Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Tak wygląda spragniona cudowności wiara szerokich mas, ślepa, tradycyjna, odwieczna. W oczach tych mas Rzym to Stolica Święta. Bluźnierstwem nazwie szary człowiek epitet „Cloaca Maxima", nadawany, bywało, Rzymowi papieskiemu przez wrogów. Ale rzeczywiście były czasy, gdy ten epitet uznać należało za w pełni zasłużony. Weźmy na przykład taki obrazek z papieskiego Rzymu: „...»Zabawa« Aleksandra VI, która miała miejsce w październiku 1501 roku. Otóż papież zażądał sprowadzenia do swych komnat pięćdziesięciu prostytutek. Po kolacji, wspólnie z dwudziestopięcioletnim synem Cezarym i dwudziestoczteroletnią córką Lukrecją, oddał się wraz zaproszonymi gośćmi i służbą »nieskrępowanej zabawie«. Rozpoczęła się ona od tańców (najpierw w ubraniach, a potem nago), następnie postawiono na podłodze kandelabry z zapalonymi świecami, a pomiędzy nimi rozsypano kasztany. Uczestniczące w »zabawie« kobiety miały za zadanie, chodząc na czworakach, zbierać owe kasztany. Nagrodą za największą liczbę podniesionych kasztanów było oddanie »w ręce« mężczyzny, który – zdaniem obserwatorów – odbył najwięcej stosunków płciowych z przybyłymi prostytutkami."3) Ludek prosty a pobożny nic nie wie o prowadzeniu się czczonych przezeń Ojców Świętych, z ambony słyszy jeno wytykanie jego własnych grzechów. Gdy jest inteligentem i coś tam o papieżach czytał, polakatolik wzruszy ramionami: no cóż, ludzie są słabi i grzeszni. Zgoda. Ale jak taki papieski burdel ma się do nauk społecznych Kościoła, do całej jego metafizyki i do jego uroszczeń moralizatorskich? Prostytucja była w Państwie Kościelnym zjawiskiem stałym. Od czasów Aleksandra VI minęło parę pokoleń i oto za Klemensa VIII (czasy Tridentinum) naliczono w Rzymie 24 tys. prostytutek i 15 tys. bandytów.4) To był wiek XVI. Minęły dwa stulecia i o tym samym Imperium Dobra współczesny nam socjolog pisze: „Dla struktury społecznej Rzymu w XVIII wieku ważny był wysoki odsetek duchowieństwa świeckiego i zakonnego, żebraków i prostytutek."5) Zwróćmy uwagę, że w strukturze społecznej państwa superkatolickiego nie mają znaczenia ci, co „żywią i bronią" – chłopi, nie ma też mieszczaństwa. Szkielet państwa Ojca Świętego tworzą główne warstwy społeczne: księża zakonnicy żebracy i prostytutki. To w Rzymie. A w niedalekim, coś ponad 400 tys. ludności liczącym królestwie Neapolu było jeszcze w roku 1825 tylko: 27 tys. księży, 8 tys. zakonnic, 8 tys. mnichów, a do tego 20 arcybiskupów i 73 biskupów.6) Kraj zaś wydany na łup bandytyzmu, ciemnoty i demoralizacji przedstawiał obraz nędzy i największego upadku. Dziś, w wieku XX nie widzi się co prawda nigdzie tak barwnych szczegółów katolickiej szachownicy społecznej. Niemniej utrzymuje się podział Europy na kraje protestanckie i kraje katolickie, a ten podział pokrywa się zasadniczo z podziałem jej na obszary wysokiej kultury i wysokiego dobrobytu z jednej, a obszary zacofania i biedy materialnej z drugiej strony. Można jedynie powiedzieć, że kontrasty nie są dziś tak ostre jak w przeszłości. Niewiele można przeciwstawić twierdzeniu, że katolicyzm jako typ kulturowy jest wytworem nieudanym i człowiekowi źle służącym. Sprawdziło się to fatalnie na naszym charak- terze narodowym. Co jakiś czas spadają na bezbronny Lud Boży papieskie encykliki, listy pasterskie biskupów czy, jak u nas, aroganckie wypowiedzi prymasa. Kościół katolicki poucza. Poucza o tym, który ustrój jest dobry, a który nie, który zdrowy, który zaś chory, jakie powinny być stosunki społeczne, rodzinne, między kobietą a mężczyzną, gdy oboje znajdują się razem w łóżku, itp. Same verba, za boga jakieś exempla z własnej praktyki państwowej i społecznej pod rządami Ojców Świętych w niechlubnej pamięci Państwie Kościelnym. 1) John Ellis Cassino the hollow victory, Londyn 1984, s. 470. 2) Erazm Majewski Nauka o cywilizacji. III. Kapitał, Warszawa–Lwów 1914, s. 382. 3) Kazimierz Pospiszyl Tristan i Don Juan, Iskry, Warszawa 1986, s. 99. Autor podaje to za H. Ellis Sex in relation to society, Londyn 1937. 4) G. G. Coulton The Medieval Village, Cambridge Univ. Press, 1925. 5) StanisŁaw Ossowski O strukturze społecznej, PWN, 1986, wyd. II, s. 12. 6) J. M. Robertson A short history of Christianity, wyd. Thinker's Library. 11. Filozofia w Polsce a nasz charakter narodowy Gdy się rozważa problem charakteru narodowego, to nie sposób pominąć filozofii, która – łącznie z filozofią religii – ma udział największy w kształtowaniu tego charakteru. Nie popełnimy błędu twierdząc, że taki jest charakter narodu, jaka jego filozofia. Filozofia nie jest egzotyczną wiedzą akademickich techników filozofii, lecz nauką społeczną, ukazującą wartości i cele życia obowiązujące w danej zbiorowości. Jakąż tedy jest filozofia polska? W okresie zaborów głównym jej nurtem był, jak wiadomo, XIX-wieczny mesjanizm. Z wyjątkiem Hoene-Wrońskiego, który swój tajemniczy Absolut pojmował racjonalistycznie, wszyscy pozostali nasi mesjaniści byli teistami po katolicku. Dla Cieszkowskiego pojmowanie wszechrzeczy zaczynało się od Objawienia. O tej filozofii mówi historyk: „...granica między filozofią świecką a religijną, między poglądami mesjanistów a filozofów katolickich była mało wy- raźna."1) Gdyby mesjanizm zamykał się w wielotomowych księgach filozofów zawodowych, jego szkodliwość dla narodu w niewoli byłaby niewielka. Niestety, wcześniej mesjanistyczną bujdą otumanili duszę narodu nasi wielcy romantycy