Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Niezależnie od tego, jak długo o tym myślał, umysł podsuwał mu wciąż Mocnych. Zamieszkiwali oni kiedyś planetę, na której toczyły się Wojny Artefaktowe. Ich powrót zakończył wojnę. Na zdjęciach, które oglądał Steward, wydawali się nieatrakcyjni. Mi- mo to jednak Griffith ich kochał. Być może istniał po temu po- wód. Steward uzyskał dostęp do biblioteki i przeczytał wszystko, co udało mu się znaleźć. Choć było tego więcej niż w bibliotece szpitalnej, niewiele informacji wykraczało poza spekulacje. Wy- glądało na to, że ludzie, którzy ich spotkali, woleli nie mówić nic konkretnego. Słowo „Mocni" było tłumaczeniem wyrazu obcych, który określał ich samych. Ów język stanowił kombinację trzasków i melodyjnego mruczenia, często poza progiem słyszalności. Żad- nemu człowiekowi nie udało się dotychczas przetłumaczyć tej mowy w taki sposób, by oddać jej pełną treść. Mocni zamieszkiwali Szeol i kilka innych odkrytych przez ludzkość planet, po czym je porzucali. Tysiąc lat później wrócili i zastali ludzi walczących w ruinach ich domów. Do tej pory nie wyjaśnili, dlaczego musieli wyjechać i dlaczego wrócili. Ograni- czyli się jedynie do ogłoszenia, że ogromna połać nieba - osiem- dziesięciosześciostopniowy stożek, którego wierzchołek znajduje się na Ross 986 - jest od teraz zamknięta dla ludzi. Przypuszcza się, że tam właśnie żyli Mocni, lub tylko chcieli, by ludzkość tak myślała. Ludzkość, pragnąca ich wiedzy i kontaktów handlowych, drżąca przed możliwością bycia uznanym za nieprzyjaciela, z ra- dością przystała na ten warunek. Mocni przypominali nieco wyglądem centaury - poruszali się na czterech nogach i mieli dwie ręce. Niższa część ich ciała osią- gała wielkość kucyka, a wyższa była nieco mniejsza od człowie- ka. Proporcje ciała nie upodabniały ich do ludzi czy koni: nogi by- ły za krótkie i zbyt silne, zakończone szeregiem strusich pazurów, natomiast górne kończyny zbyt cienkie, by przypominać cokol- wiek ziemskiego. Ich płaskie głowy nie miały w sobie kości, stano- wiąc jedynie wybrzuszenie mięśni, na szczycie którego znajdowa- ło się jedno nozdrze. Na głowie była para oczu, uzbrojonych jak u jaszczurki. Mocni widzieli cały horyzont, który mógł być przybli- żany jak w lornetce. Ich dwa mózgi mieściły się wewnątrz klatki piersiowej, przy czym ten dodatkowy leżał w środku pleców. Mię- dzy przednimi nogami znajdowała się kombinacja otworu gębowe- go, ośrodka mowy i nozdrza, a z tyłu skomplikowany organ do syn- tezy hormonów w aerozolu. Wzdłuż pleców, po obu stronach krę- gosłupa, ciągnął się szereg jaskrawych plam, które, podobnie jak trzecie oko salamandry, pełniły funkcje prymitywnego wzroku, słuchu i węchu. Najwyraźniej zapach był dla nich głównym ośrod- kiem porozumiewania się; ośrodek syntezy wypuszczał w powie- trze hormonalny aerozol, który odbierało górne nozdrze. W ten sposób umieli przekazywać nastrój, emocje, i pewnie także inne, im tylko znane doznania. Mogli wysyłać i odbierać wiele informa- cji jednocześnie - treść emocjonalną poprzez hormony, główny przekaz przez struny głosowe, położone daleko w głębi ośrodka mowy, a podteksty przez jęki i melodyjne akcenty, powstające przy wydmuchiwaniu powietrza przez górne nozdrze. Kolorystyka ich ciał składała się z fioletów. Poszczególne osobniki miały barwę od ciemnopurpurowej aż po prawie czarną. Ich skóra była gładka, z wyjątkiem głowy i okolicy kręgosłupa, które pokrywało sztywne owłosienie. Włosy zawierały w sobie du- żo zakończeń nerwowych - najwyraźniej one także stanowiły swe- go rodzaju zmysł. Mocni byli wszystkożerni i stałocieplni; każdy z osobna obu- płciow^ i jajorodny. Co najmniej niektórzy z nich żyli bardzo dłu- go - dowody wskazywały, że część przywódców miała po kilka ty- sięcy lat. Przez większość czasu pozostawali nieaktywni seksual- nie, zaś sam kontakt wydawał się pozbawiony kontekstu emocjonalnego. Jaja dojrzewały w zbiorowych żłobkach, a przy- wiązanie uczuciowe potomstwa łączyło się z grupą, nie z biolo- gicznymi rodzicami. Niektórzy socjologowie uważali to za wielką zaletę. Inni twierdzili, że to niepokojąca cecha. Organizacja społeczeństwa Mocnych była trudna do uchwy- cenia i wysoce zrytualizowana. Stanowiła ekstremalną formę au- tokratyzmu. Wzajemnym kontaktom towarzyszyła ogromna licz- ba wypowiedzi hormonalnych i w języku ciała, które definiowa- ły status i rolę każdego osobnika. Powszechnie uważano, że uniwersalnymi wartościami były dla nich lojalność i odpowie- dzialność. Jeśli zdarzały się między nimi niezgoda czy niezado- wolenie, nigdy nie okazali tego przed ludźmi. W języku Mocnych nie miały odpowiednika następujące ter- miny: rząd, niezgoda, jednostka, sprawiedliwość, religia, postęp, prawo, wolność. Socjologowie z wyjątkową jednomyślnością prze- konywali ludzkość, że w tej sprawie nie należy wyciągać pochop- nych wniosków. Inna rasa - inne obyczaje. Garstka ludzi odważyła się mówić, że rasie Mocnych grozi za- głada, że ich zrytualizowana i autokratyczna struktura społeczna spowodowała, iż stracili zdolności adaptacyjne, konieczne do ist- nienia ekspansywnej, dążącej do kolonizacji kultury. Inni doda- wali, że ludzkość, ewoluując jak polikorporacje, także zmierza y; tym samym kierunku