Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Teraz miał około dwudziestu pięciu lat, nie był do końca pewien, mógł być trochę młodszy, trudno bowiem precyzyjnie przeliczać lata według rachuby stosowanej w Królestwie Światła. Zwłaszcza komuś takiemu jak on, kto przeważnie żyje na łonie natury i nie zawsze odróżnia dzień od nocy. Podobnie jak inni uczestnicy wyprawy, Oko Nocy zastanawiał się często, jaki wpływ wywiera na nich ta podróż. Trudno nawet stwierdzić, czy żyją w czasie obowiązującym w Królestwie Światła czy też w czasie Ciemności, identycznym z tym, jaki stosuje świat zewnętrzny. Jedna doba w Królestwie Światła to dwanaście w Ciemności. Czy więc teraz starzeją się szybciej? Oko Nocy nie wiedział, że tego właśnie bardzo się boi Siska, a wraz z nią Indra. Bo jeśli tak właśnie jest, to jak by to mogło wpłynąć na ciążę Siski? Skomplikowana sprawa, obie dziewczyny pragnęły jak najszybciej wrócić do domu. Zwłaszcza że nie wiedziały, jak długo trwa ciąża u kobiet elfów. Oko Nocy kontynuował swoją w najwyższym stopniu męczącą „wędrówkę” ponad wrzącą wodą, w lepszym nastroju zawsze, kiedy widział światełko Shamy. Pojawiało się ono wielokrotnie, zwłaszcza pośrodku groty dodawało mu otuchy. Parę razy mało brakowało, a dławiące opary doprowadziłyby go do utraty przytomności. Nie mógł się też rozebrać, ekwipunek bowiem pozwalał mu przy skokach utrzymać chwiejną równowagę. Lepiej, że nie musiał nieść ubrania w węzełku trzymanym wysoko w górze, a pozbyć się go nie chciał. Może później będzie mu ono bardzo potrzebne? Na zewnątrz panuje przecież chłód, poza tym żal mu było po prostu. Nosił je przecież od tylu lat, miał je na sobie podczas tylu przygód i ważnych wydarzeń swego życia. Bardzo dobrze rozumiał Shirę, która serdecznie żałowała swojej pięknej kurtki uszytej z artystycznie ułożonych kawałków skóry. Straciła ją podczas wędrówki przez groty. Tak więc Oko Nocy wciąż miał na sobie kurtkę, choć, kompletnie przemoczona, zrobiła się bardzo ciężka. Ostatni kamień... Teraz widać już było wyjście. Okrągły otwór w górskiej ścianie. Dość wysoko, ale chłopak był już tak wyćwiczony, że taka wysokość wydawała mu się bagatelką. Czekanie na ostatni kamień szarpało mu nerwy. Zastanawiał się nawet, czy nie powinien skoczyć od razu na skalną półkę, na to jednak musiałby być mistrzem olimpijskim w skoku w dal. W dodatku potrzebowałby rozbiegu, a tutaj brakowało miejsca. Tak więc należało czekać. Kamień się wynurzy, czekaj cierpliwie, Oko Nocy, nie rób głupstw w ostatniej minucie! Minucie? Między pojawieniem się kolejnych kamieni mijało co najmniej pół godziny, a kamieni było dwanaście. To wymaga czasu. Myśl o czekających towarzyszach budziła w Indianinie poczucie winy. Jakże muszą się niepokoić... Teraz... Tak jest bezpiecznie. Postaraj się tylko nie ześlizgnąć! Oko Nocy wykonał coś w rodzaju podwójnego skoku, zrobił dwa bardzo długie kroki, bo po co miał dłużej stać na ostatnim kamieniu? Odległość między kamieniem a półką skalną była większa, niż się spodziewał, tylko dzięki bardzo skomplikowanym manewrom zdołał uniknąć katastrofy i na zakończenie śmiertelnie meczącej wędrówki nie wpaść do okropnej zawartości tej piekielnej sadzawki. Odetchnął głęboko, skoczył w stronę wyjścia, zdołał złapać krawędź półki, przerzucił całe ciało w górę i wydostał się na bezpieczną skałę. Ani razu nie obejrzał się za siebie. Grota nie nastrajała do czułych ani sentymentalnych pożegnań. Chciał jak najprędzej stąd wyjść. 