Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Lensmann mruknął coś niewyraźnie pod nosem. Ja tymczasem kontynuowałam: - Oskar pozostał jeszcze kilka minut, gdy wyszli już Olsenowie. Po Oskarze zjawił się u mnie Erik - powiedziałam, czerwieniąc się jak burak. - Był... był trochę egzaltowany. Pamiętam, że przysiadł na brzegu łóżka i już się stamtąd nie ruszał. Więcej naprawdę sobie nie przypominam, bo byłam bardzo wyczerpana. Wydaje mi się, że Erik siedział daleko od stolika. - Rozumiem. A co z Grimem? - Grim pozostał, aż usnęłam, co zresztą nastąpiło bardzo szybko. Lensmann Magnussen spojrzał na zegarek i rzucił jakby od niechcenia: - Wygląda na to, że Inger, Lilly i Grim mieli największe szanse. - Ale chyba nie tak łatwo sporządzić truciznę w domu? - przerwałam szybko. - Przecież potencjalny morderca musiał wejść w posiadanie tej... rtęci. Magnussen uśmiechnął się tajemniczo. - To już zostaw mnie. Ale jeśli jesteś ciekawa, zapytaj pana doktora, w jaki sposób można zdobyć rtęć. I nic się nie martw, do wszystkiego powoli dojdziemy. Uspokoiłam się po tych słowach. - Nawet nie miałam kiedy się zdenerwować. Nie mogę tego w ogóle pojąć. Może nie całkiem zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji. - Wszystko w porządku. Nie ma podstaw do obaw. Jeśli pan doktor nadal będzie się tobą tak troskliwie opiekował, z pewnością nic ci nie grozi - powiedział lensmann i mrugnął porozumiewawczo do Br?thena. - Wrócę tu jeszcze, jeśli pojawią się kolejne wątpliwości. Podszedł do drzwi. - Panie Magnussen! Nigdy nie uwierzę, żeby któryś z moich przyjaciół miał coś wspólnego z tą okropną sprawą! - wykrzyknęłam. Lensmann odwrócił się i spytał: - Kari, czy myślisz, że mnie łatwo prowadzić to dochodzenie? Pamiętaj, że wśród podejrzanych są moi najbliżsi. A jednak państwo Olsenowie mają niepodważalne alibi. Na wszelki wypadek chyba jeszcze raz przepytam pastora. - A potem? - Zamierzam wprowadzić w życie twój szalony pomysł: chcę dokonać obdukcji zwłok kapitana Moe - odparł z powagą i wyszedł, trzasnąwszy za sobą drzwiami. Nie wiem, czy to ze względu na moją osobę, czy też w związku z próbą pozbawienia mnie życia, Br?then każdego dnia na kilkanaście minut pojawiał się u mnie. Najwyraźniej nie były tym zachwycone pielęgniarki z oddziału. Zawsze, gdy Br?then wpadał na krótką pogawędkę, któraś z sióstr pod byle pretekstem zjawiała się przy moim łóżku. Br?then odgrażał się, że sam wpadnie na trop potencjalnego zabójcy, który podrzucił mi truciznę, a mnie z kolei udzielił się jego zapał. Nasze rozmowy jednak nie przybliżyły rozwiązania zagadki, niemniej obecność Br?thena sprawiała mi niezwykłą przyjemność. Chwilami nawet zapominałam, że cała ta ponura sprawa dotyczy właśnie mnie samej. Dzięki Br?thenowi traktowałam to wszystko jak pasjonujący kryminał. Zwracał się do mnie po imieniu, więc i ja w końcu odważyłam się na to samo. Ostrożnie podpytywałam go o rtęć, którą umieszczono w przeznaczonej dla mnie kapsułce, i o to, czy każdy może wejść w jej posiadanie. Okazało się, że nie jest to wcale trudne. Po prostu wykorzystano kapsułkę po innym leku, wprowadzając do niej rtęć ze zwykłego termometru. Byłam zaszokowana. Nie mogłam uwierzyć, że tak niewielka dawka rtęci może być niebezpieczna. Okazało się jednak, że wszystko zależy od reakcji organizmu, który zazwyczaj broni się i wydala truciznę. Gdy jest słaby i wyczerpany, zażycie takiej kapsułki pociąga za sobą fatalne skutki. Rtęć wywiera szczególnie negatywny wpływ na nerki, a to niełatwo wykryć. Na szczęście ordynator był skrupulatny, w przeciwnym razie źle by się to wszystko dla mnie skończyło. Tor miał wyjątkowe poczucie humoru i zawsze potrafił mnie rozbawić. Zdarzało się jednak, że siedział skupiony, z wyrazem zmęczenia, a może nawet troski na twarzy. Gdy go na tym przyłapywałam, uśmiechał się i znowu zaczynał żartować. Zastanawiałam się, co go gnębi. Nie śmiałam myśleć, że może to ja jestem powodem jego wewnętrznych rozterek. Nadszedł dzień, gdy w moim pokoju zjawił się ordynator i oznajmił, że mogę wracać do domu. Spakowałam się szybko, mimo że ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zorientowałam się, iż w czasie pobytu w szpitalu zgromadziłam mnóstwo przeróżnych przedmiotów. Objuczona niczym wielbłąd, czekałam na ojca, który miał mnie zabrać do domu