Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
To zły ruch. Bryant spojrzał na niego z góry. Wydawał się rozczarowany. - To nie jest Gwatemala, Nick. Chris jest lokalnym ekspertem od MGP, podoba ci się to, czy nie. A teraz porozmawiaj z nim i do poniedziałku zrób z tego coś, co trzyma się kupy. Mówię poważnie. Mam już dość kłótni z tym starym pierdołą. W przyszłym tygodniu spotykamy się sieciowo z Echevarrią i jego gabinetem i do tego czasu chcę mieć miecz nad jego głową. Idziesz na kawę, Chris? - Och, jasne. - Chris wstał. - Nick, zadzwonisz do mnie, co? Makin wydał z siebie nieokreślony dźwięk. W drzwiach Bryant odwrócił się i spojrzał na niego przez biuro. - Hej, Nick. Bez urazy, co? Po prostu pozwoliliśmy, żeby to wszystko za daleko się posunęło. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Wiesz, czas ściągnąć posiłki. Nie chcę, żeby Notley patrzył na nas, jakbyśmy byli bandą dzieciaków podpalających kuchnię. To się nikomu nie przysłuży. Zostawili Makina. - Grozisz mu? - zapytał Chris w windzie. Bryant wyszczerzył zęby. - Odrobinkę. Drzwi otworzyły się na poziomie ziemi. Wyszli w przestronny i wypełniony światłem hol wieży. Fontanny pluskały wodą, powietrze przenikały przyjemne dźwięki na progu słyszalności. Chris poczuł, jak usta wykrzywiają mu się w uśmiechu. - A więc wkurzyłeś się na niego? - Na Nicka? Nie. Po prostu ma zbyt wysokie mniemanie o sobie od czasu tej sprawy z Gwatemalą. Musi wiedzieć, kto wydaje rozkazy, wtedy słucha. Jezu, patrz na to. Wiszące w powietrzu nad jedną z fontann olbrzymie logo Shorn Associates wyświetlało sceny sfilmowane w konflikcie kambodżańskim. Na obrazach pojawiały się krzyżujące się linie śledzone wybrany sprzęt migający na ekranie - helikoptery, karabiny szturmowe, sprzęt medyczny, na którym kamera skupiła się na dłużej, z danymi logistycznymi przewijającymi się obok każdego z wyłowionych przedmiotów. Producent, charakterystyka, koszt. Udział i zaangażowanie Shorn. - To zdjęcia z BBC? - zapytał Bryant. Kilka tygodni wcześniej oddał media Chrisowi. - W zasadzie tak. Wykupiliśmy to prosto ze źródła w Phnom Penh na wypadek, gdyby znalazło się tam coś, co nie powinno. Z tym facetem, Syalem, nigdy nie wiadomo. To prawdziwy krzyżowiec. W zeszłym roku wygrał Nagrodę Pilgera. W każdym razie kobieta w Imagicians powiedziała, że niektóre zbliżenia generują sami, jak ten sprzęt medyczny. Mogą sfilmować wysokiej klasy towar w studio, a potem zmiksować go tak, żeby wyglądał, jakby naprawdę tam był. - Chris kiwnął głową w stronę hologramu. - Dobrze wygląda, co? - Tak, nie jest zbyt sfatygowany. Syal się nie wkurzył, kiedy mu zabrali te ujęcia? Chris wzruszył ramionami. - Nie wydaje mi się, żeby miał coś do powiedzenia. Upewniliśmy się, że przekazanie idzie przez producenta programu. Standardowe warunki sponsoringu. A on oddał im materiał z dostateczną ilością scen bitewnych, żeby uszło za ostry realizm. Wiesz, płonące ciała, takie rzeczy. - Ale bez kobiet i dzieci, co? - Tak. Sam to przejrzałem. Jest czyste. W kostce hologramu pojawił się kambodżański dowódca partyzantów o zmęczonej twarzy. Wyrzucił z siebie coś w khmerskim. Poniżej pojawiły się czerwone litery tłumaczenia. Walki są ciężkie, ale z pomocą naszych korporacyjnych partnerów zwyciężymy. To pewne jak... - Naprawdę to mówi? - z zaciekawieniem zapytał Bryant. - Tak myślę. - Chris przyglądał się idącej przez hol hojnie obdarzonej przez naturę blondynce. - Chyba dali mu karty z tekstem czy coś takiego. Wiesz, czasem myślę, że gdybym tu przyszedł i postał w infradźwiękach przez pół godziny, mógłbym oszczędzić na kawie. Bryant zauważył, na co patrzy Chris. - To nie infradźwięki. - Och, no wiesz, Mike. - Tak, co mi przypomina... Nie wybrałbyś się jutro na imprezę? - Imprezę w strefie? - Od czasu incydentu w Falklandzie Chris i Mike byli kilka razy po drugiej stronie, choć nigdy w tym konkretnym pubie i nigdy tak nawaleni, jak tamtej nocy. Z początku Chris denerwował się na te wizyty, ale emanujące z Mike’a Bryanta spokój i znajomość wydzielonych stref oraz ich nocnego życia w końcu go przekonały. Zrozumiał, że załatwianie spraw po tamtej stronie wymagało sztuczki opanowanej przez Bryanta. Nie należało obnosić się ze statusem elity ani też go odrzucać. Trzeba było się zachowywać normalnie, nie próbować się do nikogo łasić, a w większości przypadków zyskiwało się pełen rezerwy szacunek. Z czasem szacunek mógł przekształcić się w coś innego, ale nie należało tego oczekiwać. I nie było to konieczne do dobrej zabawy. - Czemu zaraz w strefie? - zapytał niewinnie Bryant. - Och, no nie wiem. - Przeszli przez drzwi z pancernego szkła, wychodząc na ulicę. Słońce rozgrzało ich twarze. - Bo tam była ostatnia? - Bzdura. A co z imprezą u Julie Pinion? - Dobra, no to przedostatnia. A swoją drogą, od Julie nie było daleko. - Z pewnością cholernie się ucieszy, słysząc to. Biorąc pod uwagę, ile zapłaciła za to mieszkanie..