Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Zaraz je przyniosę. Siadaj tu. Nie chcę, żebyś ryzykował wejście po schodach. Cołby pozwolił ułożyć się na kanapie. Trzymał się za żebra i ze szlachetną miną dzielnie znosił cierpienie. - Bardzo ci dziękuję, skarbie. Diana żonglowała poduszkami, starając się ułożyć go jak najwygodniej. - Nie potrafię uwierzyć, że ktoś mógł zrobić ci coś takiego. Co za drań! - W pełni podzielam twoją opinię. - Położył się z cichym jękiem. - Nie ruszaj się. Zaraz wracam. - Nie bój się, nigdzie się nie wybieram. - J e s t e ś pewien, że nie wytrzymasz jazdy do miasteczka? Mogliby cię zbadać w szpitalu. - Uwierz mi, prędzej umrę. - To może wezwać lekarza do domu? - Akurat. Fulbrook Corners jest może nieco staro- Sny 273 świeckie, ale założę się o wszystko, że tutejsi lekarze przejęli zwyczaje swoich kolegów z metropolii i nie składają wizyt domowych. - Wezwę karetkę. - Nie, nie wezwiesz karetki. Diana wahała się przez kilka sekund żałując, że nie ma w tych sprawach żadnego doświadczenia, po czym ruszyła do łazienki na piętrze, gdzie trzymała podstawowe środki opatrunkowe i lekarstwa. Natępną godzinę spędziła opatrując Colhy'ego i przysięgając zemstę Harry'ernu. Mąż cierpliwie znosił jej zabiegi, choć wyraźnie cierpiał. - Przepraszam, że tak napadłam na ciebie od progu - rzekła pokornie, podając mu herbatę. - Zapomnij o tym - odparł wielkodusznie, podnosząc się ostrożnie i przyjmując z jej rąk filiżankę. - To ja przepraszam, że cię zdenerwowałem. - Chyba jednak za bardzo przejęłam się tym wariatem z River Road. - Jeśli już musisz znać prawdę, to ja też się rym przejąłem. Moim zdaniem powinniśmy skrócić nasz pobyt w tym malowniczym miasteczku. Spojrzała na niego zaskoczona. - Naprawdę? Dlaczego? Myślałam, że bardzo ci zależy, żeby zostać tu do końca wakacji. - „Szkarłatną mgłę" równie dobrze mogę skończyć w Portland. - Colby, nie rozumiem. Czemu tak nagle chcesz wyjechać? Przez Harry'ego? - Nie, niezupełnie. Zaczynam sam zadawać sobie pytanie, które bezustannie zadają mi wszyscy dookoła. - Jakie pytanie? - Po co, do diabła, po tylu latach wróciłem do Ful-brook Corners? 274 Jayne Ann Krentz - I co? Potrafisz na nie odpowiedzieć? - spytała łagodnie. - Powiedziałem Gilowi, że przyjechałem po to, żeby poznać ciebie. No więc poznałem cię. ożeniłem się z tobą i wyjedziemy, kiedy tylko będę mógł chodzić. Na razie czuję, że rozpadam się na milion kawałków. - Colby, jestem wściekła na tego drania. Jeszcze herbaty? - Nie, dziękuję, skarbie. - Pigułki pomogły? - No, już przeszły bóle menstruacyjne. ROZDZIAŁ SZÓSTY Kiedy następnego dnia w południe odwiedził ich Gil Thorp. Colby nadal królował na kanapie. Podniósł głowę znad zapisków do ..Szkarłatnej mgły", które robił na żółtych kartkach dużego notatnika i ironicznie uśmiechnął się za plecami Diany, otwierającej właśnie drzwi. Gil dostrzegł jego uśmiech i uniósł wysoko krzaczaste brwi, zachowując jednak dyplomatyczne milczenie. - Wspaniale, że do nas wpadłeś - stwierdziła Diana, wpuszczając go do środka. - Spotkałam twoją żonę na poczcie i powiedziałam jej, że coś trzeba zrobić. Colby zabronił mi o tym mówić komukolwiek, ale nie mogłam zachować tego w tajemnicy przed Evelyn! Proszę, siadaj. Zrobię kawę. - Spojrzała na męża. - Dla ciebie też, Colby? - Dzięki, skarbie. Bardzo miło z twojej strony. I może jeszcze te ciasteczka, które ostatnio kupiłaś? - Zaraz wracam. - Diana zniknęła w kuchni. - A więc - stwierdził sucho Gil - jak rozumiem, cierpisz z godnością i w milczeniu po tym, jak oberwałeś w okrutnej bójce? - Znasz mnie. Potrafię cierpieć w milczeniu. - Aha! - Gil przyjrzał się tacy smakołyków tuż obok kanapy, kupce książek i pism ułożonych na stoliku, strategicznie rozłożonym poduszkom i pustej filiżance po kawie. - Wiesz, co myślę? - No? 276 Jayne Ann Krentz - "Waśnie odkryłeś kolejne rozkosze małżeństwa i dosłownie się w nich pławisz. Czy kiedykolwiek dbała tak o ciebie jakaś kobieta? - Nie. Nie pamiętam. - W głosie Colby'ego zabrzmiała szczerość. Uśmiechnął się. - Łatwo się do tego przyzwyczaić