Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Wiem, że to męczące. Czujesz się jak o północy, a to dopiero południe. Lepiej się do tego przyzwyczaić. Wendy rzuciła się z powrotem na łóżko. - Powiedz kierownikowi wycieczki, że umarłam - rzekła. Godzinę później, czując się znacznie lepiej, zjechały windą do hallu. Następny prysznic i wyżerka, jak hotelowy chłopiec nazwał jedzenie, orzeźwiły je bardziej, niż się tego spodziewały. Z hallu Wendy poszła do pobliskiej agencji podróży po informacje o Wielkiej Rafie Koralowej, a Marissa stanęła w kolejce, by zamówić wycieczkę po Brisbane. Obie spotkały się pół godziny później. - Wszystko mam zapisane - powiadomiła Wendy. - Popatrz na to. - Rozłożyła mapę całego wybrzeża Queensland obejmującą wszystkie odległe wyspy. - Wielkie nieba! - wykrzyknęła Marissa. - Jaką długość ma ta rafa? Wygląda na to, że sięga aż do Nowej Gwinei. - Praktycznie tak - powiedziała Wendy. - Ma około półtora tysiąca kilometrów długości, a obszarem przerasta Wielką Brytanię. Ale my udamy się na wyspę Hamilton - wskazała palcem miejsce w połowie półwyspu. - Należy ona do archipelagu Whitsunday. - Czy myślisz, że będzie mi się podobało? - spytała Marissa. Nie była tak dobrym płetwonurkiem jak jej przyjaciółka. - Ty to pokochasz! - wykrzyknęła Wendy. - Wyspa Hamilton jest dobrym miejscem, ponieważ ma lotnisko regularnie przyjmujące odrzutowce. Możemy lecieć z Brisbane liniami Anset Airlines. Zwykle miejsca są zajęte, ale okazuje się, że kwiecień jest poza sezonem. - To nie zbyt dobrze - rzekła Marissa. - Jeśli ten okres jest poza sezonem, to istnieją ku temu przyczyny, jakieś niekorzystne warunki. - Powiedziano mi, że możemy mieć jedną lub dwie burze, i to wszystko. - Czy nurkowanie jest tam niebezpieczne? - spytała Marissa. - Nie martw się, będzie z nami instruktor - zapewniła Wendy. - Zamówimy łódź i popłyniemy do zewnętrznej rafy. Tam jest najwięcej ryb i najczystsza woda. - A co z rekinami? - Nic mi o nich nie mówiono - stwierdziła Wendy. - Ale rekiny bywają dalej, w głębszych wodach. Będziemy nurkować przy samej rafie. Spodoba ci się na pewno. Możesz mi wierzyć. - Ja mam bardziej banalne informacje - rzekła Marissa. - Recepcjonistka radziła jechać autobusem miejskim. Najpierw mówiła, by pójść pieszo, ale gdy powiedziałam, że właśnie przyleciałyśmy, podała informacje o autobusach. Radziła też, by pójść do rezerwatu niedźwiadków koala. - Wspaniale - ucieszyła się Wendy - uwielbiam niedźwiadki koala. Wycieczka autobusowa była ich pierwszym przedsięwzięciem. Komfortowy klimatyzowany autobus obwiózł je po mieście. Obejrzały ginach parlamentu w stylu francuskiego renesansu i skarbnicę w stylu włoskiego renesansu. Wszędzie wzdłuż ulic widziały liczne kawiarenki. Marissa nie mogła się nadziwić, że wszyscy wydawali się odprężeni i beztroscy. W końcu jednak ogarnęło je znużenie. W drugiej godzinie obie już drzemały, gdy autobus stanął przed centrum kulturalnym Queensland. Ożywiły się dopiero w czasie wizyty w rezerwacie. Było tam nie tylko mnóstwo niedźwiadków koala, lecz też takie zwierzęta, jak dingo, zimorodki olbrzymy, kangury, a nawet dziobak. Mogły chodzić pomiędzy kangurami i karmić je z ręki. Zwierzęta te miały zadziwiająco silne przednie łapy. Najmilszymi stworzeniami okazały się jednak niedźwiadki koala. Wendy niezmiernie się wzruszyła, gdy dowiedziała się, że może wziąć misia na ręce. Kiedy jednak to zrobiła, jej entuzjazm zmniejszył się, ponieważ niedźwiadki wydzielały szczególny niemiły zapach. - To z powodu diety eukaliptusowej - wyjaśnił jeden z dozorców. Gdy obejrzały niedźwiadki i dowiedziały się wiele na ich temat, miały już dosyć. Wsiadły do miejskiego autobusu i wróciły do hotelu. - Nie, nie rób tego - rzekła Marissa powstrzymując Wendy od rzucenia się na łóżko. - Proszę - błagała Wendy. - Powiedz szefowi wycieczki, że zachorowałam na dżumę. Po trzecim prysznicu tego dnia postąpiły zgodnie z radą recepcjonistki i poszły na krótki spacer przez most Wiktorii do centrum kulturalnego Queensland. Odpoczęły w stosunkowo nowoczesnej restauracji nazwanej „Pokojem Fontanny”, jedząc swój pierwszy obiad w Australii. Za błotnistą rzeką rozciągał się wspaniały widok miasta. - Chcę spróbować czegoś australijskiego - rzekła Wendy, zasłaniając się olbrzymią kartą dań