabrzmiało w głosie Mikołaja