Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Poza tym nikt oprócz mnie i Jondalara nie potrafi jeszcze używać tej broni, wszyscy będą uczyć się od podstaw. Jeśli zaczekasz chwilę, będziesz mógł pójść ze mną. Lanidar przyglądał się w milczeniu, gdy starannie czesała młodego ogiera. _ - Nigdy nie widziałem takiego brązowego konia. Większość z nich wygląda tak jak twoja klacz. _ Wiem - odrzekła Ayla. - Ale daleko na wschodzie, za ujściem Wielkiej Rzeki Matki, która ma swoje źródła po drugiej stronie wielkiego lodowca, żyją właśnie takie konie. I stamtąd przyprowadziliśmy tę parę. Wilk powrócił po chwili, znalazł sobie wygodne miejsce, okrążył je kilka razy i położył się, dysząc ciężko i z uwagą obserwując swą panią. - Dlaczego te zwierzęta przychodzą do ciebie, pozwalają, żebyś ich dotykała, i robią, co im każesz? - spytał Lanidar. - Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. - Są moimi przyjaciółmi. Polowałam kiedyś i do mojego dołu-pułapki wpadła klacz. Nie wiedziałam, że jeszcze karmi, póki nie zobaczyłam źrebicy, za którą goniło stado hien. Odpędziłam je, sama nie wiem dlaczego. Mała nie mogła żyć samodzielnie, więc wzięłam ją ze sobą, wykarmiłam i wychowałam. Pewnie wydawało jej się, że jestem jej matką. Z czasem stałyśmy się przyjaciółkami, nauczyłyśmy się wzajemnego zrozumienia. Robi to, co jej każę, bo chce to robić. Nazwałam ją Whinney - zakończyła Ayla, wymawiając imię klaczy w pierwotnej jego formie, czyli tak, jak brzmiało rżenie konia. Pasąca się opodal matka Zawodnika uniosła głowę i spojrzała w jej stronę. To ty?! Jak to zrobiłaś? - zdumiał się Lanidar. - Słuchałam i ćwiczyłam. To było jej prawdziwe imię, ale zwykle przedstawiam ją jako Whinney, bo ludzie lepiej rozumieją taką wymowę. Ten ogier jest jej synem. Byłam przyjego narodzinach, podobnie jak mój mężczyzna, Jondalar. To on nazwał źrebaka Zawodnikiem, ale to było trochę później - wyjaśniła Ayla. - Zawodnik to ktoś, kto lubi się ścigać i wygrywać - powiedział chłopiec. To samo mówił mi Jondalar. Ogier od początku lubił biegać i do dziś podoba mu się, kiedy pędzi na przedzie. Robi to zawsze, chyba że założę mu linę na szyję; wtedy grzecznie trzyma się za matką - dodała Ayla, pomału kończąc czesanie Zawodnika. - A jak to było z wilkiem? - zaciekawił się Lanidar. - Bardzo podobnie. Wychowywałam go od maleńkiego. Zabiłam jego matkę, bo kradła gronostaje z moich pułapek. Nie wiedziałam, że karmi - to była zima, nie pora na rodzenie młodych, na ziemi leżał śnieg. Poszłam po śladach wilczycy do jej legowiska. Była samotna i może dlatego przeżyło tylko jedno jej szczenię. Kiedy zabierałam Wilka ze sobą, ledwie zaczynał widzieć. Dorastał z dziećmi Mamutoi' uważa ludzi za swoją sforę - wyjaśniła. - Jak go nazwałaś? - spytał Lanidar. - Po prostu Wilk. Chciałbyś go poznać? - Jak to poznać? Czy można poznać wilka? - zdziwił się chłopiec. - Chodź, to ci pokażę - odpowiedziała. Lanidar zbliżył się lękliwie. - Daj rękę. Wilk ją powącha i zapamięta twój zapach. Potem będziesz mógł go pogłaskać. Malec zawahał się, z obawą myśląc o zbliżeniu zdrowej ręki do wilczej paszczy, ale przełamał się. Kiedy dotknął głowy zwierzęcia, uśmiechnął się szeroko. Spłoszyło go dopiero parsknięcie młodego ogiera. - Zdaje się, że Zawodnik dopomina się o pieszczotę. Chciałbyś go dotknąć? - spytała Ayla. - A mogę? - Chodź no tu, Zawodniku - powiedziała, wykonując ręką stosowny gest. Kasztanowy ogier o nieco ciemniejszych nogach, czarnej grzywie i ogonie podbiegł szybko i pochylił łeb nad dzieckiem, które odruchowo cofnęło się przed wielkim zwierzęciem. Koń nie był może drapieżcą o szczękach pełnych sztyletowatych zębów, ale to nie znaczyło, że był niegroźny. Ayla zanurzyła dłoń w plecaku, który leżał u jej stóp. - Ruszaj się powoli, daj mu rękę do powąchania. W taki sposób zwierzęta poznają świat. Potem będziesz mógł poklepać go po nozdrzach i po bokach łba - doradzała Ayla. Chłopak zrobił, co kazała. - Jego nozdrza są takie miękkie! - zawołał cicho. Nagle, jak spod ziemi, stanęła przed Lanidarem Whinney, bezceremonialnie odpychając Zawodnika na bok. Malec zląkł się nieco, gdyż w przeciwieństwie do Ayli nie zauważył, że klacz biegnie cicho, by sprawdzić, co się dzieje. Whinney też przepada za pieszczotami - wyjaśniła znachorka. - Konie lubią, kiedy poświęca się im uwagę, a przy tym są bardzo ciekawskie. Chciałbyś je pokarmić? - Chłopak skinął głową. Ayla otworzyła dłoń i pokazała mu dwa kawałki korzenia, który smakował koniom - młodej, dziko rosnącej marchwi. - Czy masz dość siły w prawej ręce, żeby coś w niej trzymać? _ Tak. __ W takim razie możesz karmić i klacz, i ogiera jednocześnie - stwierdziła uzdrowicielka, wkładając po jednym korzeniu w ręce Lanidara. - Podaj im na otwartych dłoniach, żeby same mogły wziąć. Są zazdrosne, kiedy karmi gjo tylko jedno z nich. Poza tym Whinney często wpycha się przed Zawodnika. W końcu jest jego matką, może mu rozkazywać. . Końskie matki też tak robią? - zdziwił się malec. - Tak, końskie też. - Ayla wstała, sięgając po uździenice z umocowanymi do nich linami. - Pora iść, Lanidarze. Jondalar na mnie czeka. Jeszcze tylko uwiążę konie... Nie lubię tego robić, ale to dla ich dobra. Nie chcę, żeby wałęsały się po okolicy samopas, przynajmniej do czasu, aż wszyscy ludzie z Letniego Spotkania nie dowiedzą się, że nie należy na nie polować