17 Owionął go lodowaty wiatr i Oko Nocy bardzo się przestraszył. Taka zmiana po długotrwałej łaźni parowej nie jest dobra dla zdrowia. Ale pomyślał, że skoro mieszkający na północy Finowie mogą się zanurzać w bardzo zimnej wodzie po wyjściu z sauny i nic im nie jest, to on też jakoś to przeżyje! Oprócz zimna panowała tu jeszcze zgniła wilgoć. Znalazł się teraz w jakiejś wąskiej dolinie, a raczej w rozległym jarze. Drogę zagradzały mu kamienne bloki, ale wyglądało na to, że musi przejść przez dolinę, bo innej drogi nie widział. Spojrzał w górę. Krawędzie jaru były wysokie i teraz zrozumiał też, skąd się wzięły te wszystkie kamienie na jego dnie. Górskie ściany były tutaj bardzo zwietrzałe, nieustannie w dół spadały większe i mniejsze odłamki. Między ścianami brzmiała niezwykła muzyka. Smutna, przygnębiająca, w tonacji moll. Sprawiała wrażenie rytmicznej, choć poszczególne frazy trwały bardzo długo. Cztery ponure, żałobne takty i łoskot spadającego kamienia. Ostatni, niski ton zlewał się z nim w jedno. Nigdy się jednak nie wiedziało, kiedy kamień upadnie. A zwłaszcza gdzie oderwie się kolejny. Cóż to za żałobna dolina, zastanawiał się Oko Nocy. I jak się przez nią przedostać? W pierwszej chwili chciał wzywać Shamę, ducha kamieni, i prosić, by żaden głaz nie spadł mu na głowę. To by jednak było oszustwo. Shama i tak zachowuje się bardzo uprzejmie, że wskazuje mu drogę, nie mówiąc już o tym, że go nie atakuje. O więcej Oko Nocy prosić nie mógł. Nie można nadużywać dopiero co zawartej przyjaźni. Próbował też ustalić, czy kamienie padają według jakiegoś porządku lub schematu, szybko jednak musiał zrezygnować. Żeby nie wiem jak długo siedział i medytował, żadnego schematu się nie dopatrzy. Trzeba więc liczyć na szczęście i mieć nadzieję, że uda mu się wyjść cało z opresji. Nagle zeszło w dół olbrzymie rumowisko, trwało to wiele minut. Jak ostrzeżenie dla śmiałka: Nie próbuj niemożliwego! Możesz to przypłacić życiem! Jedna rzecz go zdumiewała: dno doliny było właściwie puste, między poszczególnymi głazami leżała czysta ziemia. A przecież przy tej częstotliwości spadania kolejnych kamieni dolina powinna być od dawna zasypana po brzegi. To umocniło go w przekonaniu, które od dawna żywił. Wciąż jednak nie miał czasu, żeby się nad tym gruntowniej zastanowić. Teraz też znajdował się w śmiertelnie niebezpiecznym miejscu, trzeba znaleźć jakąś pomoc. Na własną rękę nigdy się stąd nie wydostanie. Jak wygląda jego zapas środków pomocniczych? Przejrzał je w mroku. Uff, jakże nienawidził tej przeklętej szarówki, tego nie-światła. Bardziej niż kiedykolwiek zatęsknił za jasnością. Maść Farona przestała działać, Oko Nocy już nie świecił, wszystko wokół było znowu mroczne i nieskończenie przygnębiające. Ciężkie tony rozbrzmiewały ponad doliną. Kolejne osypisko kamieni. Oko Nocy skrzywił się bez szacunku. Miał dość tej całej wędrówki, był strasznie zmęczony, znowu zrobił się głodny, ubranie przemoczone do suchej nitki, a tu jeszcze ten lodowaty wicher przenikający do szpiku kości